Od kilku dni przekładamy rozmowę – czekamy aż Łukasza przestanie boleć. Jak on się czuje?
Łukasz bardzo źle się czuje. Mówi do mnie: "Wiesz mamo, znasz mnie, doskonale wiesz, co bym powiedział, rozmawiaj ty".
Aż tak go boli?
Łukasz ma teraz 20 lat, urodził się z bólem. Każdy dzień jest ciężki. W tej chwili syn walczy o to, żeby wstać i działać. Czasami mówi: "No, dzisiaj jest w miarę". I my się wtedy z mężem cieszymy.
On urodził się z dwoma chorobami. Na skutek licznych powikłań po chorobie Leśniowskiego-Crohna już w tej chwili ma wszystko, co może mieć. Choroba postępuje z roku na rok.
Okoliczności też nie są sprzyjające. Przez ponad miesiąc byłam chora – zapalenie płuc. Drżałam, żeby nie zarazić Łukasza. Wszystko dezynfekowałam. COVID-19 syn bardzo ciężko przeszedł.
Jest trudniej niż dotychczas?
Niestety tak. Kiedy Łukasz był dzieckiem, to mogliśmy zadzwonić i udzielano nam pomocy. A od kiedy skończył 18 lat, to zewsząd nas wyrzucili. Problemów jest jeszcze więcej.
Kolejna sprawa: to, co można było zrobić za dziecka, już teraz – za nastolatka – jest nieosiągalne. To tak jakbyśmy zaczynali od zera.
W tym roku WOŚP zbiera na walkę z sepsą, z którą Łukasz też walczył.
Dla Łukasza to wyjątkowy finał. W 2010 roku on umierał na sepsę. Miał zakażenie odcewnikowe. Przeżył dzięki sprzętowi WOŚP. Myślę, że tego długu nie da się spłacić w żaden sposób.
Dlatego został wolontariuszem WOŚP?
Łukasz od najmłodszych lat pomagał innym. Był wrażliwym i empatycznym dzieckiem, potrafił oddać swoje śniadanie komuś, kto miał gorzej w domu. Zawsze chciał być wolontariuszem. Myślę, że ta sepsa, serduszka, które wtedy widział na sprzęcie, utwierdziły go tylko w przekonaniu, że on chce zrobić coś dobrego. Wolontariuszem WOŚP został w 2012 roku, pierwszy raz pieniądze do puszki zbiera podczas 21. finału, czyli w 2013 roku.
Był dumny. Nie rozumiał, dlaczego ludzie go obrażają, "Mamo, przecież nie robię nic złego. Dlaczego ludzie mnie tak wyzywają?"
Jak wyzywali?
Z falą dobra, która do nas przyszła, zalała nas też fala hejtu, pogardy, upokorzeń. Kiedy cztery lata temu umarł prezydent Paweł Adamowicz, ludzie pisali do mojego syna, że – tak jak Jurek Owsiak – ma krew na rękach. To było straszne.
Łukasz wtedy powiedział, że zawiesza swoją działalność. I wokół tego też się zrobił szum, bo ludzie uważali, że nie może... Niech mi pani wierzy, że tyle razy, ile dostawał Jurek Owsiak, to i nasz syn obrywał rykoszetem.
Parę lat temu zarzucono nam, że wykorzystujemy WOŚP do prywatnych celów. Nigdy tego nie robiliśmy. Tak jak wszyscy czekaliśmy w kolejce do szpitala czy poradni.
Nigdy nie było tak, że wchodzimy, bo znamy Jurka Owsiaka. A takie rzeczy bardzo bolą. My o tym nie mówimy głośno, ale mąż uważa, że przychodzi taki czas, że o pewnych rzeczach należy powiedzieć.
Mówienie o hejcie to pierwszy krok, by zacząć z nim walczyć.
Łukasz wielokrotnie mówił, że jest upokarzany, upadlany. A przecież on nic złego nie robi. Myślę, że ci, którzy go hejtują, po prostu nie lubią siebie. Czasami ludzie piszą, że jestem podła i wredna, bo nic nie robię z tym, że Łukasz tak wygląda. A on po prostu jest chory.
Każdy widzi to, co chce zobaczyć. I stąd biorą się te upokorzenia. Mimo wszystko Łukasz pomaga i to nie tylko WOŚP. Ale i domom dziecka, działa z Motomikołajem, Ligą Bohaterów. Robi paczki do szpitali dla chorych dzieci. To jest chłopiec, który robi bardzo dużo dobrego i nie wiem, dlaczego spada na niego taka fala hejtu.
Dotyka. Ludzie piszą do niego w prywatnych wiadomościach. Staramy się to bardzo kontrolować. On teraz jest teraz starszy, ale dalej bardzo wrażliwy. Łatwo powiedzieć: "A nie przejmuj się tym hejtem". A gdyby ktoś panią opluł, to czułaby się pani dotknięta. Możemy mieć inne zdanie, ale szanujmy się.
To też miało wpływ na jego depresję?
To ciężki temat. Łukasz powtarza, że trzeba się leczyć, szukać pomocy, że depresja to choroba. Ostatnio lekarz powiedział, że chyba dzięki mojej pogodzie ducha, determinacji, Łukasz znajduje w sobie wewnętrzną siłę.
