Historia rzeczniczki mazowieckiego SLD, która miała problem ze zgłoszeniem na policji usiłowania gwałtu, wywołała sporą dyskusję. I bardzo słusznie, bo niestety takie przypadki do rzadkości nie należą. Często winą za gwałt obarcza się kobietę, a wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że gwałciciel to nie zawsze zamaskowany mężczyzna w ciemnym parku. Często to po prostu mąż, sąsiad czy kolega z pracy. O tym wszystkim rozmawiamy z Krystyną Żytecką, założycielką i prezes Fundacji "Pomoc Kobietom i Dzieciom".
Jak to możliwe, że tak często winy za gwałt doszukuje się w kobiecie, a nie w sprawcy?
Cały czas z tym walczymy i mówimy o tym na wszystkich możliwych frontach. Wytykamy Komendzie Głównej Policji, że brakuje w ich kadrach odpowiednio przeszkolonych policjantów. Tak jest niestety praktycznie od zawsze. Są oczywiście funkcjonariusze, którzy potrafią się zachować adekwatnie do tej wyjątkowo drażliwej sytuacji. Niestety w dalszym ciągu przeważają policjanci, którzy winy doszukują się w ofierze gwałtu. Zamiast prowadzić postępowanie, które pozwoli ująć sprawcę, skupiają się przerzucaniu odpowiedzialności.
Czy faktycznie, zgłaszając gwałt na komisariacie, trafia się na zupełnie przypadkowego policjanta?
Niestety często tak właśnie to wygląda. Nie powinna mieć miejsca sytuacja, w której na komisariat przychodzi kobieta chcąca zgłosić gwałt, a trafia na kompletnie nieprzygotowanego i przypadkowego policjanta. Tylko tak można nazwać funkcjonariusza komentującego kolor bielizny, a tym bardziej bagatelizującego zgłoszenie. Dla mnie w ogóle nie powinno być przypadkowych funkcjonariuszy, zwłaszcza w takich sytuacjach. Ktoś taki w ogóle nie powinien być policjantem. Każdy, który może mieć do czynienia z ofiarami przemocy, powinien być przeszkolony w tej dziedzinie. Chodzi tutaj nie tylko o gwałty, ale także molestowanie i szeroko pojętą przemoc seksualną.
To prawda, że ofiary gwałtu często zrzucają winę na siebie?
To dotyczy nie tylko ofiary gwałtu, identycznie jest z ofiarami przemocy. Kobiety na wiele sposobów szukają usprawiedliwienia tej sytuacji, żeby lepiej sobie z nią poradzić. Próbują przekonać same siebie, że może jednak napastnik jest niewinny, a ona przesadza. Co więcej, to właśnie one czują się odpowiedzialne. Biją się z myślami, że może same sprowokowały całą sytuację.
W jaki sposób?
Myślą sobie: "a może byłam źle ubrana", "a może wykonywałam gesty, które sprowokowały sprawcę", "a może on źle zrozumiał moje intencje". Takich przykładów może być więcej, ale sprowadzają się one do tego, że kobieta obwinia samą siebie.
Przesłuchanie w sprawie gwałtu, o którym pisaliśmy wczoraj, pozostawia wiele do życzenia. Jak powinny wyglądać takie zeznania?
Na samym początku przesłuchania, zeznania lub każdej innej relacji trzeba zapewnić kobietę, że to nie jest jej wina. Funkcjonariusze nie powinni od razu rzucać na stół sterty papierów, formularzy i dokumentów, które trzeba spisać i wypełnić. Jeżeli kobieta decyduje się zeznawać w sprawie gwałtu, trzeba otoczyć ją odpowiednią opieką. Na miejscu powinien być psycholog, który spokojnie porozmawia z kobietą i dopiero potem zacznie przyjmować zeznania.
Czy faktycznie istnieje praktyka, w której policjant sugeruje, że kobieta może przesadza? Tylko po to, by wykluczyć celowe składanie fałszywych zeznań.
Nie mam takiej wiedzy, ale jeżeli naprawdę padały takie komentarze, to ta kobieta powinna odmówić składania dalszych zeznań i poprosić o kogoś innego. Oczywiście cały czas mówimy tutaj o wykwalifikowanych psychologach. Poza tym warto złożyć do komendanta skargę na takiego policjanta. Niedoświadczonych funkcjonariuszy jest naprawdę bardzo dużo, jest tam ogromna rotacja. Stąd bierze się brak odpowiednich kompetencji do przeprowadzania tego typu przesłuchań. Ale takie sugestie są moim zdaniem niedopuszczalne.
Czy ludzie rozumieją, że gwałt to nie tylko napad w ciemnym parku przez zamaskowanych napastników. Przecież może do niego dojść równie dobrze w małżeńskiej sypialni?
