– Mnie przede wszystkim przyciągnęła Maryja. To bez dwóch zdań. To jest jej działanie w moim życiu. Matka Boża dała zaproszenie. Wojujemy dla Matki Bożej – mówi Rafał, lider Wojowników Maryi z Sierpca. Był w sobotę w Bydgoszczy, gdzie z całej Polski i innych krajów ściągnęli wojownicy. Mówi, że według szacunków organizatorów było ich około sześciu tysięcy. Media pisały o 8 tysiącach.
"Na parkingach można było zobaczyć autokary z Maryją za przednią szybą" – relacjonowały.
– To było wielkie przeżycie. Chłopakom z mojej grupy, którzy byli pierwszy raz na takim spotkaniu, łzy płynęły ciurkiem. Płakali jak małe dzieci – mówi Rafał.
14 stycznia, w sobotę, w bydgoskiej bazylice odbyło się spotkanie formacyjne Wojowników Maryi. Pod nagraniami Bogurodzicy w wykonaniu setek/tysięcy męskich głosów, niektórzy pisali, że ciarki przechodzą im po plecach.
Wcześniej tysiące wojowników z różańcami w dłoniach przeszło przez centrum miasta, wywołując kontrowersje i mnóstwo skrajnych reakcji z przerażeniem włącznie.
– Jeżeli mieszkańcy Bydgoszczy szli w innych protestach, które zajmowały pasy ruchu, to były stosowne represje ze strony policji. Nie słyszałem, żeby zastosowano je wobec tego ruchu – zauważa Jan Szopiński, poseł, były wiceprezydent Bydgoszczy.
W sieci zalew komentarzy. Ludzie reagowali: "Masakra. Żenada", "Wiara ani wojowników, ani wojny nie potrzebuje. Różaniec nie jest bronią".
Ktoś komentował: "Smutne. Religia, która ponoć ma głosić miłość, pokój, dobro i miłosierdzie, przez niektórych jest wykorzystywana do tworzenia czegoś na wzór sekty. Maryja, jako kobieta, potrzebuje męskich wojowników, podobnych do bojówek? Gdzie jest takie coś w nauczaniu Kościoła katolickiego?".
Albo "Tylko Bydgoszczy wstyd". Bo nie pierwszy raz takie wydarzenie miało miejsce w tym mieście. I w ogóle nie pierwsze w Polsce.
– Jest mi przykro, że Bydgoszcz jest kojarzona z tego typu wydarzeniami. Że tego typu formacja wzięła sobie Bydgoszcz za cel swojej działalności. Jeśli ma służyć rozwojowi chrześcijaństwa, to powiedziałbym, że jestem tym szczerze zdziwiony. Jeśli ma to być ruch, który nazywa się ruchem Wojowników Maryi, to nie wiem, czy Maryja uznawana przez katolików za matkę Chrystusa, faktycznie potrzebuje takich wojowników – mówi naTemat Jan Szopiński.
"A tak konkretnie to co oni robią?", "Z kim będziecie walczyć? W imię czego to robicie?", "A Maryja wie o tej bojówce?", "Od kiedy Maryja potrzebuje wojowników?", "A co zrobili dla kogoś? Jakieś dobre uczynki, pomogli komuś?" – sieć zalały podobne pytania.
Postanowiliśmy zapytać u źródła. I trzeba przyznać – to jak wejście w inny świat.
Marsz w Bydgoszczy. Polska Press/East News
– O co wojujemy? O domy, o rodziny, o walkę z własnym grzechem, o miłość w domu i rodzinie, o mężczyzn, którzy się pogubili, o Kościół, o wiarę – wymienia szybko jeden z wojowników.
Oczywiście, że Matka Boża ich potrzebuje. Sama ich powołała: – A dokładnie to Bóg Ojciec przez Matkę Bożą. To cud i fenomen Wojowników Maryi, powołanych przez Matkę Bożą, którzy przez Niepokalane Serce służą Jezusowi Chrystusowi na chwałę Bożą – odpowiada.
Rozmowa jest bardzo krótka, wojownik przeprasza, że nie może dłużej rozmawiać: – Przygotowuję się do Eucharystii, a to jest dla mnie kluczowe. Za chwilę wychodzimy służyć Panu Bogu.
Wspólnota męska Wojownicy Maryi to dzieło ks. Dominika Chmielewskiego, salezjanina, który zaczął je tworzyć w 2015 roku.
"Ruch powstał na duchowe potrzeby mężczyzn" – czytamy w statucie. I dalej, że jego celem jest uformowanie na fundamencie Objawienia Bożego przyszłych mężów i ojców. Że inspiracją było formowanie chłopców i mężczyzn na wzór Jezusa Chrystusa, gotowych walczyć o najwyższe wartości i prawdy wyznawane przez Kościół Katolicki.
