Europosłanka Róża Thun wyjaśniła w naTemat, dlaczego nie chce komentować ani podejmować żadnych formalnych kroków wobec Przemysława Czarnka. Minister edukacji z mównicy sejmowej nazwał ją "Różą von Thun coś tam po niemiecku". Słowa te obiły się echem w mediach, lecz reakcja ze strony samej europosłanki była dość ograniczona, bo jak wyjaśniła – nie chce się zniżać do poziomu prowadzonej w ten sposób debaty publicznej. Zadrwiła też z Czarnka, że ten, skoro już pisze po niemiecku, powinien to robić poprawnie. Zwłaszcza z uwagi na piastowane stanowisko.
Reklama.
Reklama.
Europosłanka Róża Thun zwróciła uwagę, że regularnie spotyka się z tego typu "idiotycznymi wystąpieniami"
Wobec słów Czarnka nie zamierza wyciągać konsekwencji, ponieważ nie chce brać udziału w dyskusji na tym poziomie
Zdaniem Róży Thun wystąpienie Przemysława Czarnka tylko jeszcze dobitniej pokaże wyborcom, że PiS nie nadaje się do rządzenia krajem
W rozmowie z naTemat.pl Róża Thun powiedziała, że "szalenie miłym jest, że ludzie reagują, ale to nie jest pierwszy raz, w którym styka się z taką sytuacją.
– Ja się bez przerwy spotykam z jakimiś takimi idiotycznymi wystąpieniami. To trwa od lat, a obfituje w takich wypowiedziach między innymi Ziobro. Albo jestem agentem niemieckim, albo rosyjski, albo agentem Sorosa... Nie wolno schodzić na taki beznadziejny poziom debaty publicznej i ja nie chcę w czymś takim brać udział. Tego nawet nie można nazwać debatą – powiedziała posłanka.
Jak powiedziała Róża Thun, dostała masę informacji, że tym razem powinna zareagować, szczególnie że chodzi o ministra edukacji.
– Ja nie chcę zniżać się do tego poziomu debaty społecznej, ale racja, że ten człowiek, jako że jest ministrem edukacji, powinien pokazywać młodym ludziom, jak rozmawiać. Na szczęście widać, że ludzie są coraz bardziej świadomi, bo takiego oburzenia jeszcze nie doświadczyłam. Jestem pewna, że to, co powiedział, a później napisał Czarnek przyczyni się do tego, że wiele osób nie zagłosuje w wyborach na Zjednoczoną Prawicę – dodała polityczka.
Przy okazji Róża Thun zwróciła uwagę, że w twitterowym wpisie, który zamieścił Przemysław Czarnek pisząc "przeprosiny" po niemiecku, wkradł się błąd. – Jak już pisze po niemiecku, to przynajmniej niech robi to bezbłędnie – dodała.
Do opisywanej sytuacji, na którą zareagowała Róża Thun, doszło w ubiegły piątek w Sejmie. Zanim doszło do głosowania w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym, na mównicę wyszedł Przemysław Czarnek.
Minister edukacji zarzucał opozycji, że ta nie ma prawa wypowiadać się w sprawie ustawy, bo ci "przez wiele lat jeździli do Brukseli i Strasburga i kłamali na
temat Polski i Polaków".
– Namawialiście brukselskich urzędników, żeby zabrali Polakom pieniądze. (...). Wasi europosłowie, Biedroń, nie Biedroń, Róża von Thun coś tam po niemiecku, codziennie namiętnie kłamali na temat Polski i Polaków. A wy dzisiaj mówicie, że jest jakaś dziejowa chwila? – wykrzykiwał Czarnek, co spotkało się z reakcją opinii publicznej.
Czarnka za swoją wypowiedź skrytykowali także politycy opozycji, którzy wytknęli, że w Zjednoczonej Prawicy również są politycy o obcobrzmiących nazwiskach.
Teraz procesuję się z Sakiewiczem, który usiłował mi zarzucić i wywrzaskiwał w studio, że nie czuję się Polką i reprezentuję interesy Niemiec. Tożsamość narodowa jest dobrem, którego nie wolno naruszać. Oni to notorycznie robią. Zresztą nie tylko w stosunku do mnie, ale też do innych, chociażby do Donalda Tuska. Grzechem podstawowym tego rządu jest dzielenie społeczeństwa i próby usiłowania odebrania ludziom polskości.