Sprawdzanie na żywym organizmie prawdziwości tezy "przeciwieństwa się przyciągają", randki za dychę i odrzucanie osób, które nie pasują do nas, jeśli chodzi o podejście do ekologii – to tylko niektóre nowe zjawiska w randkowaniu. Gdy Tinder startował w 2012 roku, nie istniało właściwie żadne z nich.
Reklama.
Reklama.
Na temat odsądzanego dziś od czci i wiary Tindera napisano dziesiątki tysięcy artykułów analizujących aplikację na każdą z możliwych stron.
Ponad dekadę od premiery, Tinder nie budzi już większych emocji ani oporu. Każdy go miał, ma, albo chociaż zna parę, która poznała się za jego pośrednictwem. Tyle że aplikacje randkowe ewoluują. I nie chodzi tu nawet o nowe (i zazwyczaj średnio rewolucyjne) funkcje, ale raczej o to, jak zmienia się randkowanie, jak i kryteria doboru partnera.
U zarania dziejów Tindera, do powszechnego użycia weszło np. określenie ghosting - sytuacja w której dana osoba odczytuje wiadomości, ale na nie nie odpisuje.
W przypadku aplikacji randkowych zjawisko polegało nie tyle na złych intencjach, co na nieumiarkowaniu w przerzucaniu kolejnych "głów". Wszak trudno żyć, pracować i jeszcze prowadzić kilkadziesiąt równoległych konwersacji.
Może i w 2023 ghosting trzyma się równie mocno, co w 2012, ale do głosu dochodzą co i rusz kolejne zjawiska związane ze zmianą pokoleniową, ale i zdawać by się mogło pobocznymi czynnikami (w tym choćby inflacją).
Tzw. trendy w randkowaniu są dziś nie tyle modą czy umową społeczną, co mikrozjawiskami, z którymi prędzej czy później zetknie się każdy, kto postanowi szukać miłości online.
OnlyPlans
Dla tych z czytelników, którzy ostatnie kilka lat spędzili pod kamieniem: nazwa jest ironicznym nawiązaniem do platformy OnlyFans, służącej dziś w pierwszej kolejności do udostępniania innym użytkownikom erotycznych zdjęć i nagrań za opłatą (spokojnie, to żaden PornHub 2.0., bardziej dziewczyn w prześwitujących biustonoszach).
OnlyPlans, czyli w dosłownym tłumaczeniu "tylko plany" odnosi się do sytuacji, w której obie strony chcą się spotkać (a przynajmniej tak wynika z konwersacji), ale jakoś nie wychodzi. Powodów może być - za przeproszeniem - sryliard. Od nadmiaru nadgodzin, przez górki i dołki, jeśli chodzi o nastrój na poznawanie nowych osób, aż po przedkładanie spotkań z realnymi znajomymi nad randki.
Można założyć, że zjawisko to po prostu inna wersja wspomnianego ghostingu, ale nic bardziej mylnego. Z badań przeprowadzonych wśród brytyjskich użytkowników jednej z aplikacji randkowych wynika, że ponad 85 proc. osób, którym zdarzyło się przekładać i/lub odwoływać randki z daną osobą więcej niż raz, nie robiło tego ze względu na brak zainteresowania.
Są oczywiście granice, ale wydaje się, że stara zasada "do trzech razy sztuka" jest sensownym cenzusem. Eliminuje tak przesadną podejrzliwość, jak i skłonność do dawania się wodzić za nos.
Eco-dumping
Kolejny anglojęzyczny termin, którego przemyślność pozostaje nam tylko podziwiać. Co oznacza "eco" - wiadomo. Natomiast termin "dumping" odnosi się do odpadków, wysypisk i zaśmiecania (zależy od kontekstu i użycia).
To szczególnie powszechne wśród generacji Z zjawisko polega na utracie zainteresowania (wywaleniu do śmieci) osób, których dieta i/lub styl życia nie współgrają z naszymi. I nie chodzi tu bynajmniej o to, co druga strona chciałaby zjeść na obiad, ale o wartości.
Dla milenialsów, którzy zaczynali korzystać z Tindera, gdy przedstawiciele gen. Z nosili jeszcze pieluchy, za światopoglądowy konflikt typu "no pasarán" uchodziła głównie kwestia wiary (lub: jej braku), ewentualnie sympatie polityczne. 11 lat temu dbanie o planetę uchodziło raczej za hobby, dziś staje się cechą dystynktywną pozwalającą rozróżnić "swoich" od "obcych".
Rozstania i powroty
Nie mówimy tu o szukaniu kontaktu z toksycznymi byłymi, ani też o nastoletnim dramatyzmie. Osoby, które korzystały z aplikacji randkowych dłużej niż miesiąc lub dwa, doskonale zdają sobie sprawę, że dobre zdjęcie, a nawet ciekawa konwersacja bywają złudne. Na żywo coś nie styka.
Co za tym idzie, odnowienie kontaktu z osobą, z którą z różnych powodów się nie spotkaliśmy (OnlyPlans) lub napisanie do kogoś, kto nie odpisał na wiadomość sprzed pół roku (ghosting), przestaje być ujmą na honorze. Słowem: do wielu razy sztuka.
Randki budżetowe
Drogie knajpy? Bilety w pierwszym rzędzie? Skoki na bungee? Takie rzeczy to dziś tylko w związku, nie na pierwszej randce. Jeśli ma być fajnie, fajnie będzie i na spacerze w parku.
