- Radek wyszedł po chleb i już nie wrócił - powiedziała zrozpaczona seniorka. Jej wnuk to 38-letni Radosław. Historię mężczyzny zna już cała Polska, w wyniku upadku na śliski chodnik, mężczyzna zmarł. Okazuje się, że jego rodzice nie żyją, a on mieszkał z babcią, którą się opiekował. Teraz staruszka została sama.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Super Express" dotarł do babci mężczyzny, który we wtorek 20 grudnia zmarł po uderzeniu głową o chodnik
Okazało się, że 38-latek sam zajmował się babcią, mieszkali we dwoje
Teraz staruszka jest zrozpaczona, dodaje, że wnuk wyszedł po chleb i nigdy więcej go nie zobaczy
Babcia mężczyzny, który zmarł po upadku na chodnik jest zrozpaczona
Okazuje się, że 38-letni Radosław mieszkał niedaleko miejsca, w którym doszło do wypadku. Z zawodu był kierowcą, a swoją pracę godził z opieką nad babcią, ze staruszką także mieszkał. Jak w rozmowie z SE.pl opowiada staruszka, rozmawiała z wnukiem przed jego wyjściem.
Ten wybierał się tylko do pobliskiego sklepu po chleb. Przed wyjściem ostrzegał ją przed "szklanką na drodze" i prosił, by w czasie tak niesprzyjającej aury została w mieszkaniu.
- Ja mam 84 lata. Ledwo wychodzę z domu. Tego poranka Radek poszedł po chleb. Jeszcze rozmawialiśmy o tej szklance, która była na chodniku. Mówił: babciu, żeby Tobie nie przyszło do głowy, żeby gdzieś wychodzić. Kiedy długo nie wracał, zaczęłam się martwić - mówiła kobieta.
Potem staruszka dostała telefon od jednego ze swoich synów, który poinformował tylko, że do niej przyjedzie. Dopiero w domu powiedział roztrzęsionej kobiecie, że jej wnuk zginął praktycznie pod jej oknami.
- Mieliśmy robić święta. Zamiast tego będzie pogrzeb. Kto chciałby mieć takie Boże Narodzenie? - cytuje kobietę Super Express. Rodzina zmarłego ma być oburzona tą sytuacją. Babcia mężczyzny w rozmowie z portalem podkreślała, że nikt z administracji się z nimi nie skontaktował. Nie rozmawiała z nimi także policja czy prokuratura.
- Jestem wściekła, bo mój wnuczek zginął tylko dlatego, że ktoś nie posypał chodnika. Nie chcę zemsty, ale ktoś musi za to odpowiedzieć - podkreśla kobieta. Dodała także, że skoro "płaci 1200 złotych czynszu, to na coś powinno to iść". Do sprawy odniósł się także prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Trzaskowski skomentował wypadek 38-latka
Jak już informowaliśmy w naTemat złożył on rodzinie zmarłego kondolencję i przyznał, że jest mu bardzo przykro. Musiał wyjaśnić jednak, że miasto nie jest odpowiedzialne za odśnieżanie czy posypanie piaskiem tego fragmentu drogi, na którym doszło do wypadku mężczyzny, bo za nią odpowiada "podmiot prywatny". Dodał jednak: "Staramy się egzekwować, żeby również prywatne podmioty odśnieżały tam, gdzie są za to odpowiedzialne".
Podkreślił również, że ratusz odpowiada tylko za chodniki administrowane przez miasto, czyli te na przystankach, wejściach do metra albo po prostu tam, gdzie nie ma budynków np. przy parkach.
- To razem jest 2,5 mln mkw, za które odpowiadamy. W związku z sytuacją, którą monitorujemy od wczoraj, wszystkie służby ruszyły do tego, żeby zabezpieczyć chodniki - poinformował. Faktem jest jednak, że w środę (21 grudnia) nadeszła już odwilż, a chodniki były najbardziej niebezpieczne dzień wcześniej.