Ja, żona, nasza niespełna roczna córka oraz rodzice małżonki. Do tego przed nami mniej więcej 700-kilometrowa trasa. Co może pójść nie tak? Jeśli ktoś z czytelników miał okazję już zostać rodzicem, wie, że mniej więcej... wszystko może pójść nie tak. A jednak porwałem się na taką podróż i dzisiaj wiem, że ona udała się tylko dlatego, że ruszyłem w drogę komfortowym vanem od Mercedesa.
Reklama.
Reklama.
Lata lecą, a jedno się nie zmienia – Mercedes klasy V to w zasadzie samochód, który na rynku… nie ma konkurencji. Multivan od Volkswagena to jednak półkę niżej. V-klasa to jedyny van w klasie premium, który można dostać w Polsce.
Ale jednocześnie samochód, który widzicie na zdjęciach, miał premierę w… 2014 roku.
Czytaj także:
A do tego zauważmy jeszcze, że obecna klasa V powstała na płycie podłogowej… poprzednika. Czyli z grubsza podobny samochód można było kupić już w 2003 roku. Nie brzmi zbyt fajnie, prawda?
Ale to tylko pozory. Po pierwsze – w świecie vanów czas płynie jednak wolniej i pewne rzeczy, które konsumencko brzmiałyby już po prostu jako przestarzałe na rynku SUV-ów, tutaj nikomu nie przeszkadzają. A po drugie… to po prostu diabelnie dobre auto. Ale po kolei.
Większego się już nie da
Samochód, który widzicie na zdjęciach, to dokładnie Mercedes-Benz V 300 d Avantgarde w wersji ekstradługiej. Na tym ostatnim epitecie chcę się skupić – klasa V jest dostępna w trzech długościach, a do testu przypadła mi ta najdłuższa.
Finalnie rozchodzi się przede wszystkim o pojemność bagażnika – klasa V zawsze jest dostępna z trzema rzędami siedzeń (w tym wypadku były to dwa fotele z przodu, dwa niesamowicie wygodne fotele w środkowym rzędzie oraz 3-osobowa kanapa z tyłu). Wersja ekstradługa mierzy grubo ponad pięć metrów, a żeby otworzyć klapę bagażnika, musicie mieć przynajmniej sześć i pół metra (!) miejsca.
Do tego niemal dwa metry wysokości (uwaga w garażu, z podniesioną klapą bagażnika jest ponad dwa metry) i niemal 1,9 metra szerokości. O takim kolosie mówimy.
Najważniejszy jest jednak rozstaw osi. Ten wynosi 343 centymetry, co oznacza mniej więcej tyle, że w środku jest więcej miejsca niż w łazience w przeciętnym polskim mieszkaniu. Ta przestrzeń to oczywiście pierwsza składowa komfortu, który oferuje ten samochód.
Wygodnie, wygodnie, wygodnie
Z tym komfortem człowiek w klasie V obcuje od pierwszej chwili. Automatycznie otwierane z pilota (a raczej – te które zaprogramujecie, bo z pilota da się tylko jedne) obie pary bocznych drzwi to tylko przedsmak tego, co człowieka czeka w środku.
Zacznijmy od przodu. Klasa V to może i konstrukcja z 2014 roku – widać to po przestarzałych zegarach za kierownicą, z których Mercedes wycofał się wiele lat temu.
Ale po liftingu wprowadzono nowy ekran środkowy z systemem multimedialnym MBUX – dokładnie takim, jak w każdym innym nowym Mercedesie. Do tego oczywiście jest obsługa Android Auto oraz Apple CarPlay – coś niezbędnego w takim aucie.
Komfortową obsługę auta umilają też takie gadżety jak pakiet parkowania z (bardzo dobrej jakości) kamerą 360 stopni czy oczywiście cały pakiet systemów i asystentów bezpieczeństwa. Klasa V to może i gigantyczne auto, ale ma adaptacyjny tempomat czy system utrzymania na pasie ruchu zupełnie tak jak "mniejsze" auta.
Do wrażeń z jazdy – też komfortowych – wrócę później. W drugim rzędzie są dwa fotele, nazwałbym je lotniczymi.
Wygoda jest nieprzeciętna, zwłaszcza że ten model był wyposażony także w pakiet stołowy, który rozkłada się dosłownie jedną ręką. I już – można grać w karty czy zjeść kanapkę.
Na kanapie z tyłu także nie brakuje miejsca. Oczywiście wszystkie fotele były pokryte skórą i jeszcze raz podkreślę przestrzeń – gdyby nie to, że klasa V jest doskonale (jak na vana) wyciszona, pierwszy rząd z trzecim raczej nie miały szans dogadać się ze względu na odległość.
