Dwójka strażników miejskich w Opolu nie interweniowała, gdy przed nimi wywiązała się bójka.
Dwójka strażników miejskich w Opolu nie interweniowała, gdy przed nimi wywiązała się bójka. Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Reklama.
Straż miejska jest formacją, budzącą powszechnie różne uczucia. Jedni przekonują, że są potrzebni, inni, że stróże prawa nic nie robią, jeszcze inni chcą, by rozszerzyć ich uprawnienia. Ich wartość powinna rosnąć podczas masowych imprez, gdy trzeba zapanować nad porządkiem i bezpieczeństwem na zatłoczonym terenie.
Strażnicy z Opola nie podołali temu zadaniu. Podczas sylwestrowej zabawy na opolskim rynku grupka łysych młodzieńców postanowiła dać publiczny pokaz siły. Pobili młodego mężczyznę, uderzyli też jego kolegę, który próbował mu pomóc. Wszystko przy akompaniamencie donośnych przekleństw.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że na dość zatłoczonej ulicy nikt z przechodniów nie próbował interweniować. A bójce przyglądała się dwójka strażników miejskich. Osoba nagrywająca całe zdarzenie zapytała ich, dlaczego nic nie robią. Na pytanie jednak nie odpowiedzieli. Strażnicy nie przerwali trwającej kilka minut bójki. Co więcej, odsunęli się na bezpieczną odległość.
Okazuje się, że strażnicy nie dopuścili się nadużyć, lecz postępowali zgodnie z przepisami. Krzysztof Maślak, zastępca komendanta straży miejskiej, w rozmowie z portalem gazeta.pl stwierdził, że "funkcjonariusz najpierw musi zapewnić bezpieczeństwo sobie", a dopiero później może interweniować. Przypomniał też, że strażnicy nie byli do końca bezczynni, bo przez radio wezwali wsparcie, a po całym zajściu pomogli pobitemu młodzieńcowi.