Jeśli należysz do tych osób, którzy uwielbiają świąteczne slashery i wykłócają się, że "Szklana pułapka" to bożonarodzeniowy klasyk, leć do kina na "Dziką noc" z Davidem Harbourem ze "Stranger Things". (Krwawa) zabawa gwarantowana. Ale jeśli wolisz "To wspaniałe życie" i nawet "Kevin sam w domu" przyprawia cię o mdłości, to... omijaj multipleksy szerokim łukiem. "Dzika noc" to mordercza głupotka, ale fanów gatunku usatysfakcjonuje.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Dzika noc" to świąteczna komedia akcji w reżyserii Tommy'ego Wirkoli ("Hansel i Gretel: Łowcy czarownic", "Zombie SS", "Siedem sióstr")
Kiedy członkowie bogatej rodziny zostają zakładnikami w Wigilię, Święty Mikołaj rozpoczyna krwawą batalię z bezwzględnymi przestępcami
W roli zapijaczonego i skłonnego do przemocy Świętego Mikołaja wystąpił David Harbour ("Stranger Things", "Czarna Wdowa", "Hellboy")
W pozostałych rolach występują: John Leguizamo, Alex Hassell, Alexis Louder, Edi Patterson, Cam Gigandet, Leah Brady i Beverly D'Angelo.
Film można oglądać już w kinach. Przeczytajcie naszą recenzję "Dzikiej nocy"
Niby to wszystko już było. Mikołaja, który wcale nie jest święty, mieliśmy w "Złym Mikołaju" z Billym Bobem Thorntonem (i w... "Listach do M."), a świąteczną batalię ze złoczyńcami w "Szklanej pułapce" i serii o Kevinie. Ba, popkultura doczekała się nawet odrębnego podgatunku horrorów, czyli Santa slasherów, w których święty Mikołaj (lub ktoś za niego przebrany) robi krwawą jatkę: "Zły święty", "Cicha noc, śmierci noc", "Rare Export: Opowieść wigilijna" czy "Deadly Games".
"Dzika noc", nowy świąteczny (albo raczej: "świąteczny) film z Davidem Harbourem, czyli uwielbianym Jimem Hopperem ze "Stranger Things", nie sili się na oryginalność. Tommy Wirkola, czyli reżyser tak pokręconych, kuriozalnych horrorów, jak "Hansel i Gretel: Łowcy czarownic" i "Zombie SS", miesza wszystkie ograne motywy (krwawe święta, Mikołaj zabójca, przestępczy skok w Boże Narodzenie, dziecko kontra złole) w jednym kotle i wychodzi z tego gwiazdkowa komedia akcji bez trzymanki, w której trup ściele się gęsto, a brodacz z workiem prezentów pije i beka.
Jednak ma... to swój urok, chociaż urok to raczej złe słowo w przypadku "Dzikiej nocy". Jest (mordercza) zabawa, ale absolutnie nie dla wszystkich. Dla kogo?
Mikołaj wcale nie jest święty
Jest Wigilia i z tej okazji obrzydliwie bogata rodzina Lightstone'ów gromadzi się w wielkiej posiadłości w Greenwich. To, ujmując to wprost, nędzne kreatury, które ledwo ze sobą wytrzymują i nie umieją ze sobą rozmawiać.
Jest dominująca głowa rodziny z ciętym językiem (Beverly D'Angelo z serii "W krzywym zwierciadle"), łasa na pieniądze lizuska (Edi Patterson), odstręczający nastoletni influencer (znany z "The Boys" Alexander Elliot), dręczony poczuciem winy złoty chłopiec (Alex Hassell) i komicznie zarozumiała aspirująca gwiazda filmowa (Cam Gigandet ze "Zmierzchu"). Słowem, niefajna familia złożona z samych Grinchów.
Jest jeszcze Trudy (Leah Brady), siedmioletnia córka Jasona Lightstone'a (Hassell) i jego (prawie) byłej żony Lindy (Alexis Louder), jedyna dobra istota w całym klanie, która nie dość, że wierzy w Świętego Mikołaja, to jeszcze otrzymuje od ojca nadajnik, z którym podobno może rozmawiać z przybyszem z Północy.
Ten nadajnik szybko się przyda, bo zanim członkowie rodziny zaczną "świętować", zostaną zakładnikami przestępców, na których czele stoi bezwzględny Scrooge (John Leguizamo z "Moulin Rouge"). Tak, jego ksywka wcale nie jest przypadkowa, bo reszta złoczyńców również przybrała świąteczne pseudonimy, jak Krampus czy Gingerbread. Scrooge, jak samo literackie nazwisko wskazuje, jest łasy na pieniądze, a dokładniej na 300 milionów dolarów ukrytych w skarbcu w piwnicy. Akcję planował od miesiąca, a za godzinę zero obrał właśnie wigilijny wieczór.
Nie przewidział jednak jednego: że Święty Mikołaj (David Harbour) naprawdę istnieje i akurat w tym momencie przyniesie prezenty do rezydencji Lightstone'ów.