Od kilku lat ich zdjęcia trafiają do sieci. Na niektórych wyglądają jak armia.
By zostać wojownikiem trzeba mieć 18-50 lat. Powyżej 50. roku życia mężczyźni mogą uczestniczyć we wspólnocie, ale nie mogą być pasowani na wojownika. I nie mogą otrzymać koszulki.
Koszulkę z logo dostaje każdy wojownik. A także miecz. – To symbol walki duchowej. Żebyśmy wiedzieli, że jako wojownicy zostaliśmy powołani do tego, żeby walczyć. Nie tylko, żeby "klepać" różańce, ale żeby przetwarzać to w czyn. Jak ktoś potrzebuje pomocy, żeby mu pomóc. A dwa miecze oznaczają, że człowiek nie jest sam. Że jest drugi brat, który walczy razem z tobą – mówi Rafał z Sierpca.
Podkreśla: – Walczymy duchowo, nie fizycznie: modlitwą, pokutą i umartwieniami. Nie mieczem. Miecz jest tylko symbolem walki duchowej. Walczymy o łaskę uświęcającą, o życie w przyjaźni z Panem Bogiem i w zgodzie z Jego Przykazaniami.
Wszyscy mówią o sobie "bracia". Żeby zostać wojownikiem, muszą przejść cztery etapy – od formacji przez rozmowę braterską do pasowania. Pierwszy okres trwa trzy lata. Rozmowy przeprowadzają liderzy regionalni.
– W Polsce jest około 100 liderów regionalnych, dobrze się znamy. Cztery razy w roku odbywają się spotkania ogólnopolskie. Widać na nich, że z każdym spotkaniem jest więcej chłopaków, którzy chcą walczyć dla Maryi. O zbawienie swoje, swojej rodziny i całego świata – wymienia Rafał.
Ilu w skali kraju w ogóle ich jest?
Słyszymy, że w całej Polsce ma być 10-15 tys. mężczyzn pasowanych na wojownika, a formujących się ok. 30 tys. – Ale to nie są dane, które można zweryfikować, bo z miesiąca na miesiąc chłopaków przybywa. W Sierpcu co miesiąc na spotkaniach jest nas ok. 20, ale w ogóle jest 30. Niektórzy pracują za granicą, nie każdy może być co miesiąc – wskazuje nasz rozmówca.
Ciekawostka – wojownicy w swoich szeregach mają pierwszego biskupa. W czerwcu tego roku ks. Krzysztof Włodarczyk, który stoi na czele diecezji bydgoskiej, został pasowany, choć ma 61 lat. Jednak podobno zrobiono dla niego wyjątek.
Media obiegły zdjęcia, jak w czarnej koszulce klęczał przed ks. Chmielewskim i mieczem, i składał przysięgę, która kończyła się słowami:
Co w praktyce robią wojownicy ? Jak na co dzień wygląda ich walka?
Rafał: – Na przykład w grupie mamy taką inicjatywę "Modlitwa Brata za Brata". Co miesiąc losujemy partnera do modlitwy i codziennie jeden za drugiego się modli. Co miesiąc zmieniamy parę. Duch święty tu działa. Jemu wszystko zawierzamy. Ostatnio wylosowałem kolegę, który bardzo potrzebuje modlitwy. Zaczęło mu się sypać w pracy, w rodzinie. Po miesiącu był bardzo wdzięczny, że otoczyłem go modlitwą. Mówił, że czuł opiekę Maryi i prowadzenie Ducha Świętego, bo syn i żona inaczej zaczęli się do niego zwracać. Powiedział, że wszystko jest na dobrej drodze.
On modli się codziennie. Codziennie jest na Eucharystii: – Codziennie jest też modlitwa różańcowa. Tak jest napisane w naszym statucie. Każdy wojownik jest zobligowany do tego, żeby codziennie odprawiać przynajmniej jedną część różańca. W intencjach Matki Bożej, bo Matka Boża wie, komu na świecie modlitwa jest teraz najbardziej potrzebna. Wspieramy Maryję.
Rafał ma ośmioro dzieci. W głowę zachodzę, jak na to wszystko ma czas.
– Jak ktoś chce to znajdzie na to czas. Rano wstaję trochę wcześniej, około pół godziny poświęcam na modlitwę. Po pracy idę na mszę świętą. A na modlitwę różańcową staram się wykorzystać czas, jadąc do pracy samochodem. Żeby wieczorem spędzić czas z rodziną – reaguje.
Przyznaje, spotyka się z negatywnymi reakcjami.
