Polak nowym trenerem reprezentacji? Nie ma mowy! Pora spojrzeć prawdzie w oczy
Krzysztof Gaweł
05 stycznia 2023, 21:10·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 05 stycznia 2023, 21:10
Czy to Polak zostanie trenerem reprezentacji? Mamy nadzieję, że nie i że PZPN wyleczył się z tego pomysłu na długo. Pora spojrzeć prawdzie w oczy: żaden polski trener nie jest gotowy, by sprostać wyzwaniu na tym poziomie i poprowadzić do sukcesów Biało-Czerwonych. Świat piłki odjechał nam lata temu, a mundial w Katarze dobitnie to pokazał. I teraz pora odrabiać straty, a nie udawać, że jest dobrze. Bo nie jest.
Reklama.
Reklama.
Kto zostanie wybrany przez PZPN jako nowy selekcjoner naszej kadry?
Oby nie żaden fachowiec z polski, bo czeka nas kolejna katastrofa
Polska piłka jest daleko w tyle za czołówką, pora uderzyć się w pierś
Pieniędzy nie brakuje, fachowcy chcą pracować nad Wisłą. Uda się?
Rok 2023 nasza reprezentacja rozpoczęła bez selekcjonera, podzielona i rozbita po mundialu w Katarze. Tak w sensie sportowym, bo występ na MŚ za sukces uznać nie można, jak i mentalnym. Zespół popękał solidnie, a wielka w tym zasługa Czesława Michniewicza. Speca od afer, załatwiania pieniędzy od premiera pod stołem, nocnych narad i wykręcania się przed dziennikarzami przeróżnymi kłamstwami. O ile akurat nie dzwoni "Fryzjer", prawda?
Wybory trenera, czyli chocholi taniec w PZPN
Przypadek Czesława Michniewicza, a wcześniej Jerzego Brzęczka, Waldemara Fornalika czy Franciszka Smudy pokazują dobitnie: dziś nie mamy w Polsce trenera, który może poprowadzić nasz zespół narodowy i podołać zadaniu. Był okres Adama Nawałki, ale dobrze budowany zespół upadł podczas MŚ w Rosji, a po turnieju trener już nie wrócił do wysokiej formy i zniknął na dobre. Mieliśmy szansę oddać zespół Henrykowi Kasperczakowi, ale jakimś trafem się nie udało. I cóż, dziś fachowca na miarę kadry w kraju nie ma.
Drużyna narodowa to inny poziom, inne emocje i inne wymagania, niż ligowa piłka, a zwłaszcza polska ligowa piłka. Czy uważacie, że mamy w kraju fachowca, który może mówić z pełnym przekonaniem Robertowi Lewandowskiemu, jak ma kopać piłkę? Pouczać Piotra Zielińskiego i sprawić burę Grzegorzowi Krychowiakowi? Posadzić na ławce Arkadiusza Milika, a resztą ekipy zarządząć tak, by mieć posłuch, szacunek i oddanie piłkarzy?
Ja uważam, że nie. I długo, długo nie.
Dlatego przeraża mnie i martwi, gdy spece z PZPN-u zaczynają swój spektakl pt. "Wybieramu nowego selekcjonera Biało-Czerwonych". Tak było dekadę temu, tak jest i teraz, niewiele się zmieniło, choć przez związek przeszły już trzy albo i cztery ekipy działaczy. Grzegorz Lato poszedł na skróty i wziął Franciszka Smudę, bo tak chcieli kibice. Efekt? Klęska na Euro 2012. Zbigniew Boniek zaczął od Waldemara Fornalika, potem trafił z Adamem Nawałką, ale później było już tylko gorzej. Jerzy Brzęczek nie dał rady, Paulo Sousa zrejterował.
Prezes Cezary Kulesza chciał inaczej, chciał być kompletnie inny od poprzedników, a zwłaszcza od Zbigniewa Bońka, z którego cienia wciąż wyjść nie może. I przebił swoich poprzedników, bo wziął sobie Czesława Michniewicza, który na koniec kadencji go oszukał i to niemal na grube miliony. Bo taką kasę załatwiał za plecami szefa PZPN u samego premiera. Nie pomogło nawet 711 ostrzeżeń i burza, do której doszło po wybraniu szkoleniowca. Efekt? Obserwowaliśmy go tuż po powrocie kadry z mundialu.
Polacy nie są gotowi do pracy z reprezentacją Polski
Nasi piłkarze pracowali w ostatnich latach i pracują z najwybitniejszymi fachowcami na świecie, nie wyłączając Jose Mourinho, Josepa Guardioli, Massimiliano Allegriego czy Juergena Kloppa. I gdy mają przyjechać na kadrę, obserwować i słuchać naszych trenerów, to nie unikną twardego zderzenia z szarą, smutną i zacofaną polską myślą szkoleniową. Bo ona taką nie jest od roku czy dwóch, ale od dekad. I czy nam się to podoba, czy nie, wiele się przez ostatnie lata nie zmieniło.
Nasze kluby są na tle średniaków w Europie słabe i brak regularnych występów w Lidze Mistrzów czy innych pucharach to nie przypadek. Nasi trenerzy nie pracują w uznanych firmach poza krajem, nie prowadzą nawet średniaków czy słabszych reprezentacji. Polscy piłkarze nie są kupowani (zazwyczaj) za ciężkie miliony co okienko transferowe, a nasza piłka nie przedstawia się jako potęga. Jesteśmy zacofani i pracy jest wiele. To fakt, a nie opinia.