Odwrót od fancy randek podyktowała jednak nie tylko inflacja, ale i upowszechnienie doświadczeń ze spotkaniami tego typu.
Wielu mężczyzn korzystających z aplikacji randkowych skarżyło się na kobiety, które korzystając z niepisanej tradycji (czyt. facet płaci) jadały na ich koszt, choć ewidentnie nie były zainteresowane kontynuowaniem znajomości.
Pociągnęło to za sobą i backlash. Część kobiet zaczęło odmawiać płacenia za siebie, nawet jeśli dotychczas uznawały to po prostu za szarmancki gest. Bo i kto chciałby być wzięty za cyniczną naciągaczkę.
Na to nałożyło się i wydłużenie procesu poszukiwania drugiej połówki online. W końcu nigdy nie wiadomo, czy osoba, z którą dobrze się pisało, okaże się równie ciekawa na żywo. W lwiej części przypadków znajomości z Tindera kończą się na pierwszej czy drugiej randce.
Niezależnie od tego, czy płacimy za dwoje, czy tylko za siebie, kilka dodatkowych wyjść w miesiącu obciąża budżet. Zaproponowanie Netflixa zamiast kina, czy gotowania w domu zamiast wyjścia do restauracji, przestało być źle widziane.
Dawn dating i zakochanie w trzeźwości
Spotkanie po pracy w tygodniu? Słaba opcja. Pomijając nadgodziny, siłownie, psychoterapie albo i dbałość o chodzenie spać przed 22 - mało kto czuje się komfortowo, mając w perspektywie poznanie nowej osoby po ośmiu godzinach w biurze.
Trudno robić dobre wrażenie, gdy jest się wymiętym, zmęczonym i niepierwszej świeżości. Tym samym coraz powszechniejsze stają się poranne randki - śniadanie na mieście, spacer albo nawet jogging.
Dawn dating współgra z kolejnym randkowym zjawiskiem: spotkaniami na trzeźwo. Z jednej strony to element szerszej mody m.in. na klubowe imprezy bez alkoholu czy piwa "zero procent". Z drugiej zaś co bardziej doświadczeni w randkowaniu z nieznajomymi orientują się, że trzy drinki może i rozluźnią, ale mogą skutecznie zakłamać wrażenia na temat osoby, którą dopiero co poznaliśmy. W pakiecie mogą zgotować i nam potencjalny - jak to mówi młodzież (i ja) - przypał.
Związek przetrwania
Ceny rosną z miesiąca na miesiąc a koszta wynajmu robią się zatrważające - o braku mieszkań, w szczególności zaś kawalerek, nie wspominając. Co za tym idzie, nie ma chyba singla, któremu przez ostatni rok nie przyszło do głowy, że łatwiej byłoby mieć z kim dzielić... rachunki.
Inflacja bez dwóch zdań zmotywowała do aktywnego poszukiwania drugiej połówki wiele osób, które dotychczas odkładały to na bliżej nieokreśloną przyszłość lub też zdawały się na los. Jakie czasy, takie etapy związku - decyzja o zamieszkaniu razem w dobie inflacji przestaje być oznaką tzw. poważnych planów.
180 stopni
Korzystanie z aplikacji randkowych dobitnie pokazuje jedno - że "swój typ" mają nawet osoby, które nie umiałyby go wcześniej wskazać, o zdefiniowaniu nie wspominając. I rzecz jasna nie tylko o proste rozróżnienie brunetki-blondynki tu chodzi. Oprócz preferencji są jednak i celowe założenia, które mogą dotyczyć tak wykształcenia i hobby jak wieku (żadnych młodszych!), a nawet wzrostu (poniżej 180 cm to same wiecie co...).
Trendy "180 stopni" polega na celowym wybieraniu osób znacząco różniących się od dotychczasowych partnerów/randek. Z prostego powodu - skoro "nasz typ" w połączeniu ze szczyptą kalkulacji po raz kolejny się nie sprawdził, czas spróbować czegoś zupełnie innego. Wszak trudno robić wciąż to samo i spodziewać się innych efektów. A tak można sprawdzić na żywym organizmie powiedzenie "przeciwieństwa się przyciągają".
Realness
Zdjęcia sprzed siedmiu lat lub siedmiu kilo, filtry, pozowanie na tle aut tyle drogich co cudzych - któż nie spotkał się z tym na Tinderze?
Choć trudno spodziewać się końca ery pieczołowicie tworzonych profili i przerabiania zdjęć, w aplikacjach randkowych coraz częściej można natrafić na osoby, które ewidentnie nie mają zamiaru udawać wiodących bujne życie ludzi sukcesu z wyszukanymi pasjami.
Zdjęcia bez makijażu czy z tak porywających aktywności, jak grzybobranie albo leżenie na kanapie, opisy niesilące się na robienie wrażenia, szczere deklaracje co do zamiarów - oto nowa twarz randkowania. Może i nie tak ekscytująca, jak ta poprzednia, ale za to z mniejszym potencjałem zawodu.
Powód tej zmiany wydaje się akurat banalny - o ile nie zaczyna się swojej przygody z aplikacjami randkowymi, pozowanie na odrobinkę fajniejszego/ładniejszego niż się jest, robi się po prostu męczące. Nie inaczej niż odkrywanie lekkiej ściemy po drugiej stronie. Ot - szczerość za szczerość - nie tyle z umiłowania prawdy, co po prostu z niechęci do marnowania czasu.