nt_logo

"To jeden wielki cyrk medialny". Polska żyje aferą z Black Eyed Peas, ale kto może na niej zyskać?

Katarzyna Zuchowicz

03 stycznia 2023, 06:00 · 5 minut czytania
Solidarna Polska wściekła, zwolennicy prawicy się gotują, na opozycji zacierają ręce, a w TVP kręcą, że tak miało być. Od Sylwestra w Polsce wśród tematów rządzi tylko Black Eyed Peas, o którym pewnie ze 3/4 widzów TVP nigdy wcześniej nie słyszało. Ich koncert stał się jednak najważniejszym politycznym wydarzeniem przełomu roku. Ale co dla polskiej polityki może on oznaczać? I jak PiS to rozegra? Premier Morawiecki już ogłosił, że "jesteśmy bardzo tolerancyjni dla wszystkich".


"To jeden wielki cyrk medialny". Polska żyje aferą z Black Eyed Peas, ale kto może na niej zyskać?

Katarzyna Zuchowicz
03 stycznia 2023, 06:00 • 1 minuta czytania
Solidarna Polska wściekła, zwolennicy prawicy się gotują, na opozycji zacierają ręce, a w TVP kręcą, że tak miało być. Od Sylwestra w Polsce wśród tematów rządzi tylko Black Eyed Peas, o którym pewnie ze 3/4 widzów TVP nigdy wcześniej nie słyszało. Ich koncert stał się jednak najważniejszym politycznym wydarzeniem przełomu roku. Ale co dla polskiej polityki może on oznaczać? I jak PiS to rozegra? Premier Morawiecki już ogłosił, że "jesteśmy bardzo tolerancyjni dla wszystkich".
Występ zespołu Black Eyed Peas w Zakopanem wywołał polityczną burzę w Polsce. Fot. Pawel Murzyn/East News
  • Występ zespołu Black Eyed Peas w Zakopanem wywołał polityczną burzę w Polsce.
  • Mateusz Morawiecki: – Na pewno nie będziemy cenzurowali w najmniejszym stopniu ekspresji artystycznej
  • Ekspert ds. wizerunku: – To jeden wielki cyrk medialny.

Tęczowe opaski rozpaliły Polaków do czerwoności. O reakcjach na nie – a także na zakulisowe nagranie lidera zespołu – po dwóch dniach tej burzy pewnie można by napisać niemały elaborat. Ale mam wrażenie, że na hasło "Sylwester Marzeń" eksperci od polityki lekko załamują ręce. Niektórzy w ogóle odmówili rozmowy na ten temat. Albo nie do końca zagłębiali się w internetowe kłótnie, które wygenerował sylwestrowy występ Black Eyed Peas.

– Jest tyle ważnych rzeczy na świecie, że ten incydent, którym Ziobro i jego koledzy się martwią, jest tak niegodnym do dyskusji tematem, że właściwie mógłbym na ten temat nie mówić – reaguje prof. Radosław Markowski, politolog i socjolog, dyrektor Centrum Studiów nad Demokracją Uniwersytetu SWPS.

Dodaje jednak: – Problemy zmiany płci, zmiany orientacji to bardzo wrażliwe i bardzo znaczące dla wielu osób kwestie. Telewizja publiczna i media publiczne w ogóle w tradycyjnym społeczeństwie powinny je nagłaśniać w sposób taktowny i mądry. To dobrze, że ktoś się postawił, zrobił psikusa. Nie wiadomo, czy nieinspirowanego przez kogoś.

Wiesław Gałązka, ekspert ds. wizerunku: – To jeden wielki cyrk medialny. Jeśli przyjąć, że opozycja ma jakiś rozsądek, to nie ma powodu do radości, bo nie ma to specjalnego wpływu na ich notowania. Jeśli chodzi o PiS to jedyny powód do radości, jaki mają, jest taki, że znów zamieszali w tym szambie i ludzie skupiają się na tym incydencie, a nikt nie dopytuje o poważne sprawy, np. o KPO, epidemię, tragedię z kombinowaniem ws. wyborów. To wszystko poszło w cień. PiS bardzo zręcznie rozgrywa propagandę i świetnie przykrywa jedną aferę drugą.

