Prawie połowa Polaków gubi się, czytając rozkład jazdy i mapkę pogody. Lekarze muszą pisać pacjentom skróty z ulotek, bo wielu z nich nie rozumie słów "skutki uboczne". Nic w tym dziwnego. Myślenie Polaków zdominowały skróty i piktogramy. Dłuższych tekstów nie potrafią zrozumieć nawet magistrzy, którzy przez studia prześlizgują się, nie czytając ani jednej książki.
Choć powszechny obowiązek szkolny powinien sprawić, że czytać i pisać potrafią dziś już wszyscy, po każdych kolejnych badaniach czytelnictwa eksperci biją na alarm. Nie dość, że czytamy coraz mniej, to jeszcze coraz mniej z czytanych książek rozumiemy. Powody wydają się dość oczywiste: rozwój technologii, tabloidyzacja przekazów i brak pozytywnego snobizmu związanego z czytelnictwem.
Wokół czytania powstają kolejne społeczne akcje, takie jak "Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka", czy ostatnio – wymiana książek w gdańskich tramwajach. Ich pomysłodawcy wiedzą, że książka to nie tylko zastępcza forma rozrywki, ale też gwarant demokratycznego systemu. Czy i kiedy zrozumie to reszta?
Magiczne ułamki
– Prowadzę zajęcia ze studentami pierwszego roku. Wielu z tych, którzy przychodzą na zajęcia nie potrafi dodawać ułamków. To nie jest żart. Nie potrafią też wypowiadać złożonych zdań. Są kompletnie nieprzygotowani do samodzielnego studiowania. To nie jest większość, ale ta grupa jest bardzo widoczna – mówi dr Mikołaj Jasiński z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW.
Socjolog nie jest odosobniony. Podobne tendencje zauważył dr Tomasz Makowski, dyrektor Biblioteki Narodowej. "25 procent osób z wyższym wykształceniem nie przeczytało czy nawet nie przejrzało w ciągu roku żadnej książki. Choćby albumu czy książki kucharskiej. Dziesięć lat wcześniej było to tylko 2 procent. Nie czyta też jedna trzecia uczniów (od 15. roku życia, bo tę grupę obejmują badania) i studentów. To znaczy, że można zaliczyć rok szkolny czy akademicki wyłącznie na podstawie bryków i cudzych notatek, nie mając kontaktu z żadnym dłuższym tekstem" – powiedział w rozmowie z "Krytyką Polityczną".
"Polski analfabeta może mieć nawet dyplom wyższej uczelni i nie rozumieć tego, co czyta. W sensie technicznym umie czytać i rozumie słowa, ale związków między nimi już nie. Tacy ludzie zajmują nawet kierownicze stanowiska, bywają też dyrektorami szkół" – przekonywał też na łamach "Nowej Trybuny Opolskiej" prof. Zbigniew Kwieciński z UMK w Toruniu.
Tajemnicza mapa pogody
Historie opowiadane przez akademików pewnie można by traktować jako anegdoty, gdyby nie to, jak wtórni analfabeci funkcjonują w społeczeństwie. Jeden z warszawskich lekarzy psychiatrów przyznaje, że swoim pacjentom musi często tłumaczyć ulotki dołączone do leków, których stosowanie im zaleca, albo podkreślać w nich kluczowe słowa. Pacjenci nie rozumieją na przykład słowa "uboczne". Lekarz musi więc pisać: "dwa razy dziennie, może boleć brzuch".
Z badań przeprowadzonych przez pracowników Międzynarodowego Programu Oceny Umiejętności Uczniów (PISA) i OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) wynika natomiast, że prawie połowa z biorących udział w eksperymencie Polaków gubiło się przy odczytywaniu rozkładu jazdy pociągów czy... analizowaniu mapki pogody (miało z tym problem 40 proc. osób).
Trzy czwarte rodaków bezradnie rozkładało ręce przy pytaniu, czy dostrzegają związek między dwoma wykresami (jeden dotyczył sprzedaży petard, drugi - liczby wypadków). W rezultacie na najwyższych (piątym i czwartym) poziomie znalazło się zaledwie 3% Polaków.
Fragment tekstu "Kraj wtórnych analfabetów", "Tygodnik Przegląd"
Erozja demokracji
"Ten wtórny analfabetyzm, mała ciekawość, brak ambicji to cechy współczesnego odbiorcy kultury masowej" – ubolewała reżyserka Agnieszka Holland już trzy lata temu podczas Kongresu Kultury Polskiej.
Dr Barbara Murawska z Wydziału Pedagogicznego UW zwraca uwagę, że wtórny analfabetyzm odbija się też na komunikacji międzyludzkiej. Także tej mówionej. – Coraz mniej rozumiemy język metaforyczny. Komunikaty przestają mieć subtelność symbolu. Jeśli ktoś się nim posłuży, nie zostanie zrozumiany. Mówimy do siebie, ale się nie rozumiemy – mówi.
