Pewnie mi nie uwierzycie, ale nigdy nie oglądałem filmu "Kevin sam w domu". Sam nie wiem, jak to możliwe. W końcu postanowiłem nadrobić zaległości i nagrać moją reakcję na komedię puszczaną w telewizji każdego roku. Teraz żałuję, że w ogóle to zrobiłem.
"Kevin sam w nowym domu" okazał się wielkim hitem, który każdego roku przyciąga tysiące osób przed telewizory. Dla części to forma powrotu do czasów dzieciństwa, dla innych forma rozrywki. Jakimś cudem ominął mnie element zajadania się świątecznym sernikiem do przygód Macaulaya Carsona Culkina.
Postanowiłem więc nadrobić zaległości i na własne oczy przekonać się, o co chodzi w fenomenie tej produkcji. No i nie zrozumiałem. Ten film jest nie tylko nieśmieszny, ale wręcz smutny.
Źle traktowany przez bliskich chłopak wchodzi w spór z rodzicami, którzy porzucają go w święta. Potem to dziecku tłumaczy się, że mimo wszystko musi żyć w zgodzie ze swoimi bliskimi. Wolno rozwijająca się akcja i element komediowy w formie ciągłych wrzasków też jakoś mnie nie przekonuje.
A zresztą... zobaczcie sami.