Przed blisko trzema tygodniami, 14 grudnia 2022 r. doszło do wybuchu w Komendzie Głównej w Warszawie – jak się okazało, spowodowana została ona przez granatnik, który generał Jarosław Szymczyk otrzymał jako prezent podczas wizyty w Ukrainie. Kilka dni później senator Krzysztof Brejza zwrócił się do Straży Granicznej z pytaniami dotyczącymi tego, w jaki sposób broń znalazła się w kraju.
W przesłanej senatorowi odpowiedzi komendant główny Straży Granicznej gen. Tomasz Praga tłumaczy, że gen. Szymczyk przekraczał granicę państwową na podstawie paszportu dyplomatycznego. A to oznacza, że funkcjonariusze traktowali szefa KGP znacznie bardziej pobłażliwie niż inne osoby przekraczające granicę.
"Wobec powyższego kontrola graniczna została przeprowadzona w sposób kurtuazyjny, zgodnie z trybem [...], który jest przewidziany m.in. dla posiadaczy paszportów dyplomatycznych. Dokonano weryfikacji autentyczności dokumentu, tożsamości posiadacza, a powyższe zaewidencjonowano w systemie odpraw granicznych, ze sprawdzeniem w bazach zewnętrznych" – tłumaczy gen. Tomasz Praga.
Potwierdzają się w ten sposób grudniowe ustalenia Radia Zet, z których wynikało, że granatnik, który gen. Szymczyk otrzymał jako prezent podczas wizyty w Ukrainie, nie przeszedł kontroli celnej.
Komendant główny SG dodaje również, że "podróżny w trakcie odprawy granicznej nie zgłaszał funkcjonariuszom Straży Granicznej przewozu towarów", zaś sama Straż Graniczna nie prowadzi postępowania pod kątem przewozu przez granicę broni palnej/uzbrojenia przez komendanta Szymczyka.
W wyniku eksplozji, do której doszło na zapleczu gabinetu komendanta głównego policji, przebita została podłoga i zniszczone pomieszczenia w trzech kondygnacjach. Poszkodowany został również gen. Jarosław Szymczyk, który na kilka godzin utracił słuch i spędził trzy dni na obserwacji w szpitalu. Jak tłumaczył później komendant główny policji w rozmowie z dziennikarzami RMF FM, granatnik był "prezentem od Ukraińców". Dzień po otrzymaniu prezentów zamierzał przełożyć je na zaplecze swojego gabinetu.
Aby to zrobić, ustawił granatnik pionowo, a ten wystrzelił, "dosłownie po sekundzie doszło do eksplozji". – Wybuch był potężny – siła uderzenia przebiła podłogę, a z drugiej strony uszkodziła sufit – tłumaczył gen. Szymczyk.
Informacji o eksplozji w KGP nie została przekazana do wiadomości publicznej natychmiast, a dopiero dzień później, po ponad trzydziestu godzinach. Eksperci wypowiadający się na te temat podkreślali, że samozapłon był raczej niemożliwy – o ile granatnik nie był uszkodzony, nie mógł on samodzielnie wystrzelić.