Rosyjska gra "Atomic Heart" od dawna wywołuje kontrowersje, ale nie widziałem aż tak radykalnych wezwań do bojkotu, jak w przypadku "Dziedzictwa Hogwartu". Internauci oszaleli na punkcie seksownych robotów i mało obchodzi ich to, że kupując ją, wspierają wojnę w Ukrainie. I to nie jest żadna przesada.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Atomic Heart" od rosyjskiego studia Mundfish nazywana była "sowieckim Bioshockiem" lub Falloutem. Toczy się w 1955 roku i przedstawia alternatywną wizję ZSRR.
Została wydana 21 lutego 2023 roku - kilka dni przed rocznicą rosyjskiej inwazji Rosji na Ukrainę (24 lutego). Przypadek?
Grając w "Dziedzictwo Hogwartu" mogliśmy być zwyzywani od transfobów. Teraz w sieci panuje zamieszanie wokół "Atomic Heart", ale mało kto oskarża graczy o wspieranie wojny w Ukrainie.
W ostatnich tygodniach toczyła się gorąca dyskusja wokół "Dziedzictwa Hogwartu". Jedni nie chcieli w nią grać ze względu na skandaliczne posty J. K. Rowling, która nie dość, że "popsuła im dzieciństwo", to jeszcze "niszczy życie osób transpłciowych". Drudzy wyzywali graczy wprost od transfobów, bo jakaś część zysków trafi na konto pisarki.
"Dziedzictwo Hogwartu" nie było adaptacją "Harry'ego Pottera", ale toczy się tylko w wymyślonym przez Rowling świecie - pisarka nawet nie brała udziału w produkcji gry, którą stworzyło niezależne studio. Kupowanie "Dziedzictwa Hogwartu" nie było też jednoznaczne z tym, że jesteśmy transfobami. Możemy być sojusznikami, czy nawet osobami LGBT, ale też chcieć pobiegać po Hogwarcie z różdżką. Ogólnie cały ten spór nie był zero-jedynkowy. W przypadku "Atomic Heart" jest zgoła inaczej.
"Atomic Heart" to gra, na którą czekali ludzie na całym świecie
"Atomic Heart" wzbudzała zainteresowanie od dawna - pierwszy trailer wyszedł cztery lata temu. Wielu z nas uwielbia alternatywne historie, retrofuturyzm i utopijne światy. Sama gra też zapowiadała się obiecująco, a do tego jeszcze dochodziła sowiecka estetyka, która w pozostałych częściach świata wydaje się ciekawa i egzotyczna, a dla nas... bliska. Trochę jak słowiański klimat "Wiedźmina".
No i te roboty, które chwilę po pierwszej prezentacji stały się ikoniczne. Gracze od razu zakochali się w bliźniaczkach-baletnicach z charakterystycznymi warkoczami - tak, jak niedawno w gigantycznej wampirzycy z "Resident Evil" z obfitym biustem. Roboty nie mają nawet twarzy, ale za to mają "odpowiednią" figurę. Stają nam na drodze, ale robią to w iście seksowny sposób. I skutecznie odwracają uwagę od problemu z tą grą.
Nie chodzi rzecz jasna o samo pokazywanie, jak wspaniałe mogłoby być ZSRR, gdyby pokonało III rzeszę. Takie alternatywne historie powstawały również z nazistami i zawsze ekscytują - np. Philip K. Dick napisał w ten sposób "Człowieka z Wysokiego Zamku", który pokazywał życie w Stanach po tym, jak to Niemcy i Japonia wygrały wojnę. W 1963 roku dostał za swoją powieść najbardziej prestiżową nagrodę w świecie science-fiction - Hugo.
Powstała też słynna seria gier "Wolfenstein", w której walczymy m.in. nazistami wyposażonymi w paranormalne cuda techniki wprost z teorii spiskowych o Hitlerze. Z nim też zresztą walczymy. I zombiakami ze swastykami na ramionach. Naprawdę trzeba byłoby się kłócić dla samego faktu kłócenia się, by zarzucić twórcom propagandę (bardziej jaranie się mitologią III Rzeszy). Brak poszanowania dla ofiar? Każdy film wojenny w pewien sposób spienięża cierpienia milionów zabitych.
