PiS zatracił się w kłamstwie oraz arogancji. Zakiwał się, zapętlił, zjada własny ogon, drżąc przez potencjalną klęską wyborczą i powyborczym rozliczeniem swych rządów. Ale jednocześnie PiS wciąż jest zdolnym szantażystą i budowniczym pułapek, w które co rusz wpada opozycja. A wtedy Kaczyński zapewne rechocze w duchu: Mam was!!!
Jak do tego doszło i dlaczego wciąż tak się dzieje?
Cofnijmy się do późnego lata 2015 roku. Oto na podwórku szkolnym w Józefowie pod Warszawą, w dniu rozpoczęcia roku szkolnego, Beata Szydło - kandydatka PiS-u na premiera, wyciągnęła zza pazuchy projekt ustawy 500 plus.
– To priorytet, który będziemy chcieli zrealizować, by dotrzeć do polskich rodzin - mówiła Szydło, a obywatele zastrzygli uszami. Wkrótce świadomość istnienia takiej obietnicy była powszechna (niemalże stuprocentowa) we wszystkich elektoratach.
Ta miła wyborczym sercom deklaracja została podsumowana przez Jana Rostowskiego, ministra finansów w rządzie PO-PSL, nietrafioną prognozą, że "pieniędzy nie ma i nie będzie", bo PiS jednak pieniądze znalazł i od kwietnia 2016 roku sumiennie wypłacał. A fraza Rostowskiego miała się odbijać opozycji czkawką przez kolejne lata. Do dziś.
Pierwsza pułapka. PiS komunikuje się z elektoratem - swoim i potencjalnym - poprzez finansowe transfery. Dla jednostki - eldorado, ale w skali społeczeństwa i państwa to co najmniej kilka ukrytych problemów: wzrost zadłużenia i wzrost podatków oraz brak systemowych reform i - świetnie opisana przez Łukasza Pawłowskiego - druga fala prywatyzacji: rząd daje obywatelowi kilkaset złotych i żąda, by obywatel kupił usługi, które powinno mu świadczyć państwo, na komercyjnym rynku.
– My żyjemy na kredyt – mówił ubiegłej wiosny Jarosław Gowin, a jako były wicepremier w rządach Szydło i Morawieckiego zapewne wie, jak się rzeczy mają. Tyle że opozycja jest zakładnikiem tej politycznej strategii PiS-u, zwanej rozdawnictwem. Nie może stanąć w prawdzie i powiedzieć, że nadeszły czasy wyrzeczeń, nie prosperity. Że kolejne obietnice PiS to tylko bal na Titanicu. Nie może, bo przegrałaby wybory z kretesem.
Cała polska klasa polityczna jest zatem skazana na licytację "kto da więcej?" i licytuje. Tyle że zawsze prym w tej licytacji będzie wiódł Kaczyński. Bo już dał, więc jest wiarygodniejszy. Bo nie ma w sobie krzty odpowiedzialności za przyszłość, więc może zrujnować finanse państwa. Bo po nim choćby potop. I wreszcie: bo "oni" - opozycja - nigdy wcześniej niczego, czyli gotówki do ręki, społeczeństwu nie dali.
Ta pułapka jest zamknięta, aż strach pomyśleć, co się stanie, gdy opozycja weźmie władzę i zostanie przygnieciona stanem finansów publicznych (katastrofalnym) i własnymi obietnicami (np. podwyżki dla pracowników budżetówki).
Wina Tuska, czyli zawsze i wszystkiemu winna jest (lub może być) opozycja.
Tusk był już - w opowieściach PiS-u - winny nawet wyjściu Wielkiej Brytanii z UE, stąd nie dziwota, że można go obarczać odpowiedzialnością także za koklusz, gradobicie i ubytek ryb w Amazonce. Cokolwiek wydarzy się złego, palec jest wycelowany w niego lub, szerzej, w całą opozycję, jako z gruntu szkodliwą i antypaństwową.
Najnowszy przykład dotyczy braku pieniędzy z KPO. A tych funduszy nie ma, bo opozycja "jeździ do Brukseli, skamle wręcz, wiesza się u klamek w Berlinie czy Brukseli i donosi na Polskę" (jak mówił wiceszef resortu sprawiedliwości Marcin Romanowski z Solidarnej Polski w Radiu Maryja).
Wprawdzie kij w szprychy ostatecznie wetknął Andrzej Duda, ale - nie szkodzi, bo "prezydent postąpił słusznie" (uważa premier), co innego Tusk i reszta! Oni byli przeciwni ustawie lub tylko wstrzymali się od głosu - snuje opowieść PiS - czyli byli przeciwni pieniądzom dla Polaków! Nie jest winny minister Ziobro, który wymiar sprawiedliwości rozmontował, ani PiS, który od półtora roku nie jest w stanie dogadać się sam ze sobą oraz z Brukselą. A "winni" się tłumaczą z nieswoich błędów.
To druga pułapka. PiS sprawniej pozycjonuje swojego przeciwnika i to na zasadach Jarosława Kaczyńskiego toczy się obecna dyskusja polityczna. Decydująca o swojej taktyce względem ustawy o Sądzie Najwyższym opozycja, rozważała głównie to, jak może zostać zaprezentowana w mediach publicznych!
Tym samym w tej i w wielu innych sprawach poddaje się dyktatowi Jarosława Kaczyńskiego (będziemy milczeć o prawach osób LGBT, bo PiS nazwie nas lewactwem; zaproponujemy referendum w sprawie aborcji, żeby PiS nie oskarżył nas o nihilizm moralny; nie potępimy sytuacji na polsko-białoruskiej granicy, bo PiS powie, że chcemy z uchodźcami przekształcać kościoły na meczety, itd.) - jest w tym z jednej strony jakaś wyuczona bezradność, ale niestety także odrobina tchórzostwa. Bo albo się w coś wierzy, albo obawia się PiS-u.
