
Ochroniarze nie chcieli wpuścić do klubu Bohema w Nowym Sączu niepełnosprawnego artysty. Szukali różnych pretekstów - najpierw nie podobały im się jego spodnie moro, potem skórzana kurtka, w końcu pozwolili mu wejść pod warunkiem, że siądzie z boku i "nie będzie straszył innych gości". Skąd tak skandaliczne zachowanie ochroniarzy? - To się sprowadza do specyfiki tego miasta i tej knajpy - mówi Stanisław Kmiecik, artysta, który w końcu nie zobaczył koncertu swoich znajomych.
W rozmowie z naTemat artysta opowiedział, co naprawdę stało się pod klubem Bohema w Nowym Sączu. – Czułem się zagubiony. To nie było przyjemne – mówi Stanisław Kmiecik. – Wraz z żoną czekaliśmy przed wejściem w nadziei, że sprawa jakoś się wyjaśni – dodaje. Na nic się to zdało. W klubie był koncert bluesowo-jazzowego zespołu Antidotum, niektórzy członkowie zespołu to prywatnie przyjaciele
Ochroniarze wyszukiwali kolejne absurdalne powody przeciw wpuszczeniu niepełnosprawnego mężczyzny do klubu. Kazali mu ściągnąć skórzaną kurtkę. Stwierdził, że tego nie zrobi. Wtedy jeden z ochroniarzy poszedł na ustępstwo tłumacząc, że może wejść, o ile nie będzie straszył innych gości i usiądzie daleko od nich. - Ten pierwszy ochroniarz powiedział mi, "Jak cię wpuszczę, to mnie z pracy wywalą – opowiada Stanisław Kmiecik. – Sytuacja stała się fatalna. Potem przyszedł drugi ochroniarz, który nie chciał iść na żadne ustępstwa – dodaje.
Przed kilkoma miesiącami w rozmowie z naTemat Iwona Plater z Fundacji Aktywnej Rehabilitacji (której pracownicy malowali na murach Warszawy graffiti z osobami niepełnosprawnymi w zwykłych, życiowych sytuacjach) opowiadała, że Polacy stają się wyrozumiali. Chcą pomagać niepełnosprawnym, lecz nie wiedzą jak. Stanisław Kmiecik nie ma powodu, by
Mąż przyzwyczaił się do takich reakcji niektórych ludzi. W pewnym stopniu godzi się z tym. Lecz ja, jako osoba pełnosprawna, uważam, że sytuacje takie jak przed wejściem do Bohemy są niedopuszczalne.
Krzysztof Ruchała, właściciel Bohemy o całej sytuacji dowiedział się z gazet. – Dopiero dziś wieczorem spotkam się z ochroniarzami, by wyjaśnić ten problem. Jest mi bardzo
W Nowym Sączu jest wielu łysych i gości w dresach. Nie chciałem zbytnio podskakiwać przy wejściu, bo nie wiadomo, co może z takiej sytuacji wyniknąć. To się sprowadza do specyfiki tego miasta i tej knajpy.
Jadwiga Jasińska, prezes Stowarzyszenia Rodziców i Przyjaciół Dzieci Niepełnosprawnych Ruchowo i Umysłowo "Nadzieja" w Nowym Sączu nie uważa, że miasto jest jakoś szczególnie nieprzyjemne dla niepełnosprawnych. – Nasi podopieczni nigdy się na to nie skarżyli. Wielokrotnie wybieramy się z nimi do miasta, do kina. Nie spotkaliśmy się z barierami mentalnymi – tłumaczy.
