Nie ma wystarczającej liczby mikrofonów, które mogłaby upuścić Greta Thunberg po epickim zaoraniu Andrew Tate’a na Twitterze. Nastoletnia aktywistka klimatyczna przyczyniła się do tego, że zaczepiający ją patocelebryta wylądował w areszcie. Sekwencja zdarzeń, której finałem była akcja rumuńskiej policji, pokazuje, na czym polega toksyczna męskość.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wszystko zaczęło się we wtorek 27 grudnia. Prawie dwukrotnie starszy od Grety Thunberg były sportowiec adresował do niej tweeta, w którym przechwalał się, jak bardzo nieekologiczna jest jego kolekcja 33 luksusowych aut.
"Proszę podaj mi swój adres e-mail, bym mógł ci wysłać pełen wykaz moich samochodów i ich ogromnych emisji" – zakpił były sportowiec, który obwinia ofiary przemocy seksualnej i słynie z wypowiedzi w stylu "kobiety do garów". Na Twitterze miesiąc temu odbanował go nowy właściciel serwisu Elon Musk.
Na odpowiedź szwedzkiej nastolatki nie trzeba było długo czekać. "Tak, proszę, oświeć mnie. Wyślij mi wiadomość na smalldickenergy@getalife.com"– odpisała w środę Thunberg sugerując, że Andrew Tate emanuje energią małego penisa i powinien wreszcie zacząć żyć swoim życiem. Odpowiedź Thunberg zyskała już ponad 3,3 mln polubień, wskakując do pierwszej dziesiątki najpopularniejszych tweetów wszech czasów. Tym skończył się akt pierwszy.
Tate nie mógł przełknąć tej zniewagi, więc – i tu zaczyna się akt drugi – wrzucił wideo, w którym z cygarem w ręku przedrzeźniał młodą, autystyczną kobietę. Podczas nagrania ktoś spoza kadru podał mu pudełko pizzy z lokalnej pizzerii, a mężczyzna stwierdził, że karton nie pójdzie do recyklingu.
Po tym nagraniu – akt trzeci – amerykańsko-brytyjski celebryta został zatrzymany przez policję w Bukareszcie. I nie był to pierwszy raz. Znowu jest podejrzany – szok i niedowierzanie! – o gwałt i handel ludźmi. "Tak się kończy nieoddawanie pudełek po pizzy do recyklingu" – skwitowała w piątek rano Thunberg, zyskując już prawie milion polubień.
Gdyby taka historia znalazła się w scenariuszu filmowym, widzowie uznaliby pewnie, że jest solidnie przerysowana. To zbyt niesamowity miks powiedzenia "pycha kroczy przed upadkiem" i błyskawicznej karmy. Samemu naprowadzić policję na swój trop przez internetowy hejt? Przecież nikt nie może być aż tak głupi… A jednak.
Ta sytuacja jak w soczewce skupia charakterystyczne cechy toksycznej męskości. Oto facet, który wyłudza pieniądze od innych mężczyzn (sam przyznał, że jego kamerkowy biznes to oszustwo), zaczepia w internecie obcą kobietę, by podbudować swoje ego i zrobić jej przykrość. Gdy dostaje odpowiedź, na jaką zasłużył, wściekłość zaślepia go do tego stopnia, że robi się bardzo nieostrożny.
Jego zszarganych nerwów nie koją publiczne dyskusje ze znajomymi i fanami z Twittera, którzy radzą mu, by ze***ął Thunberg, to wtedy wybije jej z głowy tę całą katastrofę klimatyczną. "Odpowiednio wy****ana zobaczy, że błonzi" – służy mu ekspercką pomocą zawodnik MMA Jake Shields, robiąc błąd w słowie "błądzić" ("era" zamiast "error of her ways"). "Nie jest gotowa" – ocenia niedługo przed zatrzymaniem Tate.
Tak dwaj faceci w średnim wieku publicznie dyskutują o nastolatce, która mogłaby być ich córką. Szokujące? To obślizgła codzienność kobiet, które funkcjonują w sferze publicznej. Ba – nawet anonimowych internautek, które zamieszczają komentarz na dowolny temat: od infrastruktury po gry komputerowe. Karą za to, że ośmielają się mówić to, co nie podoba się toksycznym panom (lub wręcz że w ogóle ośmielają się mówić) są dziesiątki, setki, tysiące, a nawet miliony agresywnych wpisów, zależnie od stopnia ich popularności.
Nagrzani faceci – zazwyczaj anonimowi, ale zdarza się, że znani – próbują je upokorzyć obleśnymi fantazjami o przemocowym seksie, zawstydzić ocenami wyglądu czy zastraszyć groźbami gwałtu. Wszystko po to, by je uciszyć: także, a może nawet zwłaszcza wtedy, gdy agresorzy nie mają zielonego pojęcia o temacie. Bo kobieta – jak mówi Tate – ma się zamknąć, siedzieć w domu i rodzić. Aha, i jeszcze robić kawę.
Tą pogardą wobec kobiet exkickboxer imponuje chłopcom i młodym mężczyznom, których obiecuje – za pieniądze oczywiście – nauczyć jak zostać bogatym playboyem. A jakby seksizmu było mało, Tate podlewa to wszystko sosem rasizmu i homofobii.
Interes się kręci, bo naiwnym i desperatom da się wmówić, że znajdą dziewczynę po tym, gdy zaczną się zachowywać w sposób antysystemowy (to eleganckie słowo maskujące cechy prymitywnego palanta). A jeśli nie znajdą? No cóż, matriks jest wszechmocny, a kobiety, których nie mają, do kuchni.
Stąd satysfakcja wielu kobiet (i wielu mężczyzn) z końca aktu trzeciego wymiany Tate – Thunberg. Przekręciarz, który zbija kasę na piramidzie finansowej, dostał za swoje. Internautki mogą się tylko uśmiechnąć: mają przecież w pamięci wiadomości od obcych, sfrustrowanych facetów, którzy niewybrednie atakują je za udział w publicznych dyskusjach.
Tyle że zatrzymanie Andrew Tate'a to nie koniec. Finał dopiero przed nami. Kluczowa jest odpowiedź wymiaru sprawiedliwości na pytanie, czy patocelebryta w swojej nienawiści do kobiet poprzestał na słowach, czy wcielił je w czyn. Gwałt i handel ludźmi to bardzo poważne zarzuty, których nie zasłoni żadna liczba luksusowych samochodów.