W domu jednorodzinnym w Siecieborzycach doszło do eksplozji pakunku. W wyniku zdarzenia w województwie lubuskim do szpitala trafiła 31-letnia kobieta i jej dwoje dzieci. 7-latka i 3-latek są w ciężkim stanie z licznymi obrażeniami. Teraz na jaw wychodzą nowe fakty. "Fakt" ujawnia, jak mogło dojść do zdarzenia.
Reklama.
Reklama.
Złamania otwarte, powbijane kawałki bomby w ciele, urwanie kończyny oraz doszczętnie zniszczony dom – to skutek zamachu, do którego doszło w Siecieborzycach
Lokalna społeczność prowadzi zbiórkę środków na leczenie i rehabilitację pani Urszuli oraz pomoc dla jej rannych dzieci
Jak ustalił "Fakt", zamachowiec najprawdopodobniej zakradł się do domu przez las, a następnie przez pole, by móc pozostawić pakunek przed posesją
Eksplozja w Siecieborzycach – bomba dedykowana prawie zabiła rodzinę
19 grudnia 2022 roku – ta data na długo zapisze się w pamięci mieszkańców Siecieborzyc. Niewielka miejscowość w województwie lubuskim znalazła się na medialnym świeczniku za sprawą tragedii, do której doszło w domu jednorodzinnym.
Okoliczności zdarzenia ustalili dziennikarze "Faktu". Z ich relacji wynika, że 31-letnia kobieta razem z 3-letnim synem wyszli przed dom na podwórko. To właśnie chłopiec znalazł pięknie zapakowaną paczkę, zostawioną na chodniku przy posesji.
Maluch wziął pakunek, a następnie zaniósł go do domu. Wtedy przedmiot wzięła zaskoczona matka. Zaczęła rozpakowywać "prezent", którym okazał się ładunek wybuchowy. Po jego naruszeniu doszło do eksplozji.
Co stało się w Siecieborzycach? Pilnie operowano mamę i jej dwoje dzieci
Eksplozja paczki była tak silna, że wybiła okna i wyrwała z futryny drzwi. Rodzina odniosła zaś niezwykle poważne obrażenia. Odłamki bomby raniły wszystkich. W przypadku 31-latki konieczne było operowanie oczu. Nie wiadomo, czy kobieta odzyska wzrok. W wyniku zdarzenia straciła także dłoń.
W przypadku 7-letniej dziewczynki materiał wybuchowy doprowadził do złamania otwartego ręki. Najlżej ranny był 3-latek. W jego przypadku mowa tylko o wbiciu się kawałków bomby w ciało.
W naTemat informowaliśmy, że zarówno kobieta, jak i jej dzieci zostali przewiezieni na OIOM, poddani operacji, a następnie wprowadzono ich w stan śpiączki farmakologicznej. Tuż po zabiegu u 3-latka zaś odnotowano poważne problemy z oddychaniem.
Teraz "Fakt" podał nowe informacje o zdrowiu matki i jej dzieci. Całą trójkę wybudzono ze śpiączki. Ich stan jest ciężki, ale stabilny. – Stan zdrowia rannych osób nie pogorszył się – przekazała tabloidowi Ewa Antonowicz, rzeczniczka zielonogórskiej prokuratury.
Kto dokonał zamachu w Siecieborzycach? Policja intensywnie szuka sprawcy
Głos w sprawie zabrał także ekspert ds. terroryzmu Andrzej Mroczek. W rozmowie z Polską Agencją Prasową wyjaśnił, że najprawdopodobniej mamy do czynienia z bombą dedykowaną.
– Wiele wskazuje na to, że sprawca kierował się tym, by wyrządzić jak największą krzywdę i zabić – wyjaśnił. Nie ma więc mowy o żadnym "straszaku". Cała konstrukcja najprawdopodobniej była wykonana w sposób prowizoryczny, bowiem – na szczęście – zamachowiec nie osiągnął swojego celu.
Policja zbadała także okolice miejsca zdarzenia. Dom jest oddalony od zabudowań i znajduje się tuż przy lesie. Wykorzystanie do pomocy psów tropiących pozwoliło wysunąć tezę, że sprawca doszedł przed posesję przez las, a następnie przez pole.
Przyjaciółka ofiary z Siecieborzyc ujawnia nowy trop. "Obawiała się, że potrąci ją autem"
Dwa tygodnie przed zdarzeniem sąd ograniczył mężczyźnie wpływ na chłopca i wyznaczył widzenia. – Ula bardzo bała się go. Nie przeszła piechotą do sklepu, bo obawiała się, że potrąci ją autem. Spełniło się to, czego najbardziej się obawiała – powiedział w rozmowie z dziennikiem kobieta.
W rozmowie z "Super Expressem" zaś do sprawy odniósł się sam ojciec chłopca. – Mogę go widywać tylko dwa razy w miesiącu, w dodatku z kuratorem. Jestem tym zdenerwowany, no ale ludzie! Przecież nie podkładałbym bomby! – zapewnił.
Warto jednak podkreślić, że w związku ze zdarzeniem jeszcze nie zatrzymano żadnej osoby.