Wcześniej sytuacja była jasna. Najczęściej wygrywał ten, kto skakał dalej. Zdarzało się, że ktoś upadał albo fatalnie lądował, wtedy miał odejmowane punkty. Niemniej jednak skoki narciarskie były przejrzyste. Teraz jest z nimi zupełnie inaczej. Może dojść do sytuacji, gdzie Kamil Stoch ląduje 10 metrów bliżej od Macieja Kota, a mimo tego ma wyższą notę. Dlaczego? Bo w jej skład wchodzą od niedawna dwa współczynniki. Siła wiatru i długość rozbiegu. O co w nich chodzi?
Jan Szturc to były trener Adama Małysza. Dziś prowadzi zawodników w Wiśle Ustroniance i wczoraj z uwagą śledził przebieg historycznego, pierwszego konkursu Pucharu Świata w tym mieście. Konkursu, w którym górą była loteria, warunki rozdawał wiatr i w opinii wielu ekspertów nie pomagały modyfikacje przepisów.
Punkty za wiatr, punkty za rozbieg
Proszę Szturca, by wytłumaczył, na czym polega wyliczanie współczynnika za wiatr. Odpowiada na przykładzie wczorajszego konkursu: - Mogę panu powiedzieć, jak to wygląda na dużych skoczniach. W Wiśle mamy siedem punktów pomiaru. Patrząc od dołu skoczni, trzy są usytuowane z lewej strony, do tego cztery z prawej. Zawodnik oddaje swój skok, każdy z punktów mierzy prędkość wiatru i potem wartość jest uśredniana. Powstaje współczynnik.
Adam Małysz skacze bardzo daleko. Ale dostaje prawie -12 punktów za rozbieg i wiatr:
To jedna z modyfikacji, które zaczęto wprowadzać na skocznie w 2009 roku. Drugą jest tzw. współczynnik "f", który określa, w jaki sposób długość rozbiegu przekłada się na skok. Przed konkursem na skocznię przybywa delegat FIS, żeby dokonać odpowiednich wyliczeń dotyczących rozbiegu. W opracowaniu wyniku pomaga specjalistyczny program komputerowy. Najczęściej 1 metr rozbiegu przekłada się na około 5 metrów lotu skoczka.
Ponownie Szturc: - To trochę skomplikowane, bo na różnych skoczniach to wygląda inaczej. Jedną belkę od drugiej oddziela najczęściej pół metra. Ale może to też być 40 czy nawet 60 centymetrów. Załóżmy, że w Wiśle rozbieg zostaje skrócony o dwie belki startowe. To mniej więcej metr. Na skoczni Adama Małysza zawodnik dostałby w takim przypadku dodatkowo 7,3 punktu.
Odległość, styl, do tego współczynniki
Wróćmy do przykładu z początku tego tekstu. Kot skacze daleko, 130 metrów. Na początku jak na każdej skoczni dostaje 60 punktów. Potem na dużej skoczni za każdy metr powyżej powyżej punktu konstrukcyjnego skoczkowi przyznaje się 1,8 punktu. Czyli Kotowi za odległość należy się 78 punktów. Teraz noty. Załóżmy, że lądował brzydko, dostaje trzy siedemnastki, do tego 17,5 i 16,5. Skrajne są usuwane. Dodajemy trzy siedemnastki i wchodzi nota końcowa: 129 punktów. Uznajemy, że było bezwietrznie, co w żaden sposób nie wpływa na liczbę punktów.
Po skoku Kota zaczyna wiać, sędziowie orzekają, że rozbieg trzeba obniżyć. O dwie belki. Czyli Stoch, który zaraz ruszy, będzie miał mniejszą prędkość na progu i z miejsca 7,3 punktu więcej od Kota. Rusza. Ląduje idealnie na punkcie konstrukcyjnym, ale ładniej od swojego rodaka. Trzy dziewiętnastki, do tego 19,5 i 18.5. Mamy więc 60 punktów za odległość, do tego 57 za styl. W sumie 117. Do tego jeszcze dochodzi bonus za rozbieg, czyli wspomniane 7,3.
10 metrów bliżej. Ale nota lepsza
Wczoraj w Wiśle wiatr kręcił niemiłosiernie, zmieniał się, dlatego możliwa jest sytuacja, że nagle pojawia się i daje się Stochowi we znaki. Załóżmy, że Stoch miał wiatr w plecy, o średniej sile 1,5 metra na sekundę. Metr to na dużych skoczniach około 6 punktów, czyli w tym przypadku należy dodać ich 9. Czyli dodajemy: 117 pkt za odległość i styl, 7,3 pkt za rozbieg i 9 pkt za wiatr. Wychodzi 135,3 pkt. I zawodnik, który wylądował 10 metrów bliżej, ma wyraźnie lepszą notę.
Za to właśnie nowy system krytykują widzowie. Oglądają rywalizację i nic z niej nie rozumieją. Bo takich sytuacji, jak ta opisana powyżej, jest multum. Skoczkowie też nie są zachwyceni. Jedni mówią, że w powietrzu wszystko czują zupełnie inaczej niż potem wynika to z przelicznika. Ciekawą rzecz powiedział swego czasu Austriak Gregor Schlierenzauer. Stwierdził, że aby zrozumieć nowe zasady, trzeba tytułu doktora.
Mylił się. By je jako tako przyswoić, wystarczy przeczytać ten tekst.
Nie powiem panu jednoznacznie, czy to jest dobre czy złe. Ale mogę powiedzieć tak - na skoczni w Wiśle przez długi czas trenowaliśmy. Często było tak, że chorągiewki stały niby w miejscu, a jednak żaden z zawodników nie mógł daleko odlecieć. Teraz w trakcie konkursu te chorągiewki też jakoś znacząco nie łopotały. A jednak wskaźniki pokazywały, że wiatr jest dość silny i niekorzystny. A proszę mi wierzyć, że to ma bardzo duży wpływ na wynik zawodnika.