Ochroniarze nie chcieli wpuścić do klubu Bohema w Nowym Sączu niepełnosprawnego artysty. Szukali różnych pretekstów - najpierw nie podobały im się jego spodnie moro, potem skórzana kurtka, w końcu pozwolili mu wejść pod warunkiem, że siądzie z boku i "nie będzie straszył innych gości". Skąd tak skandaliczne zachowanie ochroniarzy? - To się sprowadza do specyfiki tego miasta i tej knajpy - mówi Stanisław Kmiecik, artysta, który w końcu nie zobaczył koncertu swoich znajomych.
Niepełnosprawny artysta, Stanisław Kmiecik od lat udziela się charytatywnie, próbuje pomagać innym. Urodził się bez rąk, a swoje obrazy maluje stopami lub ustami. Zaczął już w wieku 5 lat.
Jak podaje gazetakrakowska.pl Stanisław Kmiecik, który uwielbia muzykę, w niedzielę wybrał się na koncert do klubu Bohema. Wtedy zaczęły się kłopoty. Ochrona nie chciała go wpuścić. Po długich namowach jedynym ustępstwem ze strony klubu było wymuszone pozwolenie, jeżeli Stanisław Kmiecik usiądzie w kącie, by "nie straszyć innych gości". W końcu do lokalu nie wszedł.
Specjalne spodnie
W rozmowie z naTemat artysta opowiedział, co naprawdę stało się pod klubem Bohema w Nowym Sączu. – Czułem się zagubiony. To nie było przyjemne – mówi Stanisław Kmiecik. – Wraz z żoną czekaliśmy przed wejściem w nadziei, że sprawa jakoś się wyjaśni – dodaje. Na nic się to zdało. W klubie był koncert bluesowo-jazzowego zespołu Antidotum, niektórzy członkowie zespołu to prywatnie przyjaciele
artysty. – Nie pomógł fakt, że nawet gitarzysta zespołu wyszedł przed klub, by jakoś przekonać ochroniarzy – opowiada Stanisław Kmiecik.
Oprócz niepełnosprawności, ochroniarzom nie podobał się ubiór niechcianego gościa. Miał na sobie spodnie moro i skórzaną kurtkę. – Te spodnie kosztowały więcej, niż zarabia ten ochroniarz. Mam swoje sentymenty. Jestem artystą, nie muszę nosić garnituru. Dodatkowo to spodnie szyte na zamówienie. Mają duże kieszenie, bardzo nisko, prawie na łydkach, dzięki temu, gdy wychodzę sam, mogę w nich schować np. dokumenty i sięgnąć po nie stopą w razie potrzeby – mówi Stanisław Kmiecik.
Skórzana kurtka
Ochroniarze wyszukiwali kolejne absurdalne powody przeciw wpuszczeniu niepełnosprawnego mężczyzny do klubu. Kazali mu ściągnąć skórzaną kurtkę. Stwierdził, że tego nie zrobi. Wtedy jeden z ochroniarzy poszedł na ustępstwo tłumacząc, że może wejść, o ile nie będzie straszył innych gości i usiądzie daleko od nich. - Ten pierwszy ochroniarz powiedział mi, "Jak cię wpuszczę, to mnie z pracy wywalą – opowiada Stanisław Kmiecik. – Sytuacja stała się fatalna. Potem przyszedł drugi ochroniarz, który nie chciał iść na żadne ustępstwa – dodaje.
Artysta do klubu Bohema nie wszedł. – Byli tam moi znajomi, w tym z zagranicy, a skończyło się tak nieprzyjemną sytuacją. Gdybym był 16-latkiem, w skórzanej kurtce, który po jednym piwie zacząłby wariować, to zrozumiałbym zachowanie ochroniarza. Ale stary chłop po czterdziestce nie będzie się awanturował – śmieje się Stanisław Kmiecik.
"Miasto łysych"
Przed kilkoma miesiącami w rozmowie z naTemat Iwona Plater z Fundacji Aktywnej Rehabilitacji (której pracownicy malowali na murach Warszawy graffiti z osobami niepełnosprawnymi w zwykłych, życiowych sytuacjach) opowiadała, że Polacy stają się wyrozumiali. Chcą pomagać niepełnosprawnym, lecz nie wiedzą jak. Stanisław Kmiecik nie ma powodu, by
wątpić w to stwierdzenie. Jego zdaniem nieprzyjemność, jaka spotkała go przed klubem Bohema wynika ze specyfiki Nowego Sącza.