Wstyd, skandal, deprawacja

Fakt. Mleko się rozlało i zalewa nas w internecie od 31 grudnia. Pokazało, jak wrze w Zjednoczonej Prawicy, ale też jak amerykański zespół zderzył się z polską rzeczywistością i puścił ją dalej w świat.

Przypomnijmy tylko, że Black Eyed Peas wyzwolił wściekłość Solidarnej Polski, niepojęte boje na linii Janusz Kowalski-Samuel Pereira z TVP Info, a nawet odzew muzyka zespołu na wpis wiceministra Marcina Warchoła o Sylwestrze Wynaturzeń. Do tego dorzućmy wyzywanie się na prawicy od bohaterów lewactwa, okrzyki o pluciu Polakom w twarz i promocji agresywnej ideologii, o skandalu, wstydzie i deprawacji, a także o żądaniach dymisji dla zarządu TVP. I mamy obraz części mocno prawicowego narodu, która dostała piany na widok kilku małych, kolorowych opasek na antenie TVP.

Druga część triumfuje z ironią, bo amerykański zespół otwarcie i bez owijania w bawełnę, na oczach milionów widzów, zadrwił z PiS ("zaorał", "zrobił w konia" – długo by cytować inne określenia).

Tym bardziej że obóz władzy sam swoją homofobią załatwił sobie to, że jak nigdy na antenie rządowej TV wypromowano środowisko LGBT. I jeszcze krocie za to zapłacił. "PiS rozpoczął nowy rok od promocji LGBT w najlepszym czasie TVP. Wiedziałem, że 2023 to będzie rok zmian, ale szybko się one zaczęły" – kpił Roman Giertych.

"To chyba jedyna dobra rzecz, którą TVP zrobiło w 2022 roku" – skwitował Robert Biedroń. "Tęcza za milion. Warto było!" – dorzucił Krzysztof Śmiszek. A Bart Staszewski, znany aktywista LGBT, dziękował Pereirze za Sylwestra Marzeń w TVP: "O taką Polskę walczymy z chłopakiem".

Po stronie PiS początkowo była cisza. Ale tylko pozornie. 2 stycznia, na konferencji prasowej, głos w sprawie incydentu zabrał premier Morawiecki, jakby była to sprawa najwyższej wagi państwowej. Zresztą konferencję miał też Zbigniew Ziobro, na której przekonywał, że tęcza - symbol społeczności LGBTQ - jest symbolem opresji

– Jeżeli ten zespół, który jednocześnie bardzo podziękował Polsce za wsparcie dla Ukrainy i te słowa też poszły w świat, zrobił to, co zrobił, to my jesteśmy partią pełną tolerancji, zrozumienia dla różnych środowisk. Na pewno nie będziemy cenzurowali w najmniejszym stopniu ekspresji artystycznej – usłyszała zaś Polska od Morawieckiego.

Szefowi rządu wtórował Joachim Brudziński – że PiS jest partią pełną wolności, że szanują każdego człowieka, i że nieważne są dla nich jego poglądy, wyznanie religijne, orientacja seksualna. – Cóż mi do tego, kto kogo kocha i jak kocha – stwierdził Brudziński.

Tak PiS po swojemu zaczął grać swoją kompromitacją.

Jak PiS rozgrywa Sylwestra Marzeń

– Telewizja może to wykorzystywać. Jak będą jakieś krytyczne głosy, to powiedzą: "Jak to, my nawet w naszej telewizji mieliśmy zespół, który popierał odmienną orientację. Jesteśmy jak najbardziej obiektywni". Kiedyś wymazywali serduszka, a teraz nie wymazali tęczy. Ale jeśli na to pozwolili, to nie znaczy, że przestali myśleć tak, jak myśleli – komentuje Wiesław Gałązka.

