Policjant iderzył radiowozem prosto w drzewo. W aucie były nastolatki.
Policjant iderzył radiowozem prosto w drzewo. W aucie były nastolatki. Fot. Piotr Kamionka / Reporter / East News

Policjanci z Pruszkowa w trakcie podróży rozbili się radiowozem na drzewie w Dawidach Bankowych (woj. mazowieckie). Na tyle pojazdu były dwie dziewczyny – jedna 17-letnia, a druga 19-letnia. Służby ustalają, co nastolatki robiły w samochodzie. – Drugi z nich krzyknął: "a teraz sp******ać!" – mówi TVN24 matka jednej z nich.

REKLAMA
  • W miniony poniedziałek wieczorem doszło do interwencji służb w związku z wypadkiem, do którego doszło w Dawidach Bankowych
  • Dwóch policjantów rozbiło się radiowozem na drzewie. Cały przód pojazdu uległ zniszczeniu. Na tyle wozu siedziały dwie nastolatki
  • Trwa ustalanie, dlaczego przebywały w wozie. Głos jednak już zdążyła zabrać matka jednej z nich. – Drugi z nich krzyknął: "a teraz sp******ać!" – powiedziała dla TVN24
  • Policjant runął radiowozem prosto w drzewo. "Krzyknął: a teraz spierdalać"

    Oficerka prasowa Komendy Miejskiej Powiatowej Policji w Pruszkowie udziela zdawkowych informacji na temat zdarzenia. – Wracając z interwencji, policjant stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w drzewo. Na miejscu policjanci zostali przebadani przez pogotowie ratunkowe. Byli trzeźwi – przekazała Karolina Kańka. Jak ustalił TVN24, policjanci nie byli sami. Z tyłu wozu siedziały dwie nastolatki. Warto podkreślić, że nie były one oficjalnie zatrzymane. – Trwają czynności wyjaśniające, z jakich przyczyn osoby postronne znalazły się w radiowozie – dodała Kańka.

    Wiadomo także, że interwencja dotyczyła palenia traw.

    Do TVN24 zgłosiła się matka 17-letniej dziewczyny, która przebywała w radiowozie w chwili zdarzenia. W rozmowie ze stacją przedstawiła wersję wydarzeń swojej córki. Nastolatka przyjechała na święta do Raszyna, bowiem na co dzień mieszka w Holandii.

    "To wszystko było jak z filmu, jak z horroru"

    To ona wraz z grupą znajomych zawiadomiła służby w sprawie pożaru traw. Według jej relacji policja miała potraktować ją i jej 19-letnią koleżankę jako potencjalne sprawczynie zdarzenia. Z tego powodu obie miały trafić do radiowozu.

    – W pewnym momencie radiowóz ruszył. Policjanci włączyli sygnały (...), córka pytała: "gdzie nas wieziecie?". Po przejechaniu około dwóch kilometrów policjant kierujący radiowozem nie wyrobił na zakręcie, uderzył w drzewo – powiedziała.

    – Drugi z nich krzyknął: "a teraz sp******ać!". Dziewczyny były przerażone, zaczęły biec, choć nie były w stanie. To wszystko było jak z filmu, jak z horroru. Moja córka miała zakrwawioną twarz – dodała.

    Z ustaleń TVN24 wynika, że u 17-latki zdiagnozowano złamanie kości nosowo-czaszkowej z przemieszczeniem, stłuczenia barku oraz szczęki. Przedstawicielka biura prasowego pruszkowskiej policji potwierdziła, że dziewczyny poszły do placówki medycznej "we własnym zakresie".

    Pomocy udzielili im znajomi, którzy odebrali je z miejsca wypadku. 19-latka nie wymagała hospitalizacji. Obecnie funkcjonariusze będą wyjaśniać, w jaki sposób poszkodowane znalazły się w policyjnym radiowozie.