– W Nowym Sączu jest wielu łysych i gości w dresach. Nie chciałem zbytnio podskakiwać przy wejściu, bo nie wiadomo, co może z takiej sytuacji wyniknąć. To się sprowadza do specyfiki tego miasta i tej knajpy – mówi malarz. – Urodziłem się w Nowym Sączu, przeniosłem do Krakowa bo to piękne i otwarte miasto, ale nigdy nie wyrzekłem się rodzinnych stron i zawsze przyznaję, skąd pochodzę – tłumaczy. Dodaje, że wiele zrobił dla Nowego Sącza - organizował pokazy swoich prac, z których dochód był przeznaczany na cele charytatywne, organizował spotkania z dziećmi, by uczyć ich, jak sam mówi, nie tolerancji, lecz normalności.
Zaznacza, że ludzie młodzi często wyjeżdżają z Nowego Sącza w poszukiwaniu pracy czy szerszych perspektyw. – Niech pan sobie wyobrazi, kto zostaje, mieście – stwierdza. – Ja nie chodzę zazwyczaj do Bohemy. Przed kilkoma laty klub prezentował wyższy poziom. W niedzielę chciałem po prostu posłuchać koncertu znajomych – kwituje Stanisław Kmiecik.
– Mąż przyzwyczaił się do takich reakcji niektórych ludzi. W pewnym stopniu godzi się z tym. Lecz ja, jako osoba pełnosprawna, uważam, że sytuacje takie jak przed wejściem do Bohemy są niedopuszczalne – dodaje Monika Kmiecik, żona artysty.
Przepraszamy
Krzysztof Ruchała, właściciel Bohemy o całej sytuacji dowiedział się z gazet. – Dopiero dziś wieczorem spotkam się z ochroniarzami, by wyjaśnić ten problem. Jest mi bardzo
przykro, źle się stało – mówi. – To się nie powinno zdarzyć. Na pewno będę dążył do zorganizowania spotkania z artystą oraz ochroniarzami, byśmy mogli oficjalnie go przeprosić – tłumaczy Krzysztof Ruchała. Zaznacza, że oczywiście pewnych osób do Bohemy nie wpuszczają, np. tych przyodzianych w dresy. – Zadziałał tu czynnik ludzki, którego nie potrafię na chwilę obecną wytłumaczyć. Mamy swoje regulaminy, być może ochroniarz zbyt dosłownie je potraktował, zinterpretował bardzo indywidualnie. Jeszcze raz dodam, że jest mi bardzo przykro. Mleko się wylało. Teraz trzeba naprawić szkody – ocenia Krzysztof Ruchała.
Złe jednostki
Jadwiga Jasińska, prezes Stowarzyszenia Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niepełnosprawnych Ruchowo i Umysłowo "Nadzieja" w Nowym Sączu nie uważa, że miasto jest jakoś szczególnie nieprzyjemne dla niepełnosprawnych. – Nasi podopieczni nigdy się na to nie skarżyli. Wielokrotnie wybieramy się z nimi do miasta, do kina. Nie spotkaliśmy się z barierami mentalnymi – tłumaczy.
Zaznacza, że podopieczni stowarzyszenia nie zawsze znajdują się pod opieką dorosłych, po mieście przemieszczają się też sami. Jej zdaniem nawet wtedy nie spotkali się z wrogością. – Stanisław Kmiecik miał po prostu pecha. Trafił na ochroniarza, którego trzeba zreformować. To nie miasto, lecz indywidualni ludzie są nieprzyjaźni dla niepełnosprawnych. A takie jednostki są wszędzie – kwituje.
Niepełnosprawni mają dość problemów, nie potrzebują, by inni rzucali im kłody pod nogi. Kwestię wzajemnych relacji w krótkich i dosadnych słowach podsumował Stanisław Kmiecik. To, że mamy dobre relacje z osobami niepełnosprawnymi, nie świadczy o naszej tolerancji. Świadczy o naszej normalności.
Mąż przyzwyczaił się do takich reakcji niektórych ludzi. W pewnym stopniu godzi się z tym. Lecz ja, jako osoba pełnosprawna, uważam, że sytuacje takie jak przed wejściem do Bohemy są niedopuszczalne.
Stanisław Kmiecik
W Nowym Sączu jest wielu łysych i gości w dresach. Nie chciałem zbytnio podskakiwać przy wejściu, bo nie wiadomo, co może z takiej sytuacji wyniknąć. To się sprowadza do specyfiki tego miasta i tej knajpy.