Sondaż o przyszłości politycznej Beaty Szydło nie przypadł do gustu samej zainteresowanej – taki wniosek można wysnuć z jej komentarzy na Twitterze. Była premier rządu PiS wydaje się dotknięta badaniem United Surveys wykonanym na zlecenie Wirtualnej Polski. Sprawę komentuje w naTemat prof. Rafał Chwedoruk (UW).
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Anna Dryjańska: Ponad 40 proc. wyborców PiS widzi Beatę Szydło jako kandydatkę partii na prezydenta w 2025 roku. 15,1 proc. chciałoby, by została premierem jeszcze przed najbliższymi wyborami parlamentarnymi, a 21,3 proc. widzi ją w tej roli po wyborach. To mało?
Prof. UW Rafał Chwedoruk: Wyniki byłej pani premier nie są złe. Trzon elektoratu PiS, choć baza wyborcza tej partii zawęża się, widzi ją w poważnych rolach. Nawet te nieco ponad 14 proc. ogółu społeczeństwa, które wyobraża ją sobie jako kandydatkę na prezydenta, to nie jest niski rezultat.
Od czasu utraty premierostwa w polityce zdarzyło się bardzo wiele, a w dzisiejszych czasach wyborcy łatwo zapominają. Każda z sondażowych opcji pokazuje, że wyborcy PiS nie pragną wysłać Beaty Szydło na polityczną emeryturę, a znaczna część z nich chce jej na szczytach władzy państwowej. To powinno się podobać politykowi, zwłaszcza że byli premierzy, jeśli wracają, to w rolach epizodycznych, czasem na marginesie poważnej polityki.
Tweety Beaty Szydło świadczą o tym, że nie jest zadowolona – wręcz przeciwnie. Była premier atakuje dziennikarzy i badaczy, podważa wyniki. Dlaczego puściły jej nerwy, skoro jest tak dobrze?
Myślę, że Beata Szydło jest zbyt doświadczonym politykiem, by poniosły ją emocje, zwłaszcza że nie słynie z impulsywności na Twitterze. Stawiałbym raczej na to, że jako była premier, posłanka i radna, z rozmysłem zamieściła te komentarze. To jest obliczone na konkretny efekt.
Gdy spojrzy się na to powierzchownie, reakcja Beaty Szydło może się wydawać nieracjonalna. W końcu wojny polityków z mediami zazwyczaj kończą się źle dla polityków. Lepiej podchodzić z pokorą, a nawet coś przemilczeć, niż wchodzić w otwarty konflikt. Potyczki z mediami tylko napędzają dalsze zainteresowanie tematem.
A gdy spojrzy się głębiej?
Wtedy można wziąć pod uwagę możliwość, że słowa byłej premier tak naprawdę nie były adresowane do pracowni United Surveys i redakcji Wirtualnej Polski, tylko do kogoś innego. Redakcja stała się medium w innym kontekście tego słowa – mimowolnym pośrednikiem.
To do kogo może mówić Beata Szydło?
Myślę, że to wiadomość skierowana do prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Warto spojrzeć na nią na tle pogarszającej się sytuacji partii rządzącej, wziąć pod uwagę trudne realia ekonomiczne, a także problemy z reakcją na tragedię w Przewodowie, czy historię z granatnikiem w Komendzie Głównej Policji.
Wobec stagnacji sondażowej politycy PiS wiedzą, że stąpają po polu minowym, nieuchronna staje się sytuacja, w której nie pójdą do wyborów po zwycięstwo, lecz jak najmniej dotkliwą porażkę. Każdy chce pozostać w grze, ale liczba miejsc na listach wyborczych jest ograniczona.
Sama Beata Szydło oczywiście nie ma się czego bać. W ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego zdobyła rekordową liczbę głosów – ponad pół miliona. To poważny wynik nawet jak na sprzyjającą PiS Małopolskę, rzecz jasna poza Krakowem. Pozostaje jednak pytanie, co dalej z jej ludźmi.
Każdy polityk, który osiąga znaczącą pozycję, dorabia się zaufanego grona współpracowników na różnych poziomach władzy. Nie inaczej jest w przypadku Beaty Szydło. O nich już była premier może się martwić.
Dlatego, że co prawda statek PiS nie tonie, ale wszystko wskazuje na to, że będzie mniej miejsca na pokładzie?
Tak. Wybory mają się odbyć za 10 miesięcy, a już teraz w Prawie i Sprawiedliwości trwają wojny podjazdowe różnych frakcji. Każdy ważniejszy nurt chce zapewnić przyszłość swoim stronnikom, ale nie da się zapewnić miękkiego lądowania wszystkim.
Dla pewnej grupy osób po prostu zabraknie funkcji i stanowisk. Dotyczy to nie tylko Sejmu, gdzie – wszystko na to wskazuje – partia Jarosława Kaczyńskiego zdobędzie mniej mandatów, niż ma obecnie, ale i innych szczebli władzy. Ta świadomość powoduje, że napięcie w PiS jest olbrzymie, choć oficjalnie przecież nie zaczęła się nawet kampania wyborcza, już nie mówiąc o zgłaszaniu list.
Czyli gdyby PiS szedł po zwycięstwo...
...To Beata Szydło z tym sondażem w ręku mogłaby pójść do Jarosława Kaczyńskiego i pokazać mu, jak bardzo wyborcy PiS jej chcą. A potem urządzić konferencję prasową, by się publicznie pochwalić. Nawet jeśli byłej premier nie zależałoby na prezydenturze, wysokie poparcie wzmocniłoby jej pozycję negocjacyjną w innych kwestiach.
Jednak wiele wskazuje na to, że PiS zmierza ku porażce, więc te dwa gniewne tweety Beaty Szydło to z jednej strony gra o swoich ludzi, z drugiej echo jej rozżalenia po nagłym odwołaniu ze stanowiska premiera w grudniu 2017 roku, gdy premier Szydło wygrała głosowanie ws. konstruktywnego wotum nieufności, a i tak została zobligowana do dymisji. To była gwałtowna degradacja premiera i awans Mateusza Morawieckiego.
Przez Szydło przemawia kompleks Morawieckiego?
Nie szedłbym aż tak daleko. Nikt nie wierzy przecież, że jest to najbardziej podmiotowy i autonomiczny polityk PiS. Znacznie mocniejszą pozycję mają choćby Mariusz Błaszczak, Joachim Brudziński, Mariusz Kamiński, czy Ryszard Terlecki. Raczej Beata Szydło może mieć żal do prezesa PiS z tego powodu, że w ogóle postanowiono ją odwołać, aniżeli dlatego, że zastąpił ją akurat Mateusz Morawiecki.
Beata Szydło wtedy nie zbuntowała się przeciw prezesowi, ale teraz zdaje się oczekiwać politycznej rekompensaty, co manifestuje odpowiedzią na wynik badania opinii wyborców prawicy. Gwałtowna, krytyczna i niewspółmierna do realnej treści reakcja na sondaż z całą pewnością nie służy Prawu i Sprawiedliwości jako partii, zwłaszcza tuż przed świętami.