– To już nie jest wojna hybrydowa, ale prawdziwa wojna – stwierdził minister spraw zagranicznych Rosji, Siergiej Ławrow, podczas wizyty w RPA. Nie mówił jednak o samej inwazji Rosji na Ukrainę, a o... wojnie, którą rzekomo "Zachód przygotowuje przeciwko Rosji". To zgodne z propagandowym przekazem, który Kreml rozpowszechnia od dłuższego czasu.
Reklama.
Reklama.
– Stany Zjednoczone swoimi groźbami i naciskami przekraczają wszystkie czerwone linie – stwierdził Siergiej Ławrow podczas wizyty w RPA
Przekonywał także, że "Zachód od dawna przygotowuje się przeciwko Rosji, próbując zniszczyć wszystko, co rosyjskie"
Instytut Studiów nad Wojną punktował niedawno, że Ławrow zaostrza retorykę, by zwiększyć poparcie Rosjan dla długotrwałej wojny
Siergiej Ławrow, szef rosyjskiego MSZ, przebywa z wizytą w Pretorii, stolicy Republiki Południowej Afryki. Spotkał się tam m.in. z szefową tamtejszego resortu spraw zagranicznych, Naledi Pandor.
Podczas konferencji prasowej Ławrow odniósł się do kolejnej transzy przekazywanej Ukrainie przez Zachód. Chodzi m.in. o ustalenia, do których doszło podczas spotkania przedstawicieli 50 krajów w bazie Ramstein w Niemczech. Przypomnijmy: mimo innych ustaleń, nie zapadła tam decyzja ws. przekazania czołgów Leopard Ukrainie, na co muszą wyrazić zgodę Niemcy.
Choć kwestia dot. Leopardów wciąż jest dogadywana, a naciski krajów NATO na rząd w Berlinie trwają, w niedzielę wieczorem padły przełomowe słowa szefowej niemieckiej dyplomacji, Annaleny Baerbock. stwierdziła ona, że "jeśli Polska dostarczy czołgi Leopard do Ukrainy, Niemcy nie będą się temu sprzeciwiać". Nasz kraj chce z kolei brać udział w koordynowaniu koalicji państw, które chcą wraz z Polską przekazać Leopardy.
Ławrow: To już nie jest wojna hybrydowa, ale prawdziwa wojna między Zachodem a Rosją
Co na to wszystko Ławrow? Szef rosyjskiego MSZ ponownie powołał się na analogię, jakoby kraje NATO, które pomagają Ukrainie po rozpoczętej przez Rosję inwazji na ten kraj, w rzeczywistości "walczyły" z Kremlem. Powtórzył też propagandowe twierdzenie, jakoby pomoc Ukrainie była tylko pretekstem do prowadzenia wojny z Rosją przez Stany Zjednoczone i sojuszników.
– Waszyngton przekracza wszelkie granice groźbami wobec innych krajów z powodu ich współpracy z Rosją – powiedział. – [USA – red.] publicznie oświadczają, że ci, którzy współpracują z Rosją, będą tego żałować. Swoimi groźbami i naciskami przekraczają wszystkie czerwone linie – stwierdził Ławrow, cytowany przez rosyjską agencję TASS.
– To, co dzieje się w Ukrainie, to już nie wojna hybrydowa, ale prawdziwa wojna między Zachodem a Rosją – stwierdził w pewnym momencie polityk. Jak wynika z kontekstu, nie nawiązywał jednak do działań Rosji w Ukrainie (które propaganda nazywa "operacją specjalną), a do rzekomych działań Zachodu, ze Stanami Zjednoczonymi na czele.
– Zachód od dawna przygotowuje się przeciwko Rosji, próbując zniszczyć wszystko, co rosyjskie: od języka do kultury, która jest na Ukrainie od wieków, i zabranianie ludziom mówienia w ich ojczystym języku – przekonywał. Przypomnijmy: nie jest to prawda, a argument wykorzystywany przez rosyjską propagandę do usprawiedliwienia działań Rosji w rejonach wschodnioukraińskiego Donbasu.
Ławrow o "rusofobach". Uderzył w Zełenskiego
– Wszelkie kontakty kulturalne związane z językiem rosyjskim są zabronione. I to wszystko jest wspierane przez Zachód. Tak jak Zachód wspiera regularne marsze neonazistów ze swastykami – mówił Ławrow w RPA.
Stwierdził też, że "Ukraina odrzuca propozycje rozpoczęcia rozmów pokojowych" (nie wspomniał, że według Rosji rozmowy te oznaczałyby oddanie przez Ukrainę terenów na wschodzie kraju) i nazwał Wołodymyra Zełenskiego oraz byłego prezydenta Ukrainy, Petra Poroszenkę, "prezydentami wojennymi" i "rusofobami".
Tu warto przypomnieć, że głównym językiem Zełenskiego jest j. rosyjski (ukraińskiego zaczął uczyć się dopiero w 2017 roku), o czym prezydent Ukrainy wielokrotnie mówił m.in. podczas kampanii prezydenckiej. – Ja sam używam języka rosyjskiego, ale jestem obywatelem Ukrainy i nie chcę być obywatelem żadnego innego państwa – mówił Zełenski.
Niedawno informowaliśmy też o innej, kontrowersyjnej wypowiedzi Ławrowa. Polityk podczas konferencji prasowej w Moskwie nie tylko próbował przekonywać, że Rosja, która każdego dnia ostrzeliwuje Ukrainę, jest ofiarą konfliktu, lecz także oskarżył Zachód o działania stosowane wcześniej przez Adolfa Hitlera. – Celem jest ostateczne rozwiązanie kwestii rosyjskiej – przekonywał zebranych na sali rosyjskich dziennikarzy.
Później Instytut Studiów nad Wojną ocenił, że Ławrow użył tego typu porównania, by zwiększyć poparcie Rosjan dla długiej wojny, na którą przygotowuje się Kreml.
"Porównanie Zachodu do nazistowskich Niemiec, a poparcia dla Ukrainy z próbą eksterminacji Rosjan są niedorzeczne i niemal na pewno kierowane do wewnętrznych odbiorców w Rosji. Ukraina nigdy nie groziła inwazją ani zajęciem terytorium poza swoimi uznanymi międzynarodowo granicami z 1991 r. Ani NATO jako sojusz, ani żaden kraj członkowski nie groziły nigdy atakiem na Rosję, nie mówiąc już o chęci zniszczenia Rosjan jako narodu" – wskazywał amerykański think tank.
Od lutowej inwazji Rosji na Ukrainę minęły 334 dni. Ostatniej doby ukraińskie władze informowały m.in., że Rosjanie przeprowadziły atak rakietowy na Krematorsk. Media obiegły też zaskakujące słowa Andreja Babiša, który przed II turą wyborów prezydenckich w Czechach został zapytany, czy Czechy powinny wysyłać swoje wojsko, gdyby zaatakowane zostały Polska lub kraje bałtyckie? – Na pewno nie – stwierdził, a potem tłumaczył się z tych słów.