Dodaje: – Na księdza Dominika i na nas jest wielka nagonka w mediach. Ale my przyjmujemy to wszystko z pokorą. Nie obyłoby by się bez tego, żeby ktoś szedł za Chrystusem i nie był szykanowany jak on. Pan Jezus powiedział przecież: "Mnie prześladowali, was też będą prześladować".
Walka, wojownicy, miecze – to wszystko jednak u wielu Polaków budzi złe skojarzenia. "Czy nie lepiej, zamiast 'wojownikiem Maryi', być uczniem Jezusa? Czy nie lepiej, duchowość upraszczać, zamiast ją komplikować?" – zapytał kiedyś o. Grzegorz Kramer.
"Nie jestem zwolennikiem 'militarnej" symboliki religijnej, więc mnie nie przekonują miecz, czy pasowanie na wojownika. Bliższy mi jest Chrystus Dawca Pokoju niż Piotr z szabelką w Ogrodzie Oliwnym" – oceniał ks. Tomasz Szałanda, teolog.
Jan Szopiński: – Sama nazwa Wojownicy Maryi, która poparta jest zdjęciami dorosłych mężczyzn w kwiecie wieku z mieczami, jednak wzbudza we mnie złe skojarzenie. Z kart historii wiadomo, że wiara była krzewiona wśród pogan i każdy powinien wiedzieć, że miecz i ogień były podstawowymi narzędziami tej misji.
Poseł dokładnie przejrzał zdjęcia z Bydgoszczy. – Mam skojarzenie, że nie wszyscy spełniali wymogi statutowe czy organizacyjne. Było tam bardzo wielu mężczyzn, którzy mają więcej niż 50 lat. Ze zdjęć wynika też, że było tam zgromadzonych bardzo wiele kobiet – zauważa.
Dodaje: – Wydaje się, że gdyby te miecze, kojarzące się z przemocą i organizacją paramilitarną, zamieniono na gałązki oliwne i każdy bez względu na płeć i wiek, mógł wejść do tej organizacji, to rzeczywiście moglibyśmy mówić o chrześcijańskim ruchu realizującym doktryny głoszone przez Kościół. Natomiast tu mamy formułę opartą na wykluczeniu, na zbrojnych charakterze, co musi wzbudzać zastanowienie i analizy, jak kształtują się działania tej organizacji – uważa.
Przeczytał statut, zwraca uwagę, że członkami mogą być mężczyźni w wieku 18-50 lat.
– To wskazuje na pewien paramilitarny charakter tej organizacji. A to w sposób jednoznaczny musi zmienić odbiór społeczny tego, co się w tym dzieje. Jeśli ma ona spełniać prospołeczne funkcje, wskazywać ludziom, którzy sie zagubili w życiu, jakąś drogę ratunku, to na dzień dziesiejszy pod tymi hasłami i symbolami, które są, na pewno tak nie jest. W związku z tym ideologiczne wspieranie tego ruchu wzbudza mój osobisty niepokój i obawy. Dla mnie na dzień dzisiey ten ruch jest dziś nie do przyjęcia – podkreśla.
Uważa też, Polacy powinni mieć wątpliwości, czy jest to organizacja chrześcijańska: – Czy działa dla dobra całego społeczeństwa, czy są to jakieś doktryny wojowników, którzy nie powinni nazywać się wojownikami, a sługami. Co innego sługa, a co innego wojownik.
Do wojowników docierają takie opinie.
– Niektórzy nazywają nas sektą. Mówią, że mamy miecze. Przecież ta chrześcijańska symbolika, od początku była w Biblii. Św. Michał Archanioł pokazuje się z mieczem. Miecz nie ma być do ścinania komuś głowy i wyciągania miecza przeciwko drugiemu człowiekowi. Tu chodzi o symbol miecza jako walki duchowej. Ze złem, z szatanem, z naszymi słabościami. Ja nie będę się poddawał, tylko wyciągam miecz, który zamieniam na różaniec. Zawsze powtarzam braciom, żebyśmy się nie złościli na negatywne komentarze. To nie ma sensu. Żal mi tych osób, ale w sercu nie utracam miłości do nich – mówi Jarek, lider z Wolbromia w województwie małopolskim, w powiecie olkuskim.
Podkreśla: – Naszą bronią jest różaniec. Każdy wojownik ma to w obowiązku. Potem się poznaje, że jak jest zakochany w Maryi, jest zakochany w różańcu. Modlitwa różańcowa zmienia rzeczy niewidzialne. Powoduje, że zmiany same się dokonują, a my tego nawet nie widzimy. Pewne rzeczy się prostują. Różaniec ma moc niewidzialną.
