Światło dzienne ujrzały nowe relacje znajomych nastolatek, które siedziały na tyle radiowozu w czasie wypadku w Dawidach Bankowych pod Pruszkowem. – Teksty policjantów miały taki podtekst erotyczny, jakby sobie flirtowali – usłyszeli dziennikarze Onetu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dziennikarze dotarli do świadków policyjnej interwencji i jednocześnie znajomych dwóch nastolatek, które znajdowały się w radiowozie w momencie, kiedy auto wypadło z drogi i uderzyło w drzewo.
Wszystko, jak mówią, miało zacząć się od zgłoszenia o pożarze w pobliskim lesie i popularnym miejscu spotkań młodzieży. – Kiedy zauważyliśmy pożar, podjechaliśmy tam i próbowaliśmy ugasić go naszymi gaśnicami samochodowymi – opowiadają świadkowie w rozmowie z Onetem.
Znajomi nastolatek z radiowozu: "Ich teksty miały podtekst erotyczny"
Kiedy to się nie udało, grupa znajomych wezwała strażaków. Ci ugasili ogień, a niedługo potem – jak relacjonują – na miejsce zdarzenia przyjechał patrol policji. Rozmówcy portalu chcą pozostać anonimowi, bo boją się zemsty. Zgodnie też twierdzą, że funkcjonariusze zmienili ich zeznania.
Chodzi głównie o wypowiedź rzecznika Komendy Stołecznej Policji Sylwestra Marczaka, który 5 stycznia stwierdził, że "wszyscy świadkowie jednoznacznie wskazali, że prośba wejścia do radiowozu wyszła od nastolatek".
– Zaczęli rzucać jakieś dwuznaczne żarty, zwłaszcza w stronę jednej z naszych koleżanek. Ewidentnie można było odnieść wrażenie, że spodobała się jednemu z nich – opowiada jeden ze świadków.
Inny dodaje: – Te ich teksty (policjantów – red.) miały taki podtekst erotyczny, jakby sobie flirtowali. Oprócz tego niby-żartu, że "mogą włączyć zaraz inne koguty", był też jakiś tekst o... trójkącie. Niby chodziło o trójkąt odblaskowy w samochodzie, ale było to powiedziane w sposób dwuznaczny, z takim uśmieszkiem. Było też coś o "przeszukaniu osobistym" tej naszej koleżanki, którą sobie upatrzyli. Zwłaszcza starszy z nich tak sobie "żartował", ten młodszy nie odzywał się, tylko się śmiał.
Zdaniem znajomych dziewczyn to jeden z policjantów miał przez okno krzyknąć po imieniu do jednej z nastolatek, żeby wsiadła do radiowozu. – Nie powiedział, po co. Ale na pewno nie było tak, że z jej strony padła "prośba wejścia do radiowozu", jak się wyraził rzecznik policji – mówią znajomi nastolatek.
Dziewczyna chwyciła koleżankę za rękę i wsiadły obie. – W pewnym momencie (...) radiowóz z piskiem opon ruszył. Włączyli też koguty. Wyglądało to trochę tak, jakby chcieli się popisać, no bo przecież nie było potrzeby ich włączania – mówią.
Znajomi nastolatek mają też pytania – na przykład, czy są nagrania kamery z wnętrza radiowozu i dlaczego policjanci nie zostali przebadani na obecność narkotyków i innych środków odurzających.
Wypadek radiowozu pod Pruszkowem, w środku były dwie nastolatki
Przypomnijmy, do wypadku radiowozu doszło w ubiegły poniedziałek (2 stycznia) w Dawidach Bankowych niedaleko Pruszkowa na Mazowszu. Auto rozbiło się na drzewie. Na tyle pojazdu siedziały dwie dziewczyny w wieku 17 i 19 lat. Nie były oficjalnie zatrzymane. Tuż po wypadku matka jednej z dziewczyn powiedziała mediom: – Drugi z nich krzyknął: "a teraz sp******ać!".
Policjanci z Pruszkowa, którzy siedzieli w radiowozie, nie pojawią się na razie w pracy. Mężczyźni dostarczyli swoim przełożonym zwolnienia lekarskie.
– To było uprowadzenie, mieliśmy do czynienia z nielegalnym pozbawieniem wolności – nie ma wątpliwości Roman Giertych, który jest pełnomocnikiem jednej z nastolatek uczestniczących w wypadku. – Zdaniem mojej klientki one miały szczęście, że doszło do tego wypadku – dodał mecenas.