Kiedy brodacz materializuje się przez komin (tak, ten święty ma supermoce, a do tego posiada cyfrową listę grzecznych i niegrzecznych dzieci), spotyka bandę Scrooge'a i dowiaduje się od Trudy, co się dzieje. Potem zawiązuje siwiejące słowy w kucyk, zakasuje rękawy i zaczyna morderczą jatkę. To nie będzie dobry dzień dla tych niegrzecznych, bo ci raczej nie spodziewali się bojowego, wytrenowanego w sztukach walki Mikołaja-byku, który ma setki lat i... kiedyś był wojownikiem Wikingów.
Krwawe święta w "Dzikiej nocy"
"Dzika noc" wygląda zupełnie tak jak brzmi. Wulgaryzmy gonią wulgaryzmy, a akcja akcję. Jest krwawo i brutalnie, a momentami świąteczny film z Davidem Harbourem bezwstydnie wchodzi na tory "Kevina samego w domu" i nawet nie ukrywa, że właśnie tym gwiazdkowym klasykiem się inspirował.
Tyle że tu ludzie naprawdę giną i to okrutnie. Gardła są przebijane gwoździami, głowy oskalpowane i odcinane, ciała wbijane na pal, a jądra... wysadzane w powietrze. Są eksplozje, strzelaniny i bijatyki.
Ale tak jak w przypadku Kevina czy Johna McClane'a (bo "Dzika noc" czerpie też garściami ze "Szklanej pułapki"), Święty Mikołaj zabija w dobrej sprawie i w imię świątecznego ducha. Mimo że rodzina Grinchów mało nas obchodzi, a Lightstone'owie są zarysowani grubą kreską i na kolanie, to jest jeszcze przecież urocze dziecko, wierząca w Mikołaja i magię świąt Trudy. To właśnie dla niej brodacz w czerwonym wdzianku postanawia zrobić Scrooge'owi i jego bandzie jesień średniowiecza. Trudy zresztą sama zamienia się w Kevina i ochoczo świętemu pomaga.
"Dzika noc" nie jest odkrywcza, a przypadku reżysera Tommy'ego Wirkoli jest nawet... zbyt grzeczna. Sekwencje walk są nieco banalne i brakuje im "tego czegoś" – chociaż jedna w stylu "Kevina samego w domu" usatysfakcjonuje każdego widza (a przynajmniej tego, który lubi krwawe jatki) – ale wrażenie robią efekty specjalne, których w tego typu filmach raczej się przecież nie spodziewamy. Mikołaj materializujący się przez komin i szalone jazda w saniach po niebie to naprawdę coś.
Mamy z tego wszystkiego dość prostacką i toporną radochę, ale przecież nie wszystko musi być wyrafinowane. Jednak dla tych, którzy z podgatunkiem Santa slasherów są już dobrze zaznajomieni, może być po prostu nudnawo i mało odkrywczo. "Dzika noc" nic nowego do worka tych krwawych filmów nie wnosi.
David Harbour jako święty Mikołaj wymiata
Chyba nikt się jednak nie zdziwi, że duchem tego szalonego filmu jest David Harbour. Amerykański aktor udowodnił już, że jest świetny w rolach jowialnych, brzuchatych facetów, trudnych, ale o dobrym sercu ("Stranger Things", "Czarna Wdowa"). Do tej roli jest wprost stworzony.
Jego Święty Mikołaj jest pijakiem, który sika i wymiotuje na swoje sanie, oraz zrzędą, który nie może przeżyć, co się stało ze współczesnymi dziećmi. Jest wulgarny, bojowy i zupełnie nieświęty, ale w głębi duszy jest dobry, bo przecież walczy dla dziewczynki, która jest na jego liście grzecznych dzieci. Mikołaj Harboura jest również zwierzęco wręcz seksowny i pociągający, co Wirkola dobrze wie i nie szczędzi nam zbliżeń na jego twarz czy... ujęć bez koszulki (a raczej czerwonego wdzianka).
David Harbour przekona więc do "Dzikiej nocy" wszystkich niezdecydowanych, ale uwaga, to nie jest film dla wszystkich. Przemoc i okrucieństwo są tutaj napisane wielkimi literami, a od wulgaryzmów puchną uszy. Jeśli nie gustujesz w tego typu świątecznych wariacjach, to omijaj ten film szerokim łukiem. I pod żadnym pozorem nie bierz na niego dzieci, niech postać małej Trudy cię nie zmyli. To film absolutnie tylko dla dorosłych.
Mimo że nie jest to wielkie dzieło, to amatorzy morderczych klimatów i bystrych one-linerów upstrzonych słowem na "k", będą bawili się świetnie. Czy czeka nas więcej świątecznych akcyjniaków z komedią i thrillerem w pakiecie? Proszę bardzo, ale pod warunkiem, że we wszystkich będzie grać David Harbour.