Akademicy zwracają też uwagę, że wtórny analfabetyzm to zjawisko, które prędzej czy później wróci do każdego z nas. Dr Barbara Murawska: – Odejście od czytania książek i nieustanne korzystanie z internetu sprawia, że pewne formy analizy wykonuje za nas maszyna. W ten sposób pozbywamy się umiejętności posługiwania się własnym rozumem.
Mariusz Janicki, dziennikarz "Polityki" zauważył, że w Polsce zaczyna dominować "tabloidowy umysł", ton nadają osoby, które nie są w stanie zrozumieć już skomplikowanych, ważnych komunikatów.
Tabloid (chodzi tu o sposób postrzegania świata, a nie tylko konkretne produkty medialne) zarasta umysły, jak chwast, wypierając inne uprawy [...]. Tabloidowy umysł nie rośnie więc w górę, tylko na boki, żywiąc się informacyjnymi chipsami, myślowym śmieciem. W efekcie otłuszcza się bezużyteczną tkanką, powstałą z pochłaniania pustych kalorii, przesłodzonych memów, ścinków i odpadów. [...] Wraca się do narracji obrazkowej, jak w czasach kiedy opowieści z polowań były rysowane na ścianach jaskiń.
Fragment tekstu "Prawdoidy z tabloidów", "Polityka"
To z kolei może prowadzić nawet do erozji demokracji, w której nieprzygotowane umysły nie są w stanie rozliczyć rządzących. "Ludzie nie rozumieją, czy dane posunięcie ekonomiczne będzie dla nich korzystne. A skoro nie rozumieją, to przestają zajmować się sprawami państwa. Głosowanie w wyborach staje się więc mechaniczną czynnością, a wynik ma niewiele wspólnego z demokracją. Władza będzie mogła robić, co chce, bo ludzie dobrowolnie oddają kontrolę nad nią" – diagnozował Mariusz Janicki w rozmowie z naTemat.
Moda i odwaga
Naukowcy przestrzegają jednak przed zbytnim pesymizmem. Dr Barbara Murawska: Choć dane dotyczące czytelnictwa są szokujące, trzeba przypomnieć sobie, że kiedyś wykształcenie wyższe zdobywało zaledwie 9 proc. społeczeństwa. Teraz to 35 proc. Nie jest tak, że dobrych studentów jest teraz mniej, ale są oni mniej widoczni w masie – mówi. Nie zaprzecza jednak, że z wtórnym analfabetyzmem trzeba walczyć.
Dr Mikołaj Jasiński, który prowadzi badania jakości kształcenia na Uniwersytecie Warszawskim przekonuje, że akademicy znaleźli na to sposób. – Różne wydziały postępują w różny sposób: Wydział Fizyki organizuje douczanie dla studentów pierwszego roku. Na Wydziale Geologii odsiew studentów po pierwszym roku jest na poziomie 50 proc. Ci, którzy zostają, wiedzą, że muszą się uczyć – przekonuje i dodaje, że uniwersytety muszą zrobić trzy rzeczy: utrzymać wysoki poziom kształcenia za wszelką cenę, nie bać się wyrzucać słabszych lub leniwych i utrzymać mechanizmy, które pozwolą najlepszym być awangardą. – Do tego jednak trzeba odwagi – mówi socjolog.
Z wtórnym analfabetyzmem można walczyć nie tylko na uczelniach. Udowadnia to Gdańsk, gdzie zorganizowano wspólną akcję tramwajów i bibliotek. W 35 tramwajach zawisły torby z książkami. Piktogramami na szybach oznaczono też miejsca dla czytelników. Pasażer może czytać udostepnione ksiazki podczas jazdy, zabrać je do domu, a także udostępnić innym własne. I choć wielu gdańszczan ma wątpliwości, czy akcja się powiedzie, jej organizatorzy nie ustają w wysiłkach. Zapewniają, że w miejsce brakujących woluminów będą dokładać nowe do skutku.
– Permanentna moda na czytanie jest nam wszystkim potrzebna – podkreślił prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
Reklama.
Marcin Król
filozof, historyk idei
Ciekawym przykładem jest legenda prezydenta Ronalda Reagana. Opinia publiczna uważała go za niemądrego, mówiło się, że nie ma sensu dawać mu tekstu wystąpienia dłuższego niż jedna strona, bo sobie z nim nie poradzi. A on udawał że jest głupszy niż był w istocie, bo uważał, że to z punktu widzenia wyborców wygodne. Sądził, że to daje mu szansę. CZYTAJ WIĘCEJ