To pozycjonowanie konkurentów (których PiS uważa za wrogów) ma też szerszy kontekst. Oddaje ją wypowiedź prezesa PiS-u z Ełku: "My jesteśmy solidarnością, oni są komunistami". Czyli mamy - tu znów Kaczyński, tym razem z wywiadu dla tygodnika "Sieci" - „obóz propolski, niepodległościowy, patriotyczny i demokratyczny. Naprzeciw są zaś siły odrzucające demokrację (…) chcące Polski słabej, uległej ościennym mocarstwom”.
Wychodzi z tego pojedynek Kościuszki z Repninem, Chłopickiego z Paskiewiczem, Bora-Komorowskiego z von dem Bachem-Zalewskim itd. - moralne dobro kontra moralni degeneraci, jednym słowem: Targowica.
Pułapka numer trzy, czyli opozycji wolno mniej, co ta respektuje. PiS może obrażać i znieważać, porównywać do Hitlera i Stalina, miotać absurdalne oskarżenia i za nic nie przepraszać, chyba że zostanie do tego zmuszony wyrokiem sądu (a i to nie zawsze, i zwykle nierychliwie). Opozycja ma być święta, niepokalana.
To pułapka, z której nie sposób się wydostać. Bo z jednej strony opozycja nie może doszlusować do poziomu Jarosława Kaczyńskiego, bo stanie się taka, jak on - przestrzegał przed tym Fryderyk Nietzsche, pisząc, że podczas walki z potworami trzeba baczyć, by nagle nie stać się jednym z nich. Z drugiej nastawianie drugiego policzka może być odebrane jako brak mocy w konfrontacji z bezwzględnym przeciwnikiem. I tak źle, i tak niedobrze. Dobrego wyjścia z tej sytuacji po prostu nie ma.
– Także opozycja bierze odpowiedzialność za to, co dzieje się w Polsce – mówiła swego czasu premier Beata Szydło. To kolejna pułapka regularnie zastawiana przez PiS, gdy czyni on z opozycji żyranta swoich, niepopularnych w społeczeństwie, decyzji lub gdy potrzebuje jej głosów do uchwalenia przepisów, bojkotowanych akurat przez ministra Ziobrę.
Czasem opozycji uda się tej pułapki uniknąć, jak choćby w przypadku "lex Kaczyński" (w skrócie: pracodawcy mieliby prawo żądać od pracowników - bez względu na to, czy chorowali na COVID-19 lub są zaszczepieni - informowania o wyniku testu), ale wtedy są skazani na huraganową krytykę w stylu posłanki Anity Czerwińskiej: "opozycja nie chce dyskutować nad rozwiązaniami, które pozwolą zwalczać pandemię", ergo: to opozycja jest odpowiedzialna za rozprzestrzenianie się wirusa i śmierć Polaków.
PiS dzieli się także z opozycją swoją nieudolnością. Kiedy na początku sezonu grzewczego nie było wiadome, czy dla wszystkich wystarczy węgla i czy w ogóle dopłynie on do polskich portów, rząd wykoncypował, że za jego dystrybucję odpowiadać będą samorządy. "Niech się Pan weźmie do roboty!" - wzywał Rafała Trzaskowskiego Jacek Sasin, choć prezydent stolicy nie mógł ruszyć do ładowania taczek węglem, bo węgla wtedy wciąż nie było. A gdyby go ostatecznie zabrakło, to wówczas gniew obywateli w pierwszej kolejności byłby kierowany ku lokalnym włodarzom, co było zresztą intencją PiS.
Pułapka numer pięć to odmawianie opozycji prawa do krytyki. Rząd modernizuje naszą armię, decyzje są jednak pochopne i nieprzemyślane, a zakupy na kredyt. Ale opozycja ma siedzieć cicho i "nie przeszkadzać", bo cel jest przecież słuszny.
"Ustawa o obronie ojczyzny musi być przyjęta szybko" - grzmiał z sejmowej mównicy Kaczyński, moralnie szantażując opozycję. I ta in gremio ustawę poparła, choć daleko jej było do doskonałości (zresztą wkrótce rząd wziął się za jej nowelizowanie). Gdyby opozycja ośmieliła się być przeciw, wtedy oskarżyłoby się ją o zdradę i zaprzaństwo.
I ostatnia, szósta pułapka: PiS stale kłamie, opozycja wciąż musi się do tych kłamstw odnosić, a wiadomo: zanim prawda włoży buty, kłamstwo już dwa razy obiegnie kulę ziemską. Jednocześnie PiS stale zarzuca kłamstwo opozycji. Ot, choćby Kaczyński w Ostródzie: "Opozycja uprawia politykę polegającą na kłamstwie".
W Jedliczu ubolewał nad "kłamstwem, które nas niebywale, gwałtowanie atakuje w tej chwili, ale atakowało właściwie przez cały czas". Na dodatek PiS jest nieprzemakalny na fakty, na dane, na złapanie za rękę, na gorącym uczynku (wtedy krzyczy: łapać złodzieja!), a opozycji nie pomaga stara prawda, autorstwa Tukidydesa, że "ludzie bardzo mało się wysilają, aby znaleźć prawdę". W przededniu kampanii wyborczej, tej o najwyższej intensywności, opozycja powinna postarać się unikać tych pułapek, których unikać może. Inaczej nie wyjdzie z dołka.