Dlaczego chcemy zatem, żeby reprezentację Polski – wizytówkę kraju i całej polskiej piłki – prowadził ktoś, kto wywodzi się z chorego i nieudanego systemu? Ktoś, kto nie dorasta zagranicznym fachowcom do pięt i z kim piłkarze znów będą się męczyć? Przecież to nie jest kwadratura koła, ale proste fakty, których PZPN i ludzie ze środowiska boją się jak ognia. Trzeba uderzyć się w pierś i przyznać prawdę. Że nie jest za dobrze i że trzeba uczyć się od lepszych, a nie ślepo tkwić przy swoim.
Trener zagraniczny? Siatkówka, koszykówka, piłka ręczna...
Udały się nam wymiany selekcjonerów na zagranicznych w innych dyscyplinach. W siatkówce to dziś standard (choć fachowców mamy o niebo lepszych w kraju, niż w futbolu), a przecież Nikola Grbić to kolejny zagraniczny trener Biało-Czerwonych, który sięga z nimi po medale. Fundamenty kładł przecież Raul Lozano, a potem jego dzieło kontynuowali Daniel Castellani, Andrea Anastasi, Stephane Antiga czy Vital Heynen. Kadrę pań odbudował nam właśnie po latach porażek fachowiec z Włoch, Stefano Lavarini.
W koszykówce Biało-Czerwoni wrócili na mundial pod wodzą Mike'a Taylora, a teraz Igor Milicić kontynuuje jego dzieło i jesienią wprowadził drużynę do czwórki ME. W piłce ręcznej o medale olimpijskie zespół grał pod wodzą Tałanta Dujszebajewa, a wcześniej odnosił sukcesy z Bogdanem Wentą, który z polską myślą szkoleniową nie miał nic wspólnego, bo fachu uczył się w Niemczech. Dlaczego nie spróbować tak w piłce nożnej?
PZPN stać dziś, jak zapowiadali sami działacze, by zapłacić trenerowi gażę w wysokości 2,5 miliona euro. Za te pieniądze można mieć znakomitego fachowca, doświadczonego w pracy z drużynami narodowymi, z wizją i pomysłem na grę Biało-Czerwonych i takiego, z którym piłkarze będą mogli (i chcieli) się rozwijać. Fachowca, a nie powiązanego towarzyskimi i zawodowymi układami "eksperta" znad Wisły, który po omacku będzie szukał wyjścia i liczył na łut szczęścia w pracy z drużyną narodową.
Krótka lista kandydatów, ale sukces musi kosztować
Kandydatów nie musi być wielu, choć media rozpisują się o kolejnych nazwiskach, głośnych i mniej efektownych. Dlaczego PZPN nie może postawić sprawy jasno, ujawnić kogo ma na celowniku i spotkać się z każdym z trenerów w sposób przejrzysty, transparentny i otwarty? Pokazać kibicom i piłkarzom, że dobro polskiej kadry jest na pierwszym miejscu, a myślenie o jej przyszłości wykracza poza gabinety prezesów i działaczy? To byłoby coś.
Z całym szacunkiem dla Jana Urbana, Marka Papszuna, Macieja Skorży czy Michała Probierza – do pracy z Biało-Czerwonymi się nie nadają. Są fachowcami, ale nie na miarę walki o coś więcej na Euro czy na mundialu. Są sympatycznymi facetami, ale nie szukamy kogoś miłego i otwartego (choć po kadencji Michniewicza to ważne), ale kogoś, kto odbuduje rozbity zespół i tchnie w niego nowego ducha. A potem odważy się grać w piłkę.
Paszport na dobrą sprawę nie ma znaczenia, narodowość też. Ale faktem jest, że nad Wisłą godnego fachowca nie ma. A jeśli weźmiemy kogoś z zewnątrz, postawmy na duże nazwisko, duże umiejętności i dużą wiarę w zespół. Paulo Sousa, trener średni i człowiek wątpliwej klasy, zdołał porwać zespół i chciał uczyć go ofensywnej gry. Korzystał z naszych atutów, potrafić myśleć o czymś więcej. A fachowcem był i jest średnim. Czemu nie dać drużyny komuś z czołówki?
Lewandowski i spółka zasłużyli na kogoś naprawdę dobrego
Mam jeszcze jeden argument dla tych, którzy kurczowo chcą się trzymać Polaka. Robert Lewandowski ma już 34 lata, jest najwybitniejszym piłkarzem w naszych dziejach i zasłużył sobie na to, by choć raz popracować w drużynie narodowej z trenerem z prawdziwego zdarzenia. Pamiętacie, że na młokosie jako pierwszy poznał się Leo Benhakker, który dał mu szansę debiutu w ekipie Biało-Czerwonych? I to Holender ruszył naszą piłkę do przodu.
Ale później było już w zasadzie gorzej, a PZPN "Lewego" i resztę chłopaków karał Smudami, Fornalikami, Brzęczkami i innymi Michniewiczami. Dajcież panowie działacze pograć naszemu liderowi w drużynie pod wodzą prawdziwego fachowca. Pozwólcie mu rozwinąć skrzydła, bo to pomoże całej drużynie narodowej. Że ma swoje zdanie i surowo ocenia kolejnych selekcjonerów? To jego prawo, bo jest piłkarzem wybitnym. I jeśli mówi nam - wprost, albo i nie, wymownie milcząc - że jest nie tak, to wypada mu zaufać.
Bo kto lepiej zna reprezentację Polski, niż pan piłkarz Robert Lewandowski?