Fot. Daniel Shea
Fot. Daniel Shea Unhappyhipsters.com

Ironiczny przewodnik po hipsterskich trendach ewidentnie wam się spodobał. Polecam zatem genialną witrynę, która z jednej strony w celny sposób parodiuje manierę magazynów wnętrzarskich, a z drugiej mówi coś o kondycji współczesnego człowieka. Nazwa mówi sama za siebie. Unhappyhipsters.com

REKLAMA
Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam czytać historyjki towarzyszące sesjom w magazynach wnętrzarskich. Teksty o pięknych i bogatych ludziach, zazwyczaj przedstawicielach wolnych zawodów, którzy kochają swoje meble, ekologiczne jedzenie oraz wielkoformatowe malarstwo. Opowieści o nich – ludziach z pleksi – choć pisane serio, pełne są wywołujących u mnie salwy śmiechu smaczków.
Żałuję, że nie wpadłam na koncept założenia strony Unhappyhipsters.com. Historię tej kultowej już witryny możecie przeczytać w internetowym wydaniu „New York Times’a”. Strona prezentuje zdjęcia wysmakowanych wnętrz oraz uwięzionych w nich ludzi, opatrzone zjadliwymi komentarzami. Dla ofiar modnego stylu życia autorzy tekstów są bezlitośni.
Trochę przypominają w swojej złośliwości redaktorów magazynu „Vice”, który od lat publikuje kultową rubrykę „DOs and DONT’s” (przypadkowo sfotografowani ludzie są w niej poddawani ostrej estetycznej ocenie). Jednak Unhappyhipsters.com to nie tylko szyderstwo, sztuka dla sztuki. Samotność sfotografowanych ludzi, która wylewa się ze zdjęć, powinna dać nam do myślenia.
W sterylnych „designerskich” wnętrzach człowiek wygląda jak niepasujący do całej układanki element. Proste życiowe czynności – w nieludzko czystych, minimalistycznych przestrzeniach – nagle wydają się czymś niestosownym. Kategoria „ładnie” jest więzieniem, do którego właściciele perełek architektury wtrącili się na własne życzenie.
Sukces strony sprawił, że jej założyciele zdecydowali się wydać książkę, stanowiącą swoiste „The best of” całego projektu.
To ironiczny, nieoczywisty w swoim przesłaniu przewodnik po krainie ze szkła i corianu. Czytelnik prowadzony jest za rękę po świecie, którego się boi, ale do którego równolegle aspiruje. Jak my wszyscy.