– Rodzina oddaje babcię przed świętami, jest jeden telefon albo wcale i po świętach telefon, że pacjentka umarła. Duże zaskoczenie. Czasami ci pacjenci odmawiają jedzenia, mówią: "Przyjdzie córka i przyniesie. Obiecała mi". Nikogo nie da się na siłę nakarmić. Rozpacz tego człowieka doprowadza do tego, że on odchodzi z tego świata – opowiada Iza, pielęgniarka oddziałowa w Klinice Chorób Wewnętrznych, Zawodowych i Nadciśnienia Tętniczego USK we Wrocławiu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wystarczy nie podać wody albo leków. Odwodnienie, ból w klatce, skoki ciśnienia. I już można dzwonić po karetkę albo porzucić babcię w izbie przyjęć. W szpitalu muszą ją położyć na oddział. Spędzi tam święta. Rodzina odpocznie, może nawet gdzieś za granicą.
Pielęgniarki i lekarze dobrze wiedzą, że w święta szpitalne łóżka zajmą "świąteczni dziadkowie". – Prawie każdy z nas spotkał się bądź spotka z taką sytuacją – rzuca młody lekarz.
Iza, pielęgniarka oddziałowa w Klinice Chorób Wewnętrznych, Zawodowych i Nadciśnienia Tętniczego USK We Wrocławiu, od lat wita w święta schorowanych seniorów. W rozmowie z naTemat opowiada o tym, jak Polacy pozbywają się dziadków.
Tak, to już się zaczęło (rozmawiamy 9 dni przed świętami – red.). Najwięcej pacjentów, których nazywamy "świątecznymi dziadkami", zjawia się w szpitalu mniej więcej na tydzień przed Bożym Narodzeniem. Ale i przywożą ich w wakacje, kiedy rodzina ma zaplanowane wczasy.
Kiedyś przed długim sierpniowym weekendem pani doktor zadzwoniła do rodziny, że mogą odebrać babcię ze szpitala i usłyszała: "oszalała pani, przecież my jutro wyjeżdżamy do Hiszpanii". Kiedy zapytała, czy babcię zabiorą ze sobą, odłożyli słuchawkę. Do szpitala przyszli po nią dopiero we wrześniu.
Kim są świąteczna babcia i świąteczny dziadek?
To najczęściej pacjenci leżący, których trzeba nakarmić, przebrać, przewinąć. Właściwie wszystko trzeba przy nich zrobić. Wystarczy takiemu starszemu człowiekowi nie podać leków czy wody i on trafia na SOR w ciężkim stanie.
Musicie go przyjąć?
Tak, musimy. Podajemy kroplówki, płyny, nawadniamy. Tacy ludzie czasami wymagają też podania antybiotyku – im zawsze coś dolega. A rodzina to wykorzystuje.
Kiedyś przyszła do mnie młoda kobieta, na oddziale leżała jej babcia. I zapytała: "Czy to prawda, że jeśli babci nie poda się leków, to znów może trafić do szpitala?". Pacjentka nie dotrwała do wypisu, odeszła.
Jak poznać, że rodzina chce się pozbyć seniora na czas świąt?
Zdarza się na przykład tak, że przyjeżdża karetka ze starszym pacjentem, a z jego rodziną w ogóle nie ma kontaktu. Albo jak już pacjent jest zarejestrowany, to rodzina natychmiast się oddala, a czasem po prostu porzuca dziadka na SOR-ze.
Taki świąteczny dziadek wie, że rodzina właśnie się go pozbyła na czas świąt?
Starsi ludzie nie zawsze są świadomi tego, co się właśnie stało. Czasami po prostu nie wiedzą, że rodzina ich porzuciła na święta w szpitalu. A bywa i tak, że nie chcą się do tego przyznać.
Co mówią, kiedy pozostają samotni w święta?