Nie wszyscy zdają sobie sprawę, ale 70 procent wszystkich gwałtów jest dokonywanych przez osoby znane ofierze. Oznacza to, że w zdecydowanej większości gwałcicielami nie są zamaskowani nieznajomi, ale mąż, sąsiad, kolega z pracy, ze szkoły itd. W społeczeństwie panuje błędne przekonanie, że mąż nie może zgwałcić. No jak to? Przecież mąż ma prawo do stosunku z własną żoną. Zapomina się jednak, że jeżeli żona nie daje przyzwolenia, to jest to najzwyklejszy gwałt.
Czy dla kobiety ma jakiekolwiek znaczenie, że sprawcą był ktoś znajomy?
Zawsze, ale to zawsze musi być zgoda obydwu stron, a nie jednostronna chęć mężczyzny do zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych. Sam fakt bycia w związku absolutnie nie daje prawa do stosunku. Gwałt jest wtedy, gdy przekracza się granicę, w której kobieta mówi "nie". Nawet, jeżeli chodzi o męża.
Polacy są pod tym względem trochę zaściankowi? Mam wrażenie, że często nie zdają sobie sprawy z definicji gwałtu. Chociażby ta sytuacja, w której policjantka przekonywała kobietę, że może to nie był gwałt, ale zwykłe męskie natręctwo.
Problemem jest przede wszystkim niedoinformowanie i braki w edukacji, o którą trzeba dbać już na etapie szkolnym. Do szkół nie są wpuszczani seksuolodzy, a przemoc seksualna jest tematem tabu. A to właśnie już na tym, najwcześniejszym etapie trzeba zacząć edukować w tym temacie. Trzeba uczyć, jak komentować i jak reagować na przejawy gwałtu. Nie można robić tego nagle w życiu dorosłym, inaczej coraz częściej będziemy słyszeć, że "przecież mąż nie może zgwałcić".
Bohaterka poprzedniego tekstu na policję zgłosiła się po tygodniu. Czy fakt, że kobieta nie płacze i nie histeryzuje podczas przesłuchania, daje prawo do bagatelizowania jej zeznań?
Przede wszystkim ofiara gwałtu za każdym razem może zachowywać się inaczej i różnie reagować w trakcie zeznań. Często zdarza się tak, że dopiero po sześciu tygodniach zaczynają jako tako funkcjonować i są zdecydowane kontaktować się z inną osobą. Nie ma znaczenia, po jakim czasie zgłosiła się ofiara gwałtu, zawsze powinien być obecny psycholog. Niektóre mogą mówić spokojnie, inne płakać, a zdarzają się niewiarygodne przypadki, w których kobiety podczas zeznań histerycznie się śmieją. To absolutnie nie daje funkcjonariuszowi prawa, żeby bagatelizować sprawę, z którą przychodzi ofiara. A tym bardziej sugerować, że coś stało się na jej własne życzenie.
Jest zastępcą przewodniczącego Miejskiego Zespołu do Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie, Członkiem Zespołu Monitorującego do spraw Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie przy Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, Przedstawiciel Wojewody Mazowieckiego w Radzie Społecznej Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej; ukończyła Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie; osoba z wieloletnim doświadczeniem w pracy z osobami doznającymi przemocy.
CZYTAJ WIĘCEJ
Wiele osób obawia się również reakcji rodziny, znajomych, przyjaciół. Zdarza się, że kobieta słyszy: "Dostałaś to, na co zasłużyłaś", "Sama tego chciałaś, przecież go prowokowałaś", "Po co się tak wyzywająco ubierałaś?". Osoba pokrzywdzona jednak nie powinna wierzyć w to, co mówią inni i pamiętać o tym, że winę za to, co się stało ponosi tylko i wyłącznie sprawca a nie ona sama. CZYTAJ WIĘCEJ
Nie liczy się to, czy do gwałtu doszło na dyskotece, w parku, czy pracy, u ofiary czy u napastnika w domu. Bez znaczenia, czy kobieta wcześniej była na randce z tym mężczyzną czy nigdy wcześniej go nie widziała. Nie istotne, czy do przestępstwa doszło w dzień czy w nocy. Gwałt jest gwałtem jeśli do stosunku lub innej czynności seksualnej (na przykład seksu oralnego) doszło wbrew woli kobiety. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: milionkobiet.pl
Analiza postępowań karnych pokazuje, że najczęstszą i zarazem pierwszą barierą utrudniającą zgwałconej kobiecie zawiadomienie organów ścigania o popełnionym przestępstwie są okoliczności, w których musi ona zawiadomić o jego popełnieniu. Na ogół kobiety przekazują funkcjonariuszowi pierwsze informacje na korytarzu komisariatu lub komendy, bardzo często w obecności innych osób. Prawo nie gwarantuje pokrzywdzonym prawa do prywatności w sposób dostateczny. CZYTAJ WIĘCEJ