Wszystko zaczęło się w 1999 roku, kiedy Skoda zaskoczyła świat i pokazała Octavię pierwszej generacji z napędem na cztery koła. To był przełom w tym segmencie. Dziś napędy 4x4 są popularne właściwie na całym rynku. Mi natomiast trafiła się nie lada okazja – w mroźnej Szwecji sprawdziłem, jak skuteczny jest taki napęd. I teraz zapewne powinienem do niego przekonać niedowiarków.
Reklama.
Reklama.
Takim niedowiarkiem w pewnym sensie… jestem ja sam. Prywatnie jestem bowiem użytkownikiem Audi A5 drugiej generacji i… bez napędu quattro. Podobno Audi bez quattro to nie Audi, ale powiem szczerze: jeżdżę dwa lata i jakoś problemu nie miałem. Tylko że ja nim jeżdżę po Warszawie do pracy i z powrotem. Okazjonalnie ekspresówką do rodziców. Nie opuszczam nizin.
Wypad na północ Szwecji był więc dla mnie wyśmienitą okazją, żeby na własne oczy przekonać się, co ten napęd 4x4 daje. Zwłaszcza że gdy tylko samolot wylądował w Porcie lotniczym Åre/Östersund, przekonałem się, że trafiłem do innego świata.
Śnieg. Wszędzie śnieg. I jeszcze więcej śniegu. Tutaj potrzebne są od razu dwa disclaimery do zrozumienia sytuacji. I może mapka gdzie ja w ogóle byłem.
Po pierwsze: z Östersund do koła podbiegunowego jeszcze kawałek, ale też to miejsce nie ma nim wspólnego z nadmorskim Sztokholmem. Tam nikt nie bawi się w sypanie soli. Tam nikt nie sypie piachu po chodnikach. Jak śnieg spadnie jesienią (bo raczej nie dopiero zimą, tak podejrzewam), to leży do odwilży (czyt. do wiosny). Tak po prostu.
Szwedzi radzą sobie z tym na dwa sposoby. Na południu kraju, gdzie mimo wszystko łatwiej o czarny asfalt zimą, stosują opony zimowe z bardzo, bardzo miękkiej mieszanki (u nas takich nie ma). To pewnego rodzaju kompromis. Ale na północy, gdzie drogi są przez pół roku białe, po prostu jeżdżą na kolcach.
I takie też opony z kolcami miała absolutnie każda Skoda, którą jeździłem po Szwecji. Czy to coś zmienia w ogólnym rozrachunku, z perspektywy Polaka zainteresowanego autem z napędem 4x4? Absolutnie nie. Bo tylko tym bardziej się przekonałem, że jeśli w Polsce nie jeździsz między jedną dzielnicą Warszawy a drugą, tylko kursujesz na przykład po Podlasiu czy Podhalu, to taki napęd może ratować życie. Bo przecież w Polsce na kolcach nie pojeździsz.
Wspomniałem na początku, że Skoda zaczęła przygodę z napędem 4x4 (nie liczę wynalazków sprzed kilku dekad) w 1999 roku. Dzisiaj czeska marka ma w ofercie pięć modeli z takim napędem – to Octavia, Karol, Kodiaq, Superb oraz coś nowego w tym zestawieniu, czyli elektryczny Enyaq iV, zarówno w wersji "normalnej", jak i coupé.
Czytaj także:
Czy taki napęd jest popularny? Oczywiście takie auta są droższe, a w samochodach z tego segmentu ważna jest cena, niemniej jednak choćby w przypadku Kodiaqa niemal co drugie wyprodukowane auto (dokładnie 49 proc.) ma napęd 4x4.
W sumie Skoda w 2022 roku wyprodukowała ponad 106 tysięcy aut z napędem 4x4, z czego ponad 45 tysięcy to właśnie Kodiaqi.
W samej Szwecji miałem okazję sprawdzić Skody z takim napędem w dwóch środowiskach: naturalnym i… bardzo naturalnym. Naturalnym, czyli na drogach. I w tej kwestii nie ma nad czym za bardzo dywagować, bo tutaj jednak dużą rolę odgrywały kolce. W skrócie na oponach z kolcami po śniegu jeździ się mniej więcej tak jak… po asfalcie. Przyczepność jest znacznie wyższa, a opony jednak wgryzają się w ten śnieg czy lód.
Natomiast owe bardzo naturalne środowisko to zamarznięte jezioro, gdzie odbyła się najistotniejsza część eventu. I tam nawet pomimo opon z kolcami jako dziennikarz miałem okazję robić rzeczy, które mogą każdemu z Was zdarzyć się zimą w Polsce – czyli ślizgać się. A tym samym sprawdzić możliwości napędu 4x4.
