Telewizja, drukowana prasa czy kino nie mają ostatnio łatwo. Ale podczas gdy wciąż lubię przeglądać kolorowe magazyny czy obejrzeć film na dużym ekranie, to telewizji już nie oglądam i wcale za nią nie tęsknię. Tymczasem to brak telewizora w moim mieszkaniu budzi wśród niektórych największe zaskoczenie. "Ale tak smutno bez niego", słyszę. Bynajmniej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W kryzysie jest też tradycyjna telewizja. Niby nikogo to nie dziwi w złotej erze streamingu. To nieuniknione. Jednak ostatnie liczby zaskakują i martwią telewizyjne stacje. "Oprócz transmisji sportowych, które zawsze przyciągają tłumy przed ekrany, żaden z programów nie przekroczył w 2022 r. granicy 5 mln widzów. Już drugi rok z rzędu", pisaliśmy wcześniej w naTemat na podstawie badań firmy Wavemaker.
Na pierwszym miejscu podium pod względem oglądalności był "Sylwester Marzeń", na drugim "Kevin sam w domu" (oba miały około 3,93 mln widzów), na trzecim jeden z odcinków "M jak miłość" (3,81 mln widzów). Pod uwagę w badaniu oglądalności wzięto jedynie telewizję, wykluczono serwisy streamingowe stacji, dzięki którym te liczby niewątpliwie były znacznie większe.
"O ile jeszcze kilka lat temu, spadającą liczbę wysokoratingowych show można było objaśniać głównie fragmentacją i spadkami udziałów największych kanałów, dziś ten trend powoduje także spadek popularności TV (lekki, jeśli spojrzeć na ogół widzów, a dość drastyczny wśród młodych: 13-29 czy 16-24 lata)" – brzmiał komentarz do analizy.
Prognozy? Niewesołe (dla telewizji). "Choć życzymy nadawcom reaktywacji wielkich publiczności, przewidujemy, że na żywo, w linearnej TV, nie wrócimy już do epoki 5-milionowych widowni. Wyłączając złote strzały sportowe (czyt. głównie mecze z udziałem Polaków), sukcesem dla emisji pojedynczego programu w rozrywkowej czy informacyjnej TV jest dziś przebicie granicy 3 mln widzów" – pisał Wavemaker.
Czyli telewizję oglądamy coraz mniej chętnie, zwłaszcza Polacy w wieku 16-24 lat. I znowu, to wcale nie zaskakuje. W analizy, dlaczego tak jest, nie będę się zagłębiać, chociaż możemy zgadywać: Netflix i jego streamingowe bracia i siostry, YouTube i TikTok, wysyp genialnych seriali i... posucha w telewizyjnych ramówkach.
Telewizor wciąż bożkiem w polskich domach
Niby oglądamy telewizję coraz rzadziej, ale wciąż jest ona rozrywką jednoczącą rodziny i zabijającą nudę. Dalej zwracamy ku telewizorom kanapy i fotele, a odbiornik leci w tle niedzielnych obiadów. To wciąż się nie zmienia, szczególnie gdy pojedziemy do rodziców na weekend.
Coraz więcej osób, zwłaszcza milenialsów i zetek, nie ma jednak telewizora w swoich mieszkaniach. Po pierwsze, nie każdego na to stać. Po drugie, nie ma na nie miejsca w kawalerkach. Po trzecie, po co go kupować i wydawać pieniądze (których zawsze jest za mało), skoro i tak nie będziemy oglądać telewizji? Moi znajomi, którzy mają telewizory, używają ich głównie w jednym celu: do oglądania filmów i seriali na VOD albo puszczania muzyki.
Fakt, że nie mam telewizora, wciąż jednak wielu dziwi. Często słyszę, że w moim domu musi być bardzo cicho (nie jest, muzyka gra non stop) i że odbiornik "po prostu by mi się przydał". Mówią mi tak i starsi, dla których telewizja wciąż jest ważniejszym źródłem rozrywki i informacji niż internet, i młodsi, którzy nie wyobrażają już sobie oglądania "Wednesday" czy "Rodu smoka" na ekranie laptopa albo, nie daj, Boże, smartfona.
Telewizor nie jest mi jednak potrzebny. Nie mam wielkich wymagań jako widzka, więc mogę obejść się bez dużego ekranu. A sama telewizja jest już dla mnie (z małymi wyjątkami) zbędna. Bo, powiedzmy to wprost, nie ma w niej praktycznie nic, co chciałoby się oglądać.
Filmy i seriale przerywane reklamami? Mogę obejrzeć je w internecie i bez reklam. Programy informacyjne? Dowiem się, co się dzieje, z Instagrama czy TikToka. Ba, czasem nawet szybciej niż ci, którzy siedzą przed ekranem. Programy rozrywkowe? Te w polskiej telewizji mają tak żenujący poziom, że wolę rozerwać się w sieci, w której nie nudzę się praktycznie nigdy.
Jeśli faktycznie chcę obejrzeć coś w telewizji (jak było ostatnio w przypadku mundialu w Katarze albo innych imprez na żywo), to oglądam telewizję w internecie. Większość stacji ma swoje własne streamingi, również na żywo. Powiecie: przecież to oglądanie telewizji! Fakt. Ale na moich własnych warunkach i bez dodatkowego płacenia za dostęp do stacji, na których lecą powtórki, programy śniadaniowe i... reklamy.
Koniec telewizji?
Tak, telewizja się kończy.
Spokojnie, jeszcze długo nie zginie, ale stopniowo będzie przenosić się do internetu i streamingu, a telewizor będzie głównie służył do oglądania hitów Netliksa w komfortowych warunkach. TV będzie musiała jednak się postarać, aby przyciągnąć widza w dobie coraz lepszych seriali czy dokumentów. Śniadaniówki czy sylwestry powoli przestaną nam wystarczać.
Stacje muszą odpowiedzieć na pytanie: co mogą nam zaoferować w czasach, w których wszystko mamy na wyciągniecie ręki. Każdy film, każdy serial, każdy news, każdy teledysk i każdy występ z "The Voice".
Bo jednego, najważniejszego, nam nie zaoferują, a przynajmniej nie w takiej skali, do jakiej przyzwyczaił nas internet. Wyboru. Jasne, czasem wręcz za dużego, ale lepsze to niż oglądanie po raz setny "Kogla-mogla" czy odliczanie do końca bloku reklamowego. Priorytety.