Mało brakowało, a Nick Offerman nie zagrałby w trzecim odcinku "The Last of Us", którym w ostatnich dniach wszyscy się zachwycają. Jak się okazuje, do roli Billa namówiła go jego żona.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nick Offerman i Murray Bartlett zagrali parę w trzecim odcinku "The Last of Us".
Offerman znany m.in. z seriali "Devs" oraz "Parks and Recreation" omal nie zrezygnował z występu w produkcji HBO Max.
Do zagrania Billa namówiła go jego żona.
Dlaczego Nick Offerman prawie odrzucił rolę w "The Last of Us"?
Nick Offerman w trzecim odcinku "The Last of Us" wciela się w Billa, który zamienił swój dom w Bostonie w twierdzę anty-zombie. Mężczyźnie udało się uniknąć zarażenia grzybem oraz ewakuacji z miasta. Chociaż w grze jego wątek nie jest rozbudowany, twórcy serialu HBO Max postanowili poświęcić jego relacji z Frankiem (Murray Bartlett znany m.in. z "Białego Lotusu") więcej miejsca.
Jak się okazuje, Offer ("Devs", "Parks and Recreation") prawie odmówił zagrania w serialu. Aktor miał bardzo intensywny okres pracy za sobą i chciał odpocząć, kiedy HBO zaproponowało mu rolę w "The Last of Us". Jego żona jednak zaprotestowała, kiedy chciał zrezygnować z występu.
"Facet, jedziesz do Calgary. Bez gadania" – powiedziała. Offer początkowo się opierał, jednak jego żona wciąż nalegała. "Musisz to zrobić. Baw się dobrze" – przekonywała i przekonała, gdyż aktor ostatecznie rolę przyjął.
Kontrowersje wokół trzeciego odcinka "The Last of Us"
Trzeci odcinek "The Last of Us" wzbudził sporo kontrowersji ze względu na wątek homoseksualnego romansu pomiędzy bohaterami granymi przez Offera i Bartletta).
"W mediach społecznościowych możemy zauważyć tendencję do nazywania ostatniego odcinka 'The Last of Us' niepotrzebnym i idącym w kierunku zbędnego wokeizmu. 'Przez prawie cały odcinek twórcy pokazywali nam parę gejów. Bez cholernego powodu. Ten wątek nie miał nic wspólnego z fabułą gry i nigdzie go nie było, więc po co to robić. Po co takie coś forsować?' – napisał jeden z użytkowników Twittera" – przytaczała w swoim tekście Zuzanna Tomaszewicz.
Serial HBO Max od czasu premiery na ogół zbiera jednak bardzo pozytywne recenzje.
"Zdawałoby się, że motyw apokalipsy zombie to dla popkultury nic nowego. Otóż gra 'The Last of Us' od zawsze wyróżniała się na tle innych produkcji czerpiących z bezdennej studni zwanej 'żywymi trupami. Niedługo miłośnicy seriali będą mieli okazję zanurzyć się w świecie, którym dotychczas zachwycali się wyłącznie gracze. Serial o Joelu i Eillie jest dokładnie tym, czego od niego oczekiwano. 'Zapierający dech w piersiach' – to mało powiedziane. Fani mogą odetchnąć z ulgą, ale muszą być gotowi na pewne – chcąc nie chcąc – bolesne zmiany" – przeczytacie w recenzji opublikowanej na łamach naTemat.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.