Trzech Polaków zginęło w wypadku drogowym w sobotę wieczorem w Lichtervelde we Flandrii Zachodniej w Belgii. Kierowca samochodu stracił panowanie nad pojazdem, który w wyniku uderzenia aż rozpadł się na pół.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Do tragicznego wypadku doszło późnym wieczorem w sobotę w Belgii. Rozpędzony samochód wypadł z drogi
W aucie było trzech Polaków. Wszyscy zginęli na miejscu. Był to polski przedsiębiorca i jego dwóch kolegów
Według prokuratury Flandrii Zachodniej wBelgii kierowca jechał z nadmierną prędkością. Do wypadku doszło około godziny 21:15 w sobotę na obwodnicy miasta. Pojazd, Maserati, uderzył najpierw w wysepkę dla pieszych, a następnie w kilka drzew i zatrzymał się w trawie na poboczu.
Trzech Polaków zginęło w wypadku w Belgii
"W wyniku uderzenia samochód rozpadł się na dwie części. W trakcie, trzej pasażerowie zostali wyrzuceni z samochodu i zginęli na miejscu" - czytamy na stronie The Brussels Times.
Według flamandzkiego dziennika Het Laatste Nieuws byli to dwaj sezonowi robotnicy budowlani – bracia w wieku 22 i 28 lat – w towarzystwie swojego pracodawcy, który miał 33 lata.
Żona zabitego: Był dobrym człowiekiem, który zrobiłby wszystko dla wszystkich
Informację tę potwierdziła żona 33-latka. Mieszkał on w Pittem z nią i trójką małych dzieci. - Był dobrym człowiekiem, który zrobiłby wszystko dla wszystkich - mówiła dziennikarzom jego żona. Jak wyjaśniła, w samochodzie było dwóch dobrych kolegów jej męża. - Do Belgii przyjechaliśmy w 2016 roku i prowadziliśmy firmę budowlaną. Pracowało dla nas już 30 podwykonawców - przekazała.
Jak podają lokalne media, służby ratownicze, które przybyły na miejsce, zamknęły drogę dla całego ruchu na ponad trzy godziny. - Usłyszeliśmy potężny huk i przyszliśmy na miejsce. Kierowca ciężarówki powiadomił służby ratownicze - opowiadali mediom świadkowie wypadku. Jeden z mężczyzn leżał kilkadziesiąt metrów dalej na łące, inna ofiara miała podarte ubranie.
Przez chwilę obawiano się także, że w samochodzie mogła zginąć czwarta ofiara, ponieważ w aucie zamontowany był fotelik dziecięcy. Policja i straż pożarna przeszukały miejsce wypadku, ale na szczęście żadnego dziecka nie było w samochodzie.
"Tagesspiegel" rozmawiał wówczas ze świadkami zdarzenia. – Takiej prędkość w środku miasta jeszcze nie widziałem – powiedział rozmówca gazety i dodał, że samochód musiał jechać z prędkością ponad 200 km/h. Oczywiście jest to bardzo subiektywna ocena. Z kolei policja w Berlinie była przekonana, że Polak musiał poruszać się samochodem z prędkością "znacznie wyższą niż 100 km/h".
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.