Jak więc było? Po prostu… fajnie. Zapewniam, że nawet dwustukonne auto wystarczy, żeby czerpać dosłownie szaloną radość z przejeżdżania raz po raz slalomu na lodzie. W takich warunkach wystarczy kilka prób, aby w każdym obudziła się dusza driftera. Płynne przejścia z jednego boku na drugi na szerokim, lodowym torze (przy wysokiej prędkości!) z jednej strony pokazują, jak wielkie możliwości ma ten napęd (o czym za chwilę), z drugiej po prostu wywołują banan na twarzy.
Ale co jest naprawdę ważne – te historie sprzed lat, że napędy 4x4 oparte na sprzęgłach wielopłytkowych (Haldex) są nieskuteczne i powolne, można włożyć między bajki. Współczesne Skody to komputery, które wielokrotnie w ciągu sekundy pobierają dane z czujników przy każdym kole i w mgnieniu oka (ale to dosłownie mgnieniu) przerzucają moment obrotowy pomiędzy przednią i tylną osią.
Owszem, nie jest to napęd na cztery koła rozumiany w klasyczny sposób, ale jego zalety są niepodważalne, a zwłaszcza mniejszy apetyt na paliwo niż w przypadku standardowych konstrukcji.
A skoro już o paliwie mowa – na lodzie miałem też okazję sprawdzić się w elektrycznym aucie z napędem na obie osie. I to jest jednak pewna nowość, bo przecież w takim aucie (czyli w Enyaqu iV) nie ma żadnego wału napędowego.
Jak więc realizowany jest napęd 4x4? W pewnym sensie… bardzo prosto. Po prostu na przednią oś (bo Enyaq z defaultu jest autem tylnonapędowym) jest dołożony drugi silnik. I gotowe – jeden silnik napędza jedną oś, a drugi drugą. I nawet jeśli ten na przedniej osi jest słabszy, finalnie w zupełności wystarcza do stworzenia magii 4x4.
I jak taki Enyaq iV jeździ po lodzie? Zupełnie inaczej niż spalinowe auta, zwłaszcza spalinowe SUV-y. Po pierwsze, środek ciężkości z powodu baterii jest nisko. Dlatego jazda nim jest bardzo efektowna i efektywna, bardziej jak niską Octavią RS. Karoq czy Kodiaq są przy nim wręcz nieporadne (choć dalej skuteczne).
I w przeciwieństwie do spalinowych braci i sióstr w Enyaqu RS iV (bo mówimy o tych najmocniejszych wersjach, czyli RS) nie da się całkowicie wyłączyć elektroniki. Da się ją tylko stłumić. Dlaczego? Po pierwsze: ten samochód ma 306 koni mechanicznych (i jest to najmocniejsza seryjnie produkowana kiedykolwiek Skoda), ale po drugie: pod nogą czai się aż 460 niutonometrów dostępnego w każdej chwili i w stu procentach momentu obrotowego.
Wnioski z tego są dwa: to tak mocne auto, że wprowadzenie go w poślizg na lodzie to dosłownie jedno muśnięcie pedału gazu. To po pierwsze. A po drugie: okiełznanie takiego auta dzięki napędowi 4x4 pokazuje tylko, jaki jest on sprawny.
Tak więc niezależnie od tego, czy wierzycie w elektryczną przyszłość mobilności czy nie, jedno jest pewne – Skoda w kwestii 4x4 jest już na nią gotowa.
Dla kogo jest więc napęd 4x4? Właściwie… dla każdego. Zwłaszcza jeśli na co dzień podróżujesz drogami gorszej jakości, które szczególnie zimą mogą nie być należycie utrzymane. Napęd 4x4 po prostu pomaga, a sprawność działania takiego układu jest zaskakująca. Można mieć pewność, że odpowiednia oś zawsze dostanie odpowiednią dawkę mocy, aby wejść w poślizg (to na torze) lub... po prostu się z niego uratować – to już w prawdziwym życiu. Nie będę udawał, że w Warszawie nie da się bez niego przeżyć – są w Warszawie i tacy, którzy cały rok jeżdżą na oponach letnich i żyją (pomijam fakt, że to nieodpowiedzialność.
Czytaj także:
Właściwości jezdne takich aut jednak w zupełności się bronią… zwłaszcza jeśli umie się z takich aut korzystać. Na koniec eventu tymi samymi Skodami po tym samym torze przewieźli nas instruktorzy. Mój Boże, jak ja nie umiem jeździć.
I pomijam fakt, że miałem okazję przejechać się z Emilem Lindholmem, czyli.. mistrzem świata WRC2. On akurat swoją Fabią RS Rally2 jeździł w zakrętach z prędkością, którą jeździ się… po ekspresówkach.