– Ten wynik to jest bardzo zła wiadomość dla demokracji – mówi w rozmowie z naTemat.pl doktor Mirosław Oczkoś, specjalista ds. wizerunku politycznego. Pytamy go o najnowszy sondaż przeprowadzony na zlecenie RMF FM i "DGP", z którego wynika, że niemal połowa Polaków obawia się fałszerstw wyborczych na jesieni. – Propaganda ma swoje granice, ludzie co innego słyszą od władzy, co innego widzą – zauważa Oczkoś.
Reklama.
Reklama.
Polacy mają coraz mniejsze zaufanie, że jesienne wybory obędą się bez fałszerstw wyborczych – wynika z najnowszego sondażu
– Cała awantura polityczna zaczęła się przenosić na podejście ludzi, (...) słowa Kaczyńskiego zbierają żniwo – puntkuje dr Mirosław Oczkoś
W czwartek media obiegły wyniki sondażu przeprowadzonego na zlecenie RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej". Jak opisywaliśmy, wynika z niego, że 47,3 proc. Polaków ma większe lub mniejsze obawy, że nadchodzące wybory parlamentarne mogą zostać sfałszowane. Jednocześnie 48,3 proc. nie ma takich obaw (ale tylko 16,9 proc. badanych jest przekonana, że wybory będą uczciwe, 31,4 proc. mówi, że raczej nie obawia się fałszerstw).
"Propaganda ma swoje granice". Dr Oczkoś o obawach Polaków, że wybory mogą być sfałszowane
O ten wynik pytamy doktora Mirosława Oczkosia, eksperta ds. wizerunku i marketingu politycznego. – Myślę, że to jest m.in. wynik majstrowania PiS przy ordynacji wyborczej. Nakłada się też to, że ludzie mają coraz większe poczucie dysonansu: co innego słyszą od władzy, co innego widzą w swoich portfelach – podkreśla nas rozmówca.
– Propaganda ma po prostu swoje granice, wyborcy PiS też mają swoje granice i oni też ten rozdźwięk [obietnic władzy z realną sytuacją - red.] widzą – dodaje.
Jak zaznacza, "cała awantura polityczna zaczęła się przenosić na podejście ludzi". – Słowa Jarosława Kaczyńskiegozbierają żniwo. Trzeba pamiętać, że on co wybory straszy, że wybory zostaną sfałszowane, a potem je wygrywa – podkreśla dr Oczkoś w rozmowie z naTemat.pl.
Przypomnijmy: we wrześniu podczas spotkania w Siedlcach prezes PiS straszył: "Nasi przeciwnicy już dzisiaj mówią, że jeżeli przegrają wybory, to będą sfałszowane. A co to oznacza? Że sami chcą fałszować. Pamiętajcie, że wybory są organizowane w Polsce przez samorządy, a kto ma najwięcej samorządów? Ta druga strona niestety, szczególnie w dużych miastach".
– Ten wynik [sondażu - red.] to jest bardzo zła wiadomość dla demokracji. Im więcej się mówi o tym, że wybory mogą być sfałszowane, tym więcej pozostaje to w świadomości ludzi i to przekonanie narasta – kwituje nasz rozmówca.
PiS chce zmienić Kodeks wyborczy. Dowożenie seniorów na wybory, zmiany ws. agitacji
– Mieli na to siedem lat. Ludzie nie lubią być manipulowani – komentowała w rozmowie z naTemat posłanka Katarzyna Lubnauer z Koalicji Obywatelskiej. Parlamentarzystka ostrzegała też, że nawet gdyby PiS przepchnął projekt "po nocach, kolanem", to nadal ląduje w terminach pozakonstytucyjnych.
– Trybunał Konstytucyjny wydał kilka orzeczeń, w których stwierdził, że zmiany w Kodeksie wyborczym można wprowadzać najpóźniej na pół roku przed rozpoczęciem procedury wyborczej. A ta zacznie się na przełomie lipca i sierpnia, gdy prezydent Andrzej Duda ogłosi datę głosowania – powiedziała.
– To znaczy, że projekt musiałby przejść przez Sejm, Senat i biurko prezydenta do przełomu stycznia i lutego. To nierealne, skoro projekt jeszcze nie wyszedł z Sejmu, a Senat i prezydent mają odpowiednio 30 i 21 dni na to, by się do niego ustosunkować – dodała.
Ale to nie wszystko. Wśród proponowanych zmian znalazł się też zapis dotyczące agitacji wyborczej. Zgodnie z ustawą agitację wyborczą mógłby prowadzić "każdy komitet wyborczy i każdy wyborca". Oznacza to, że autorzy projektu (ich przedstawicielem jest Marek Ast) chcą usunąć zapis mówiący o tym, że na agitację komisji pisemną zgodę powinien udzielić pełnomocnik wyborczy.
Co dalej z projektem ws. Kodeksu wyborczego? Część opozycji "pomogła" PiS-owi
W środę odbyło się pierwsze czytanie projektu ws. zmian w Kodeksie wyborczym. Sejmowa większość zdecydowała o skierowaniu projektu pod obrady komisji. Co ciekawe, ze względu na konflikt wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, za odrzuceniem ustawy była część posłów Solidarnej Polski. Projekt mógłby więc zostać odrzucony, gdyby cała opozycja opowiedziała się przeciwko niemu.
Tak się jednak nie stało, bo wielu posłów z klubów Koalicji Polskiej-PSL oraz Lewicy (chodzi dokładniej o 38 posłów Lewicy i 16 posłów Koalicji Polskiej-PSL) wstrzymało się od głosu. Oba kluby zadeklarowały, że zgłoszą poprawki do projektu, a jeśli te nie przejdą, w kolejnych głosowaniach będą przeciw projektowi PiS. Miała to być decyzja uzgodniona wcześniej na spotkaniu liderów klubu.
Oprócz głosowania ws. Kodeksu wyborczego, opozycja zdecydowała się też nie utrudniać PiS-owi głosowania w pierwszym czytaniu nad skierowaniem projektu ws. zmian w Sądzie Najwyższym do dalszych prac. Warunkiem również było uwzględnienie przez PiS poprawek opozycji.
Tak się jednak nie stało, politycy PiS w nocy z środy na czwartek przegłosowali wyłącznie zmiany zaproponowane przez siebie.– Mimo to – jak zapewniał w czwartek w Sejmie Ryszard Terlecki – mają nadzieję, że podczas głosowania w Sejmie nad całością projektu opozycja zagłosuje na rękę PiS-owi.