Według niego sytuacja mogła wyglądać tak: – Myślę, że to mogło być samodzielnie posunięcie szefa TVP, który w razie co ma wyjaśnienie, że gdyby nie Black Eyed Peas, to byłaby kompromitacja, bo nie mieliby żadnego dobrego wykonawcy na Sylwestrze. To ustępstwo budzi raczej uśmiech politowania. Mogło odbyć się przy akceptacji niejako wymuszonej związanej z sytuacją.

– Nawet jeśli założyli, że coś takiego się zdarzy, to ktoś rozsądny powiedział: "Czym się przejmujecie, nie ma sprawy. Niech nawet sobie mówią, że z nas zakpili. Nie było okrzyków i haseł antypisowskich. A my i tak mieliśmy ten zespół". Myślę, że telewizja zachowała tu zimną krew. Tomasz Kammel natychmiast próbował to zatuszować, że wszystko było uzgodnione. PiS nic na tym nie stracił. Widzowie TVP i tak dalej będą oglądali Jedynkę czy Dwójkę. Nie obrażą się o to i nie przeskoczą na TVN – dodaje ekspert.

Ku oburzeniu w partii Ziobry, również Samuel Pereira brnął w przekonywanie widzów, że wszystko było ustalone. A inny z dyżurnych komentatorów TVP Info wmawiał widzom, że to dowód na to, że nie ma cenzury. – To jest właśnie siła telewizji publicznej, że to telewizja bez cenzury – mówił Miłosz Manasterski.

– Mel C im odmówiła, na szybko trzeba było znaleźć kogoś innego. Znaleźli duże nazwiska, które wyskoczyły w tęczowych opaskach. Pojawił się problem, dla PiS szalenie niewygodny. I pewnie była szybka narada co mówić. Uznali więc, że trzeba mówić, że to było dogadane i że dzięki temu była większa oglądalność – komentuje Jan Strzeżek, rzecznik koła parlamentarnego Porozumienia.

Dodaje: – Ale tak naprawdę pewnie ich to zirytowało, bo wydali milion dolarów, czyli prawie 5 mln zł i nie dostali kogoś, kto założyłby biało-czerwoną opaskę i mówił, jaka Polska jest wspaniała. Zamiast tego tęczowe opaski, z którymi walczą i zawsze w TVP przedstawiają je źle. O Black Eyed Peas nie mogli jednak mówić źle, bo wydali na nich duże pieniądze. Do tego dostali jeszcze harcujących polityków Solidarnej Polski.

– Teraz będą robić wszystko, żeby o tym zapomnieć. Zrobią wszystko, żeby to maksymalnie wyciszyć. A potem znowu będą szczuć. Nie będzie delikatnego rozgrywania tego tematu – uważa Jan Strzeżek.

Jak w piaskownicy

Nasi rozmówcy uważają, że wszystko zaraz rozejdzie się po kościach. A to, co zadziało się politycznie, prof. Markowski nawet porównuje do piaskownicy. A właściwie do dwóch.

– Druga piaskownica, opozycyjna, też się cieszy, bo im się wydaje, że coś ważnego się wydarzyło. Otóż nic ważnego się nie wydarzyło. Za miesiąc nikt nie będzie o tym pamiętał. To był drobny skandalik, o którym – zaręczam panią – Encyklopedia Britannica nie napisze. To, o czym będzie pisała to to, że wchodzimy w ósmy rok zamachu konstytucyjnego w Polsce, gdzie partia, która doszła do władzy, łamie konstytucję, zbudowała klientelistyczny autorytaryzm, jest niemalże nieusuwalna w trwaniu przy władzy, w swej łapczywości, rozkradaniu mienia publicznego – komentuje.

Sylwestrowe wypowiedzi wywołały w nim zupełnie inną myśl: – Mam absolutnie poczucie, że większość społeczeństwa jest na Titanicu. I to rodzi pytanie: dlaczego prawie 40-milionowe społeczeństwo, jako tako wykształcone, nie rozumie i nie widzi, co tu się dzieje.