To, że sam znalazł broń w różańcu, dla niego samego jest niewiarygodne, bo kiedyś uważał go najnudniejszą modlitwę ze wszystkich. Odkąd go odkrył na nowo, od 2017 roku odmawia go codziennie.
Co akurat jego przyciągnęło do Wojowników Maryi?
– To było światło, pociągnęła mnie nitka Boża. U mnie zaczęło się od pielgrzymki do Fatimy w 2017 roku, po niej poszukiwałem czegoś dla siebie. W 2018 roku zacząłem szukać kazań na YouTube. Przez przypadek pojawiło mi się kazanie ks. Dominika. Spodobało mi się. Trafiło do mojego serca. A potem zobaczyłem, że prowadzi ruch Wojowników Maryi, od razu wiedziałem, że będę chciał jechać na pierwsze spotkanie. Odbyło się 5 stycznia 2019 roku w Ostrołęce, bardzo daleko ode mnie. Pojechałem i wiedziałem, że chcę należeć do tej wspólnoty – wspomina.
Swoją grupę zaczął tworzyć w 2020 roku. Opowiada, jak w kilka osób przeszli z Dąbrowy Górniczej, jak szukali innego miejsca bliżej domu, bo w każdy pierwszy czwartek miesiąca mają godzinne spotkania na adoracji Najświętszego Sakramentu o godz. 23.00.
Szukali więc kapłana, który by się nimi zaopiekował w innym miejscu. – Matka Boża zaprowadziła mnie do kościoła w Wolbromiu. Poprzez osoby, które mówiły: Spróbujcie tam. Tam jest dobry kapłan. Ksiądz się zgodził. To miejsce to też Boży plan. Boże działanie. Okazało się, że również z innej diecezji chłopakom było bliżej. Nagle sami bracia zaczęli do nas przychodzić. Dziś jest nas ok. 30 – mówi.
Pytam wojowników o LGBT. Czy przyjęliby w swoje szeregi osoby z tego środowiska, skoro tak bardzo podkreślają swoje chrześcijaństwo?
– Nikogo nie odtrącamy. Na pewno byśmy go nie odrzucili. Staralibyśmy się tego człowieka wyprowadzić z błędu, w którym żyje. Tylko pytanie: czy on może coś dobrego do wspólnoty wprowadzić? Czy tylko zamęt? – odpowiada Rafał.
Jarek: – Dla mnie nie ma przeszkody. Ja tych ludzi kocham, każdy z nas jest inny. Nie widzę problemu, żeby przychodził modlić się z nami. Gorzej byłoby z pasowaniem. Trudność to tylko jego wewnętrzna przeszkoda, bo mógłby nie sprostać warunkom - gdyż my żyjemy życiem chrześcijańskim, sakramentami.
Wszyscy zarzekają się, że z nacjonalizmem nie mają nic wspólnego. Nie są armią Kościoła. Krzywią się też na hasła o radykalizmie.
Rafał: – Czuję głęboki sens tego, co robię. Widzi pani, co dzieje się z rodzinami? Ksiądz Dominik mówi na spotkaniach: 30 proc. rozwodów po pierwszym roku małżeństwa. To jest masakra. Nieszczęście. I później kto cierpi? Przede wszystkim dzieci. Dlatego musimy się modlić za rodzinę. Formujemy ojców, mężów do życia w małżeństwie. Żeby mężczyzna za wszelką cenę kochał swoją żonę i dzieci, starał się być dla nich wzorem. Żeby ukląkł z dzieckiem, poszedł do kościoła z różańcem w ręku. Pokazał drogę, żeby dziecko nie brnęło w to, co proponuje świat. W to zło, w używki. Żeby odciągnąć dziecko i żonę od zła, które proponuje świat.
Dziś raczej mówi się o odchodzeniu od Kościoła, o pustkach na religii. Statystyki są nieubłagane. Ale oni wiedzą swoje.
– Być może po jest ten nasz ruch. Matka Boża powołała nas do tego, żebyśmy świadczyli o niej i o Panu Jezusie Chrystusie, żeby tych ludzi przyciągnąć do Kościoła. Bo są dwie siły na świecie. Zła i dobra. Która zwycięży? Nie wiadomo. Powstała armia wojowników, żeby wspierać matkę Pana Jezusa. Żeby tych ludzi wyciągać ze szponów szatana – mówi lider z Sierpca.
A dlaczego nie kobiety? – To już musi pani Maryi zapytać – odpowiada Rafał. – Matka Boża tak pokierowała ks. Dominika. Ale myślę, że to dobry kierunek, bo kobiety miały już swój czas w kościele. A teraz Matka Boża zapragnęła, żeby wyciągnąć tych ojców, głowy rodzin, żeby oni dali świadectwo – odpowiada.