Oni nigdy nie powiedzą, że są samotni. "Rodzina do mnie przyjdzie. Oni mnie kochają. Córka mi na pewno przyniesie opłatek" – raczej tak mówią. Nie dopuszczają do siebie w ogóle myśli, że zostali opuszczeni. Nigdy nie mówią źle o rodzinie.
Usprawiedliwiają dzieci: "Córka jest zajęta, bardzo ciężko pracuje"; "Syn ma w tej chwili bardzo dużo na głowie"; "To nie jest złe dziecko, nie wychowałam złego dziecka, tylko tak musiało być w tej chwili".
Niektórzy wiedzą, że rodzina ich porzuciła. Zawsze bardzo cierpią. Cały czas jest płacz, nie chcą jeść.
Czekają na bliskich?
Czekają.
A ktoś ich odwiedza?
Czasami, ale nie zawsze. Raczej rzadko.
Jak rozmawiacie z takimi pacjentami?
Jeżeli pacjent jest świadomy i kolejny raz spędza święta w szpitalu, to staramy się nie rozmawiać na ten temat. Nie chcemy prowokować płaczu. Podchodzimy do niego jak do osoby, która potrzebuje od nas pomocy. Powiemy jakieś dobre słowo, posiedzimy dłużej. W większości przypadków są to osoby wymagające opieki. Oni nie zawsze są świadomi swojego stanu zdrowia i w ogóle tego, że są.
Jak wyglądają święta w szpitalu?
Pacjentów jest wtedy trochę mniej. Kogo możemy, to wypisujemy. Wiadomo - żeby święta spędził w domu. Ci, którzy zostają w szpitalu, dostają kolację taką trochę bardziej wigilijną: barszczyk, kawałek ryby, niektórzy kapustę. W korytarzu stoi choinka.
Przypominamy takim ludziom, że są święta. Staramy się z nimi porozmawiać, poczęstować swoim jedzeniem. Do barszczu wrzucamy opłatek. I na tym kończą się święta w szpitalu.
Co się dzieje, kiedy "świąteczną babcię" można już wypisać do domu?
Jeżeli rodzina poda numer telefonu, to możemy zadzwonić i powiedzieć: "Stan zdrowia babci się polepszył i niedługo będzie wypis". Ale kiedy nie mamy numeru, to czekamy, aż sama rodzina się zgłosi.
Taki człowiek po prostu w szpitalu czeka, aż ktoś go odbierze?
Tak, leży i czeka. Czasami miesiącami.
Potem przenosicie go do jakiegoś ośrodka?
Kiedy przez długi czas nie ma kontaktu z rodziną, to zaczynamy szukać takiemu pacjentowi ośrodka. Ale to wymaga czasu – to są miesiące.
Macie świątecznych dziadków, którzy co roku do was wracają?
Co roku nie. Zdarza się, że ci pacjenci po prostu nie dożyją kolejnych świąt albo trafiają do innego szpitala.
Rodzina, oddając seniora na święta do szpitala, próbuje się jakoś tłumaczyć?
Czasami po prostu nic nie mówią, tylko dzwonią i pytają, co u tej osoby słychać. Jeśli usiłujemy od nich wyciągnąć jakieś szczegółowe informacje: numer telefonu, nazwisko, to zdarza się, że nagle rozmowa się urywa.
Przez telefon można też podać się za sąsiadkę i próbować się czegoś dowiedzieć. Wiadomo, że nie udzielamy w taki sposób informacji, ale oni dopytują np. o to, czy chory żyje, czy nie żyje. Jeśli pacjent umrze i mamy numer telefonu do rodziny, to dzwonimy.
Zdarza się, że rodzina zostawia seniora na święta i ta osoba odchodzi?
Tak, i tak bywa. Ludzie potrafią umrzeć z tęsknoty, chociaż oczywiście też wiek i stan zdrowia się do tego przyczyniają. Czasami ci pacjenci odmawiają jedzenia, bo: "Przyjdzie córka i przyniesie, obiecała mi". Próbujemy, ale na siłę nie da się nikogo nakarmić.