Aha – fotele i kanapa są oczywiście na szynach. Wnętrze można więc dostosowywać do swoich potrzeb kosztem miejsca na nogi czy w bagażniku.
Czy coś tu nie zagrało? Schowki – jest ich jak na lekarstwo. W samochodzie tych wymiarów i o takim przeznaczeniu powinno być ich więcej. W V-klasie przestrzeń jest jednak nieszczególnie dobrze zaprojektowana.
A jak to jeździ?
Wspomniałem już o ciszy w aucie i to chyba największe zaskoczenie podczas jazdy. Mercedes przy konstruowaniu klasy V nie oszczędzał na matach wygłuszających. W efekcie w tej cegle na kołach nawet na autostradzie jest po prostu cicho. Do 140 km/h jest naprawdę okej, a powyżej za hałas odpowiada głównie opór powietrza.
Taka prędkość nie jest też żadną przesadą. Klasa V pomimo swoich wymiarów jest kompletnie niewzruszona nierównościami na drodze i jest po prostu przyjemna, "zwarta" w prowadzeniu. To na pewno najlepszy na rynku van do prowadzenia.
Całość jest zresztą bardzo sprawna na drodze. Wersja 300 d daje kierowcy do dyspozycji 237 koni mechanicznych i jak to w silnikach wysokoprężnych – pokaźny moment obrotowy, bo aż 500 niutonometrów.
Efekt to dość zaskakujące przyspieszenie do 100 km/h w raptem 9,3 sekundy. W takim ponad 2,5-tonowym kolosie to bardzo solidne liczby – klasa V zresztą chętnie przyspiesza praktycznie w całym zakresie obrotów, bo moment obrotowy jest dostępny już od 2400 obrotów na minutę.
Aha – diesel nie klekocze (poza rozruchem na zimno i gwałtownym przyspieszaniem). W środku jest naprawdę cicho. Miło zaskakuje też spalanie. Na autostradzie przy pięciu pasażerach wystarczy 10-11 litrów oleju napędowego na 100 kilometrów.
No dobrze, ale za co tak naprawdę lubię klasę V? Za to, że wymyśliłem sobie odległy cel i do niego po prostu dojechałem.
Ostateczne auto rodzinne
Dzieci generalnie zmieniają się szybko – taki truizm, ale istotny dla mnie przy okazji tego testu. Moja córka raczej za podróżami w samochodzie nie przepada. Może to taki charakter, a może warto jednak przyznać przed samym sobą, że kilka godzin w dziwnie wyprofilowanym foteliku z możliwością gapienia się tylko w kanapę nie brzmi zbyt fancy.
A jednak z Warszawy do Zachodniopomorskiego dojechałem. A potem nawet dalej – na niemiecką wyspę Rugia w Meklenburgii-Pomorzu Przednim.
I z perspektywy czasu wiem, że w SUV-ie nie dałbym rady. Nawet w teoretycznie siedmiomiejscowym Mercedesie GLS, który jest wspaniałym autem, ale… jak każdy siedmioosobowy SUV daje wybór: albo dwa dodatkowe miejsca, albo bagażnik (choc w GLS i tak coś się da włożyć). Coś za coś.
W praktyce taka podróż oznaczałaby ścisk dla trzech osób w drugim rzędzie, z czego fotelik zajmuje jednak… dużo miejsca.
Czytaj także:
Tymczasem w klasie V było po prostu wygodnie. Przestronnie. Na tyle przestronnie, że wózek i tona bagaży zmieściły się w bagażniku, a pasażerowie mieli komfortowe warunki do – no cóż, taka prawda – zabawiania mojej córki. W żadnym SUV-ie nie jest to możliwe, a taka wielogodzinna podróż byłaby po prostu udręką. I dla dziecka, i dla dorosłych.
Oczywiście ta historia ma swoją ciemną stronę – moją córka w trakcie podróży przerobiła chyba każdą zabawkę, jaką posiada. Więc na koniec trasy w środku klasy V walało się na podłodze dosłownie wszystko – od zabawek przez flipsy kukurydziane aż po kubki niekapki. Ale znowu – w zwykłym SUV-ie nie byłoby nawet gdzie tego... wysypać.
Niemniej jednak – udało się. Więc jeśli szukacie naprawdę wygodnego, rodzinnego auta w trasę i nie chcecie jechać tylko z dzieckiem lub tych dzieci macie po prostu więcej – potrzebujecie czegoś takiego.
Pozostaje tylko kwestia ceny. Tanio... no chyba nikt nie myślał, że będzie tanio? Testowany egzemplarz został wyceniony na dokładnie 423 710,40 zł. Ale możliwości są na równie wysokim poziomie.