
Kiedyś Tomasz Zimoch krzyczał "Leć Adam, leć!". Teraz, gdy siedzieliśmy w Wiśle i żegnali się z nim dziennikarze TVN, usłyszał: "Jedź Adam, jedź!". Lubi oba te hasła. Adam Małysz w skokach narciarskich osiągnął wszystko oprócz olimpijskiego złota. Dał nam radość, dumę i nowe pojęcie - "małyszomanię". Ten wywiad autoryzował o 2:44 polskiego czasu. Był w Peru, gdzie w sobotę wystartował rajd Dakar. Małysz - skoczek, który został kierowcą, chce być w dwudziestce tej prestiżowej imprezy. Wszyscy są zgodni, że ma na to szansę.
Dzisiaj jest miła. Kiedyś była męcząca, pewnie głównie dlatego, że to się stało tak nagle i nie byłem do niej przyzwyczajony. Ale też teraz ona jest stonowana. Ludzie się przyzwyczaili i Małysz to dla nich normalny człowiek (śmiech).
Zgadza się.
Zastanawiał się pan kiedyś, skąd ta małyszomania? To było zjawisko na niespotykaną skalę w polskim sporcie.
Spróbujmy.
Najczęściej zaraz po wyjściu z progu.
Stoch to godny następca Adama Małysza?
Widzi pan, kogo tutaj wymienił?
Fajnie by było startować, ale z drugiej strony ja już na tej skoczni skakałem. Poza tym wiem, ile potrzeba czasu, ile różnych prób, by doprowadzić do zorganizowania takich zawodów. W Wiśle to trwało latami – najpierw były FIS Cupy, Puchar Kontynentalny, potem jeszcze Letnie Grand Prix. I dopiero teraz FIS wyraził zgodę.
Co ma w sobie rajd Dakar, do którego pan teraz trenuje?
Jakąś taką magię. Gdy rok temu jechałem tam po raz pierwszy, mówili mi, że od razu będę chciał wrócić. Nie wierzyłem. A dzisiaj nie mogę się już doczekać pierwszego odcinka.
Pierwsza dwudziestka. Ale łatwo nie będzie, bo ona jest bardzo hermetyczna, pełna świetnych kierowców.
Mam takie powiedzenie, że niepowodzenie powinno cię wzmocnić. Ten rok był bardzo ciężki. Startowałem w wielu zawodach, czego to my nie mieliśmy: urywanie kół, ze trzy dachowania, samochód był rozbijany, trudne momenty. Ale jednocześnie widziałem, że jeździliśmy coraz szybciej, że jest widoczny postęp. I potem wygraliśmy mistrzostwo Polski, do tego mistrzostwo Czech. To duże sukcesy.
Pamiętam, że pierwsza relacja była dla mnie dużym wyzwaniem. Trochę się bałem, nie wiedziałem, co mogę, a czego nie. Wie pan, co pomogło? Obrałem sobie taktykę. Postanowiłem, że nie będę mówił, o tym, co gdzieś tam jest zapisane i nawet sam zawodnik może tego nie wiedzieć. Czyli na przykład ile razy był mistrzem Polski, Czech, Norwegii. Nie znam się na tym, poza tym to mnie nie interesuje. Mówię, jak widzę dany skok. Czy zawodnik go spóźnił, co mógł zrobić lepiej. Od strony technicznej czuję się ekspertem. Dlatego to chyba dobrze, że jest sobie dwóch komentatorów, którzy tak się uzupełniają.
To, iż myślimy że jesteśmy w czymś lepsi niż inni, jest nam bardzo potrzebne. Małysz przez kilka lat podtrzymywał nasze narodowe nastroje na wysokim poziomie i myślę, że dalej będzie wspominany jak najlepiej. Polacy będą wspaniale wspominać Małysza m.in. dzięki temu, że się teraz wycofał, bowiem w pamięci kibiców pozostaną jego sukcesy.
Jak powiedziałem znajomym, że widzę się z panem, prawie wszyscy prosili mnie bym zadał jedno pytanie. Są jakieś szanse, że będzie pan kiedyś trenerem?