Rozpacz tego człowieka doprowadza do tego, że on odchodzi z tego świata. Rodzina oddaje go przed świętami, jest jeden telefon albo wcale i po świętach telefon, że pacjent umarł. Duże zaskoczenie.
Ma pani dla takich rodzin zrozumienie?
Czasami te rodziny tłumaczą, że są zmęczeni całoroczną opieką nad seniorem i muszą odpocząć. Albo: "Tyle lat pracował, tyle lat płacił składki, jemu się to należy". Oczywiście, że się należy, ale w godnych warunkach.
Zawsze tłumaczymy, że jeśli rodzina nie ma możliwości opieki w domu, w godnych warunkach, to można chorego oddać do jakiegoś ośrodka. Ale to się wiąże z kosztami.
A ludzie nie chcą płacić.
Moim zdaniem łatwiej jest po prostu oddać takiego seniora do szpitala. Nie trzeba załatwiać dokumentów, płacić i czekać. W domu trzeba zapewnić opiekę, podać lekarstwa, być przy tym pacjencie, wezwać lekarza. Dla niektórych to jest bardzo ciężkie. Zdarzają się też rodziny, które odwiedzają bliskich w święta. Przychodzą, przynoszą pokarmy, spędzają czas. Ale to jest rzadkość.
Jeden z lekarzy ze zrozumieniem powiedział tak: system jest niewydolny, dlatego przemęczeni opiekunowie pozbywają się seniorów i oddają ich do szpitali.
Jest np. "system 21", czyli 21 dni, kiedy raz w roku można oddać seniora pod opiekę. Ale za to się płaci i tu jest problem. Bo nie ma takiej opcji, żeby oddać gdzieś starszego człowieka za darmo. Dlatego ludzie oddają rodziców, dziadków do szpitala, bo w szpitalu wszystko się należy za darmo, a pieniądze zostają w domu.
Z drugiej strony, gdyby np. pieniądze za pobyt czasowy były przekazywane na szpital i wiadomo by było, że rodzina ich nie dostanie, to ci pacjenci nie leżeliby u nas miesiącami. A jak babcia leży w szpitalu, to nic nie kosztuje, a rodzina pobiera pieniądze.
Pamiętam, jak starsza kobieta leżała u nas cztery miesiące, rodzina się nią zupełnie nie interesowała. Syn - alkoholik - chciał tylko jej emerytury. Nie miał jej kto odebrać ze szpitala, a ona nie dożyła miejsca w domu opieki społecznej. Odeszła u nas. Było nam bardzo przykro.
Zżyliście się.
Tak, teraz też mamy pacjentkę, która leży u nas od sześciu miesięcy i czeka na zakład opiekuńczy. Ona nie była nam już w stanie powiedzieć, czy ma rodzinę. Czasami wraca jej pamięć i nawołuje jedno imię. Nikt jej nie odwiedza.
Traktujemy ją szczególnie: dokarmiamy, przynosimy jej zabawki, ubrania, słodycze. Kiedyś wchodzę do sali i pytam: "Irenka, a co ty teraz tutaj robisz? - Ano jem, a masz dla mnie coś dobrego?". Straszne jest, że nie ma się nią kto zająć. Taka osoba jest skazana na łaskę albo niełaskę obcych ludzi.
Kiedy znikają świąteczni dziadkowie?
Mniej więcej w okolicach 6 stycznia, kiedy kończą się wszystkie święta, długie weekendy. Wtedy rodziny zaczynają sobie przypominać o dziadkach porzuconych w szpitalach.
Co by pani powiedziała ludziom, którzy pozbywają się seniorów i umieszczają ich w szpitalach?
Że kiedyś sami mogą doczekać takiego losu. Przecież nasze dzieci, wnuki widzą, co robimy i się od nas uczą. Mówi się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni.