Fot. Shutterstock
Reklama.
Pogrzeb to trudna sytuacja dla rodziny zmarłej osoby. Tym bardziej dziwi zachowanie księdza odprawiającego mszę pogrzebową, który wykorzystuje tę sytuację do krytyki zmarłej osoby czy jej rodziny. Tego typu sytuacja miała miejsce w grudniu we wsi Szonów w województwie opolskim. Wierni zaczęli wychodzić z kościoła podczas pogrzebu. Skłonił ich do tego tamtejszy proboszcz, Walenty Kozioł.
Jak podaje "Nowa Trybuna Opolska" podczas pogrzebu 37-letniej Bogumiły D. proboszcz wybrał kontrowersyjną metodę na pouczenie wiernych. W czasie kazania stwierdził, że zmarła miała problemy z alkoholem. Wypomniał, że mimo iż mieszkała obok kościoła, nie chodziła na msze. Jej rodzinę przyrównał do serialowych Kiepskich, mowę pogrzebową dodatkowo wzbogacił o zwroty takie jak: "jakie życie, taka śmierć",
Ks. Walenty Kozioł
proboszcz z Szonowa w rozmowie z Nową Trybuną Opolską

Ja jeszcze nigdy nikomu nie odmówiłem pogrzebu, bo zmarłych będzie sądzić już sam Bóg. Umarłych trzeba grzebać i modlić się za żywych i zmarłych. Czasem, kiedy mam zastrzeżenia do życia zmarłej osoby, to tylko pomijam jakąś część ceremonii pogrzebowej. Ale nie tym razem. W Tomicach ludzie nawet się dziwili, że się godzę na pogrzeb w tym przypadku, dlatego powiedziałem o tej słabości zmarłej, o tym zatraceniu drogi do Kościoła. Ku przestrodze. Czy coś złego powiedziałem? Czy kogoś niesłusznie oczerniłem? To oburzające, że oni mnie teraz do gazety podali! CZYTAJ WIĘCEJ

"z kim przestajesz, takim się stajesz", używaj świata póki młode lata", u niej [zmarłej przyp. red.] przelewała się wódka kieliszkami". "Zmarła mieszkała na Rynku. Z jednej strony kościół, z drugiej kościół, ale Boga nie znała" - grzmiał ksiądz.
Walenty Kozioł, proboszcz z 35-letnim stażem nie był zachwycony, że któryś z parafian doniósł o pogrzebie mediom. W rozmowie z "Nową Trybuną Opolską" stwierdził, że nie jest niczemu winny, wszyscy mieszkańcy wiedzieli o problemach alkoholowych zmarłej Bogumiły. Porównanie do Kiepskich wydało mu się wystarczająco obrazowe, bo serialowym bohaterom zawsze towarzyszył alkohol. Parafianie jednak już wspominają, że dzieci zmarłej miewają kłopoty z rówieśnikami, którzy podchwycili słowa księdza.
O niepokornych duchownych i tezie, że najbardziej szkodzi sobie sam Kościół, a nie ateiści, rozmawiamy z jezuitą, ks. Krzysztofem Mądelem.
Ksiądz, który chce wytknąć wiernemu grzech, musi grać według ściśle określonych reguł?
Ks. Krzysztof Mądel: Duszpasterz nie jest usługodawcą, jest członkiem wspólnoty, jak tak jak każdy wierny. Relacje zebranych w kościele można porównać do dobrze działającego stowarzyszenia, nie są tak bezosobowe jak usługi publiczne. Etyka publicznej konwersacji jest zależna od danej społeczności. Nowoczesna społeczność nie chce moralizowania i publicznych komentarzy. Często ksiądz, który wychowuje się w lokalnym środowisku, w ten sam sposób próbuje prowadzić posługę duszpasterską. Nie ma ścisłych regulacji mówiących o tym, jak ksiądz ma się zachować w takiej sytuacji.
To znaczy, że może sobie powiedzieć to, co mu się żywnie podoba? W tym przypadku publicznie negatywnie wyraził się o zmarłej, podczas jej pogrzebu.
Nie ma ścisłych regulacji. Lecz to nie znaczy, że nie ma żadnych zasad. Publiczne mówienie o czyichś grzechach wynika z tradycji kościelnej czy nauk jej wybitnych przedstawicieli - świętych. Każdy człowiek, nawet najgorszy, zrobił w życiu coś dobrego. O tym należy wspominać po jego śmierci. Ksiądz nie powinien publicznie mówić o jego grzechach. Naucza o tym Biblia. Jest tam zapis, według którego bliźniemu o tym, że grzeszy, powinniśmy powiedzieć w cztery oczy. Piętnowanie ludzkich słabości nigdy nie może być głównym przesłaniem żadnego przekazu duszpasterskiego, kazania czy katechezy. Przekaz katechetyczny zawsze musi się koncentrować na wartościach, sposobach ich osiągania, a nie na wyliczaniu ich zaprzeczeń.
Są przypadki, kiedy publiczne napiętnowanie przez księdza można uznać za uzasadnione?
Jedyna możliwość publicznego odniesienia się do cudzych upadków pojawia się, gdy mamy do czynienia z tzw. publicznym grzesznikiem. Powiedzmy, że lekarz słynie z
Fragment Pisma Świętego

Gdy brat twój zgrzeszy , idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik. Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. (Mt 18, 15-18)

dokonywania aborcji i nie żałuje tego. Gdy z jednej strony przekonuje, że jest wierzącym katolikiem, a z drugiej publicznie chwali i promuje aborcję, mamy do czynienia z publicznym grzesznikiem i ksiądz może się do tego odnieść. Wtedy mówimy jednak o grzechach poważnych, jak na przykład działaniach wymierzonych w życie ludzkie, a nie o konkubinacie. Lecz nawet wtedy grzesznik nie powinien być wymieniany z imienia. Duszpasterz ma prawo publicznie potępiać aborcję, lecz nie poszczególnych ludzi.
Co z zasadą, wedle której nie należy mówić źle o zmarłych?
"De mortuis aut bene aut nihil" czyli o zmarłych mów dobrze albo wcale. To rzymska zasada i jest jak najbardziej słuszna. Powinna być bezwzględnie przestrzegana, bo nawet jeśli konkretny zmarły nie był wzorowym katolikiem, o czym jego najbliżsi wiedzą zapewne lepiej niż sam celebrans, to jego śmierć jest tak szczególnym przeżyciem dla wszystkich, że celebrans powinien zrobić wszystko, żeby właśnie to bolesne doświadczenie połączyć z ewangelią i akcją liturgiczną, a nie moralizatorstwem. Zmarłemu morały już nie pomogą, a najbliższych mogą nie tylko rozdrażnić, ale wręcz na całe życie zniechęcić do Kościoła.
Takie nawracanie na siłę robi więcej złego niż dobrego.
Tak. Podobne działania odstręczają ludzi. Św. Ignacy Loyola nauczał, że wiernego najpier trzeba zachwycić. Najpierw wtajemniczyć w piękno ewangelii, a potem mówić o ludzkich grzechach. Niestety zdarzają się sytuacje, gdy np. w Radiu Maryja albo w kazaniach "ludowych kaznodziejów" dwa razy więcej mówi się o upadku człowieka i jego winach, niż o pięknie. To sprawia, że człowiek czuje się zagubiony, bezradny.
Przypadek Walentego Kozioła potwierdza tezę, że najbardziej szkodzi sobie sam Kościół, a nie najzagorzalsi ateistyczni aktywiści.
Tak. Przypomina mi się to, co mówił często ksiądz Józef Tischner. To nie złe lektury, jak Nietzsche czy Marks zniechęcają ludzi do Kościoła, lecz źli proboszczowie. Jeśli nie okaże się szacunku drugiemu człowiekowi, nawet najlepsze kazania nie odniosą zamierzonego skutku. W czasach feudalnych duchowni mogli pozwolić sobie na pewne połajanki. Jeśli obserwujemy to teraz, znaczy, że duszpasterstwo danego księdza przyjmuje anachroniczną postać.
Wiejskim proboszczom niejednokrotnie zdarza się stosować swego rodzaju "terror". Ks. Walenty Kozioł miał nakazać parafianom, by zapraszali go na wizytę duszpasterską po świętach Bożego Narodzenia. Takich przypadków jest więcej rozsianych po całej Polsce. Duchowni wymagają bezgranicznego posłuszeństwa
Zdaję sobie sprawę, że niektórzy duchowni zachowują się skandalicznie. Słyszałem kiedyś o sytuacji, gdy ksiądz żądał za pogrzeb połowę kwoty, jaką wypłaca rodzinie ZUS po śmierci bliskiej osoby. W prawie kanonicznym jest jasno napisane, że ubóstwo nie może być powodem, dla którego wiernemu odmówi się posługi. Jeśli wierny zadeklaruje, że nie stać go na zapłacenie danej kwoty, ksiądz nie może ani tego sprawdzić, ani tego od niego żądać. Ksiądz może podać jakąś kwotę, ale nie może szantażować. Te sumy nie są dla nikogo wiążące.
Mam wrażenie, że w niektórych małych społecznościach ksiądz jest nieoficjalnym szefem. Szczególnie dla ludzi starszych, nie można powiedzieć na niego nic złego, a tym bardziej złożyć skargi.
Tak. Lecz ludzie są bardzo często nieświadomi. Gdyby przykładowo ksiądz nie chciał odprawić pogrzebu, jeśli wierny nie zapłaci wyznaczonej kwoty, ten ma prawo wnieść skargę do biskupa. A biskup ma obowiązek się do niej ustosunkować. W ekstremalnych
Kodeks Prawa Kanonicznego

Kan. 848. Oprócz ofiar określonych przez kompetentną władzę kościelną, szafarz nie może domagać się niczego za udzielanie sakramentów, przy czym potrzebujący nie powinni być pozbawieni pomocy sakramentów z racji ubóstwa.

przypadkach daną sprawą zajmie się sąd kościelny, lecz nieczęsto się to zdarza, gdyż problematyczny ksiądz najczęściej zastosuje się do upomnień biskupa.
Lecz ludzie nie wiedzą kiedy mogą walczyć o swoje prawa…
Jak najbardziej. Czasem proboszcz korzysta z mówiąc ogólnie społecznej bezradności. Wykorzystuje słabiej wykształconego wiernego, który czuje silną więź z Kościołem. W dużych ośrodkach miejskich ludzie błyskawicznie potrafią przedyskutować daną kwestię ze znajomymi lub nawet prawnikiem. Ksiądz nie może być bezkarny, a nadużycia należy piętnować.