Oglądając trzeci odcinek "The Last of Us" mogliśmy na własne oczy zobaczyć, jak na ekranie tworzy się historia. W telewizji od dawna nie było piękniejszych scen, których – mimo wątpliwości niektórych widzów – nie wprowadzono z myślą o jakiejś "kulturze woke". Miłość Billa i Franka jednych wzruszyła do łez, drugich zaś doprowadziła do homofobicznego coming outu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W 3 odcinku serialu "The Last of Us" (na podstawie gry Naughty Dog o tym samym tytule) pojawił się wątek gejowskiego romansu. Na ekranie mogliśmy zobaczyć historię miłości Billa (Nick Offerman) i Franka (Murray Bartlett).
Niektórym widzom nie spodobało się, że produkcja HBO przedstawiła Billa jako geja. W oryginale były wskazówki dotyczące jego homoseksualizmu.
Na serialową adaptację wylała się fala hejtu. W mediach społecznościowych pojawiło się wiele homofobicznych komentarzy na temat 3. odcinka "The Last of Us".
Twórcy wyjaśnili, dlaczego w taki sposób pokazali przeszłość Billa.
Wątek Billa i Franka z "The Last of Us" odpalił homofobów
Ci, którzy przeszli "The Last of Us", z pewnością zdają sobie sprawę z tego, jak emocjonująca jest ta gra. Twórcy serialu HBO Max we współpracy z Naughty Dog robią co w ich mocy, by oddać ducha oryginału, choć momentami muszą (momentami też chcą) wprowadzać względem niego trochę zmian.
W 3. odcinku serialowej adaptacji zatytułowanym "Long Long Time" przybliżono widzom historię Billa, który chomikował w swoim bunkrze zapasy żywnościowe, broń i inne rzeczy z "niezbędnika preppersa" na długo przed wybuchem pandemii pasożytniczego grzyba o nazwie Cordyceps. Zarówno w grze, jak i w serialu, mężczyznę łączył z Joelem i jego przyjaciółką Tess pakt przemytniczy.
Bill był jedynym ocalałym z miasta Lincoln, które wyludniało po tym, jak żołnierze FEDRY przeprowadzili tam akcję wysiedleńczą dla zdrowych mieszkańców i eksterminacyjną dla zainfekowanych.
W grze poznajemy Billa dopiero w momencie, gdy spotyka na swej drodze Joela i Ellie. Z rozmów z nim da się wywnioskować, że miał partnera, lecz nie określono jednoznacznie charakteru tej relacji. Wiadomo natomiast, że bohater był gejem, o czym świadczyłby choćby magazyn z nagimi mężczyznami w jego samochodzie.
Co więcej, w oryginale Frank wykorzystał Billa kradnąc jego zapasy i akumulator samochodowy. Po drodze został zaatakowany przez hordę zainfekowanych, a przed swoją samobójczą śmiercią pozostawił partnerowi mściwy list. "Miałeś chyba rację. Próba opuszczenia tego miasta mnie zabije. Ale to wciąż lepsza opcja niż spędzenie kolejnego dnia z tobą" – mogliśmy przeczytać w notce jego autorstwa.
Serial wykorzystał wątek Franka i Billa, ale zamiast przenosić na ekran ich opowieść co do joty, dał im słodko-gorzkie zakończenie. Można powiedzieć nawet, że smutny happy end. W adaptacji Bill (Nick Offerman) poznał Franka (Murray Bartlett), gdy ten próbował dostać się do miasta, ale wpadł w zastawioną przez preppersa pułapkę. Później obaj się w sobie zakochali i przez dwie dekady mieszkali razem w Lincoln pieląc grządki, broniąc się przed nieproszonymi gośćmi i dzieląc ze sobą łóżko.
Frank zachorował w pewnym momencie na przewlekłą chorobę, która uniemożliwiała mu swobodne poruszanie się, i poprzez połączenie leków nasennych z alkoholem chciał pożegnać się ze światem. Bill, obawiając się samotności, również zażył śmiertelną dawkę, tłumacząc swojemu ukochanemu, że nic nie da mu większego szczęścia niż on. I jak w dramacie szekspirowskim obaj udali się na wieczny spoczynek.
"Long Long Time" przedstawiło widzom piękną i uniwersalną historię o miłości, która poniekąd staje się przestrogą dla Joela (tak określili to showrunnerzy). Pokazuje mu, że sam ma w życiu osobę (choć może sobie jeszcze nie zdawać z tego sprawy), za którą oddałby życie i dla której poświęciłby wszystko. Fabuła trzeciego odcinka pokazuje też, że śmierć nie zawsze jest zła, straszna i brzydka. Nawet w okolicznościach takich jak upadek globalnego społeczeństwa czy śmiercionośna pandemia.
Czytaj także:
Homofobiczny wypis komentarzy na temat "The Last of Us"
Oczywiście niektórym tak prosty przekaz umknął, bo w telewizorze zobaczyli dwóch kochających się mężczyzn. W mediach społecznościowych możemy zauważyć tendencję do nazywania ostatniego odcinka "The Last of Us" niepotrzebnym i idącym w kierunku zbędnego wokeizmu. "Przez prawie cały odcinek twórcy pokazywali nam parę gejów. Bez cholernego powodu. Ten wątek nie miał nic wspólnego z fabułą gry i nigdzie go nie było, więc po co to robić. Po co takie coś forsować?" – napisał jeden z użytkowników Twittera.
"Zniszczyli Billa jako postać"; "Ta gejowska scena w 'The Last of Us" była tak niepotrzebna"; "Wiedziałem, że Bill był w grze gejem, ale czy naprawdę potrzebowaliśmy godzinnej historii o tym?"; "Mam dość tego serialu. Mam dość filmów, mediów i gier, które forsują politykę identyfikacji"; "Czemu wszędzie wciskają tych gejów?" – narzeka część widzów.
Wielu ludzi uważa, że w grze "The Last of Us" nigdy nie padło stwierdzenie, że Bill był homoseksualistą. Odbijmy piłeczkę - w oryginale nie zasugerowano również, że bohater był hetero. Oburzenie na orientację seksualną fikcyjnej postaci ma w sobie zalążki homofobii. Możemy się przed tym wzbraniać, ale jeśli komuś przeszkadza widok mężczyzn uprawiających seks na ekranie, to nie ma na to innego wytłumaczenia jak zinternalizowany lęk przed homoseksualistami.
Jestem pewna, że gdyby role się odwróciły, a w serialu ukazano cisheteroseksualną parę, hejtu w internecie byłoby znacznie mniej. To zrozumiałe, że dla pewnego grona widzów miłosne wątki są nie do przełknięcia. Sęk w tym, by odpowiednio formułować swoje myśli, gdy nie podoba nam się tempo odcinka lub brak zainfekowanych.
Pytania w stylu "po co są ci geje?" brzmią po prostu jak płacz dziecka, któremu odebrano zabawkę w przedszkolu. Heteroseksualnych par mamy w kinie na pęczki. Wątek Billa i Franka być może nie zmieni status quo, za to da mniejszościom reprezentację, która im się należy.
Argumenty mówiące, że "tego nie było w grze", są daremne. Owszem, w serialu dostosowano fabułę gry pod język kinematografii. Showrunner produkcji HBO Max Craig Mazin sam przyznał w wywiadzie z portalem IGN, że telewizyjny format pozwala – poza perspektywą Joela – koncentrować się także na przeżyciach postaci pobocznych. Stąd wziął się właśnie pomysł na odcinek w całości poświęcony szczęśliwym losom Billa i Franka.