Ale są też słowa wsparcia.
Ludzie piszą na fanpage, że trzymają za Łukasza kciuki. Takich głosów jest więcej. Niektórzy są z synem od lat i wspierają.
Parę lat temu Łukasz powiedział reporterce TVN24: "Uważam, że dla mnie nie ma już ratunku, więc chciałbym pomagać tym, dla których jest nadzieja".
Byliśmy w Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie pan profesor powiedział, że Łukasz jest jeden na milion i że jest mu bardzo przykro, ale nie jest w stanie nic dla niego zrobić. Więc nasz 9-letni syn powiedział dziennikarce to, co czuł. Zarzucali, że to ja go napuściłam. A Łukasz ma taki charakter, że jeśli nie chciałby czegoś robić, to żadna siła by go do tego nie zmusiła.
Syn został wolontariuszem i my całą rodziną wspieraliśmy go w tym, co robi. Syn nigdy nie dał się wciągnąć w żadne polityczne gierki.
Tak, nie będę mówić, jakie partie polityczne o to zabiegały. Zawsze tłumaczyłam Łukaszowi, że WOŚP jest apolityczny. Robimy coś, bo chcemy pomagać. On pomaga, ten sprzęt ratuje życie. W Poznaniu, Krakowie, Szczecinie – wszędzie był sprzęt z serduszkami.
Zawsze jak Łukasz leżał na dziecięcym SOR-ze u nas w Szczecinie, wszędzie były te serca, a później trafiliśmy na tomograf i Łukasz powiedział: "Widzisz mamo, tutaj jest taka mała cząstka mnie. Mała cząstka mnie, ale jest".
Denerwuje panią, że politycy i niektóre media cenzurują WOŚP?
To jest przykre. Jak trafiasz do szpitala, to nikt się nie pyta, jakiej opcji politycznej jesteś, jakiej jesteś wiary, kim jesteś. Jesteś osobą chorą i potrzebujesz pomocy. Otwierasz oczy, widzisz serduszko WOŚP. I co chcesz, żeby cię odłączyli? Nie, wtedy walczysz o życie.
Zawsze uczyłam Łukasza, że nieważne jakiego jest się wyznania, nieważne jaki ma się kolor skóry, nieważne jaką ma się orientację, ważne, jakim jest się człowiekiem. Można być ministrem albo królem, ale jak się nie ma w sercu dobroci, to jest się pustym człowiekiem. Co z tego, że ma się pieniądze. Za pieniądze nie kupi się zdrowia, przyjaciół, miłości.
Co dał Wam WOŚP?
Mnóstwo wspaniałych ludzi, przyjaciół. Łukasz poznał super-gościa – Rafała Sonika. Uścisnął dłoń Jurkowi Owsiakowi, co było jego marzeniem. Chciał spotkać człowieka, który tyle robi. Do dziś wiele przyjaźni przetrwało.
Pierwsza puszka, którą Łukasz zebrał, to było 240,86 zł, a w zeszłym roku – ponad 300 tys. zł, więc ten rozrzut jest ogromny. Wtedy Łukasz jeszcze chodził.
Czy w tym roku Łukasz będzie wolontariuszem WOŚP?
W tym roku Łukasz również jest wolontariuszem. To będzie już trzeci rok, kiedy Łukasz zbiera wirtualnie, do skarbonki. Nie zaryzykuję jego zdrowia. On jest zresztą na tyle mądry, że powiedział, że nie ma siły i po prostu nie da rady. Za duża cena. Może być zimno. W powietrzu jest cała masa wirusów.
Łukasz jest twarzą WOŚP, najsłynniejszym wolontariuszem?
Łukasz wcale nie czuje się wyjątkowym wolontariuszem WOŚP. Mówiono mu, że jest celebrytą, gwiazdą. Nie jest. Żyjemy tak, jak żyliśmy. Jesteśmy normalną – kochającą się i wspierającą rodziną, walczącą o każdy dzień Łukasza.
Jak okrzyknięto go bohaterem, to on zawsze powtarzał: "Mamo, ja nim nie jestem". Kiedyś mówił, że jest zmęczony tym medialnym szumem. "Mamo, ja nie robię nic szczególnego. Pomagam, to nie jest nic niezwykłego".
Jakie macie marzenie?
Naszym marzeniem jest, żeby Łukasz wyzdrowiał. Wiem, że przy tej chorobie się nie zdrowieje. Można ją zaleczyć, ale nie da się jej wyleczyć. Każda infekcja, powikłanie sprawia, że ta choroba powraca jak bumerang. A niestety Łukasz nie ma odporności, dlatego wszystko idzie trudniej, wszystko goi się trudniej. Jest ciężko.
Ale on w tym wszystkim jest bardzo pogodny. Znajduje w tym swoim cierpieniu sens. Chce robić coś dla innych. Uważam, że to jest super. On wie, jak to jest spędzić większość życia w szpitalu. Może dlatego tak bardzo rozumie tych wszystkich, którzy chorują.
naTemat.pl gra razem z WOŚP! W ramach tegorocznej edycji wystawiliśmy kilka aukcji. Zagrajcie z nami!