Jair Bolsonaro trafił do szpitala na Florydzie z powodu bólu brzucha – donoszą brazylijskie media. Stało się to dzień po tym, jak jego zwolennicy wdarli się do budynków rządowych, parlamentu i pałacu prezydenckiego w Brasilii. Były prezydent był już wielokrotnie hospitalizowany po tym, jak w 2018 roku został dźgnięty nożem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O sprawie pisze "O Globo". Jair Bolsonaro przebywa obecnie w szpitalu w Orlando na Florydzie. "Twierdzi, że ma silne bóle brzucha" – informuje brazylijska gazeta. Były prezydent Brazylii wyjechał do USA dwa dni przed zaprzysiężeniem swego następcy Luiza Inacio Luli da Silvy. Według źródeł agencji Reutera nie ma powodu do obaw o jego stan zdrowia.
"O Globo" przypomina też, że od czasu operacji, którą przeszedł po dźgnięciu nożem blisko pięć lat temu, Bolsonaro był już kilka razy hospitalizowany z powodu bólu brzucha. Ostatni raz miało to miejsce w listopadzie 2022, kiedy prawicowy polityk został przyjęty do Szpitala Sił Zbrojnych w Brasilii, stolicy kraju.
6 września 2018 podczas wiecu wyborczego w Juiz de Fora prowadzący w sondażach Bolsonaro został trzykrotnie raniony w brzuch nożem. Trafił do szpitala w ciężkim stanie, sprawca został aresztowany przez policję.
Zamieszki w Brazylii
Były prezydent trafił do szpitala na Florydzie dzień po tym, jak jego zwolennicy wdarli się do budynków Sądu Najwyższego, pałacu prezydenckiego i Kongresu Narodowego, domagając się obalenia nowego prezydenta – Luiza Inacio Luli da Silvy. Jak już informowaliśmy w naTemat, po niedzielnych zamieszkach w stolicy kraju zostało aresztowanych co najmniej 400 osób.
Do brazylijskiej powtórki z amerykańskiego Kapitolu doszło w niedzielę, dokładnie tydzień po zaprzysiężeniu nowego prezydenta Brazylii. Luiz Inácio Lula da Silva to lewicowy polityk i prezydent kraju w latach 2003-2010, który w jesiennych wyborach wygrał o włos: zdobył 50,9 proc. głosów, a Bolsonaro – 49,1 proc.
Ibaneis Rocha, gubernator brazylijskiego Dystryktu Federalnego, w którym położona jest stolica kraju, po zamieszkach został zawieszony na trzy miesiące przez sędziego Sądu Najwyższego Alexandre de Moraesa. Brazylijski SN nakazał również wojsku zlikwidowanie w ciągu 24 godzin wszystkich obozów zwolenników Bolsonaro w całym kraju oraz zobowiązał policję do oczyszczenia ulic z protestujących.
"Absolutnie nic nie usprawiedliwia istnienia pełnych obozów terrorystycznych, sponsorowanych przez różnych finansistów i przy samozadowoleniu władz cywilnych i wojskowych w całkowitym obaleniu koniecznego poszanowania Konstytucji Federalnej" – napisano w rozporządzeniu.
Bolsonaro potępił zamieszki
Niedzielny atak został także potępiony przez byłego prezydenta Brazylii i przedstawicieli jego partii. "To smutny dzień dla narodu brazylijskiego" – oświadczył Valdemar Costa Neto, szef prawicowej Partii Liberalnej. Jak dodał, o ile "uporządkowane demonstracje są uzasadnione", to partia "zdecydowanie potępia" wydarzenia, które miały miejsce w stolicy.
W podobnym tonie wypowiedział się sam Bolsonaro. "Pokojowe demonstracje w formie prawa są częścią demokracji. Jednak grabieże i ataki na budynki publiczne, jakie miały miejsce dzisiaj, a także te, które praktykowała lewica w 2013 i 2017 r., wymykają się tej regule" – napisał.
Prawicowy polityk odrzucił też "oskarżenia przypisane mu bez dowodów przez obecnego szefa władzy wykonawczej Brazylii". Wcześniej prezydent Lula określił wydarzenia w stolicy mianem "barbarzyńskich" oraz wskazał braki w bezpieczeństwie jako czynnik, który pozwolił "faszystowskim" zwolennikom Bolsonaro wedrzeć się do rządowych budynków.