"Atomic Heart" wyszło tuż przed rocznicą inwazji na Ukrainę
Jednak "Atomic Heart", które z sentymentem patrzy na czasy ZSRR, wpisuje się w prowadzoną obecnie narrację Rosji. Przecież największym marzeniem Władimira Putina jest powrót Związku Radzieckiego, a podbicie Ukrainy ma być dopiero początkiem. Gra wyszła więc w "idealnym" czasie dla rosyjskiej propagandy. Myślę, że przywódca Rosji świetnie by się przy niej bawił - zwłaszcza że w grze sterujemy agentem KGB, a przecież właśnie tam zaczynał swoją karierę.
I można by usprawiedliwić deweloperów tym, że kiedy w ich głowie rodziła się idea, nie wiedzieli, że wybuchnie wojna (choć przecież Krym został przejęty już w 2014 r.). Przez długi czas nawet jej nie komentowali. Obudzili się dopiero miesiąc przed premierą. Można łatwo wywnioskować, że po prostu chcieli podreperować swój PR, bo wokół gry nagromadziło się sporo wątpliwości.
W bardzo ogólnym i bezpiecznym oświadczeniu napisali, że są pro-pokojowi i sprzeciwiają się przemocy wobec ludzi, ale nie potępili wprost inwazji Rosji na Ukrainę. Może się boją o tym powiedzieć na głos, co naprawdę myślą o polityce swojej ojczyzny? Otóż nie. Są sponsorowani przez firmy związane z Kremlem, więc trochę im "nie wypada" ich krytykować. Wymienili je nawet na swojej stronie.
Inwestorem studia Mundfish jest m.in. były dyrektor w spółce Gazpromu
Internauta o nicku Aryo, który od ponad 10 lat komentuje wydarzenia na wschodzie, zauważył na Twitterze, że jednym z inwestorów Mundfisha jest firma Gaijin Entertainment, która sponsoruje anty-ukraiński kanał na YouTube (w wolnym tłumaczeniu "Kłopoty wielkiego kalibru"), kupując tam reklamy np. swojej gry "War Thunder".
Kanał pokazywał m.in. nielegalne testy broni, które Rosja dostarcza swoim wojskom w Ukrainie. Przeprowadzali je żołnierze Donieckiej Republiki Ludowej - samozwańczego państwa utworzonego przez prorosyjskich separatystów. Władimir Putin zresztą popiera niepodległość Doniecka.
Mundshish brało też pieniądze od Gem Capital. Jej założycielem jest Anatoly Paliy, który dorobił się na rosyjskim gazie. Przez ponad dekadę pracował w spółkach zależnych od Gazpromu (koncern państwowy, który finansuje wojnę, a nawet chce utworzyć armię najemników) - m.in. był zastępcą dyrektora generalnego w Gazenergoset. Do tego wykazano jego związki z np. rosyjskim oligarchą Olegiem Dieripaską, przyjacielem Putina. W Gem Capital inwestuje m.in. w gry wideo.
"W czasie naszej działalności w tym obszarze udało nam się wspomóc około dziesięciu firm i projektów. W tym Mundfish – twórcy strzelanki 'Atomic Heart', centrum produkcyjne 110 Industries oraz studio Owlcat Games, które rozwija 'Pathfinder: Wrath of the Righteous' – mówił w cytowanym wywiadzie. W portfolio na stronie firmy też widnieje m.in. Mundfish.
Jak widać, nie trzeba się specjalnie gimnastykować, by odkryć, że gra powstała za pieniądze ludzi, którzy nie tylko wspierają Władimira Putina, ale także sponsorują karabiny i rakiety zrzucane na Ukrainę. Do tego dochodzi jeszcze dość niejasna kwestia podatków, które są odprowadzane od zakupionych egzemplarzy, a które też idą na działania wojenne.
Czy Mundfish jest faktycznie rosyjskie? Wszystkie drogi prowadzą do Moskwy
Mundfish teoretycznie jest zarejestrowany na Cyprze, jak wiele innych sprytnych firm. Jednak jej założycielami i inwestorami są Rosjanie (przecież do nich wrócą pieniądze i raczej nie wydadzą ich na Cyprze), a na rosyjskiej stronie firmy w polityce prywatności (skorzystałem z archiwum strony - ze stycznia tego roku, co wyjaśnię za chwilę) podała swój moskiewski adres. Czy dalej jesteśmy na sto procent pewni, że wpływy ze sprzedaży nie zasilą budżetu Rosji?
Jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości, czy Mundfish jest rosyjskie i apolityczne, to powinien wczytać się w ten archiwalny regulamin. Niby to taka globalna firma (pragnę zauważyć, że regulamin funkcjonował jeszcze po wydawaniu oświadczenia), ale skrupulatnie przestrzega rosyjskich przepisów. Informowała, że bez problemu może przekazać dane swoich klientów np. organom państwowym, jeśli się do nich zgłoszą.
"W przypadkach określonych przez ustawodawstwo Federacji Rosyjskiej Spółka ma prawo przekazać Dane stronom trzecim (federalnej służbie podatkowej, państwowemu funduszowi emerytalnemu i innym organom państwowym) w przypadkach przewidzianych przez ustawodawstwo Federacji Rosyjskiej" - mogliśmy przeczytać w regulaminie (przetłumaczyłem to translatorem).
Co ciekawe, angielska strona ma zupełnie inne zapisy - nie ma nic o Rosji, a siedziba jest na Cyprze. Wygląda na to, że po pierwszych oskarżeniach, firma szybko się przerejestrowała oraz ocenzurowała i wygładziła swój regulamin. Czy jednak będą przestrzegać? Byłbym ostrożny przy zakładaniu konta w ich sklepie.
Jest w zasadzie tylko jeden aspekt związany z tą grą, który jest pozytywny - nie jest jednak związany z rosyjskimi deweloperami, ale zewnętrznym australijskim kompozytorem. Mick Gordon (notabene pracował przy dwóch częściach "Wolfensteina") zadeklarował, że przeznaczy swoją wypłatę za soundtrack na wspierający walczących Ukraińców Czerwony Krzyż.
Muzykę zaczął tworzyć jeszcze przed wybuchem wojny - w 2020 roku.
Bojkot "Atomic Heart" nie był tak agresywny i nieracjonalny jak w przypadku "Dziedzictwa Hogwartu"
Nie mogę powiedzieć, że nikt nie pisał o tym wszystkim wcześniej - nie odkryłem Ameryki (tudzież Rosji). Jeżeli ktoś siedzi w grach, to na pewno natknął się na news dotyczący kontrowersji. Część gamingowych serwisów w Polsce i na świecie nawet zrezygnowała z recenzji, by nie promować gry (np. CD-Action i GRYOnline.pl, choć ten drugi portal i tak wypuścił poradnik - po aferze go usunęli).
Dziennikarze, którzy w nią grali, zachwycają się rozgrywką, oryginalnym światem, ale narzekają na niedoróbki. Na MetaCritic, czyli serwisie agregującym recenzje, ma, póki co, ocenę 77/100. Nie jest więc arcydziełem, ale ma na tyle dobre opinie, że z pewnością zachęci to niektórych do kupowania.
Były wezwania do bojkotu - m.in. ze strony samej Ukrainy. Jednak nie było takiej burzy w mediach społecznościowych jak przy "Hogwarts Legacy", kiedy to zarzuty o transfobię były naciągane w porównaniu z powyższymi dowodami. Gdzie teraz te wszystkie osoby walczące o prawa człowieka?
Czy ktoś nazywał graczy w "Atomic Heart" onucami lub ludźmi, którzy popierają mordowanie Ukraińców? Nie rzuciły mi się w oczy takie komentarze. Za to widziałem np. cosplaye i erotyczne przeróbki z robo-balerinami, a tag #atomicheart trenduje na Twitterze (oczywiście działa tu też efekt Streisand). Gra jest topie i chyba dopiero trzeba dotrzeć do ludzi - o skandalach z Rowling mówiło się od dawna.
Jedyne, co łączy oba te tytuły to to, że pomimo kontrowersji i tak doskonale się sprzedają. W tym momencie "Atomic Heart" jest trzecim miejscu na liście bestsellerów na Steamie (w Polsce na piątym, ale dzień wcześniej - 22 lutego - była na obu listach o oczko wyżej), czyli platformie, na której można kupić jej wersję na PC. Wychodzi na to, że bojkoty i apele nic nie dają, a gracze mają gdzieś krzywdę innych (rzecz jasna nie wszyscy).
I nie wierzę, że wszyscy nabywcy nie wiedzieli o tym, że gra powstała dzięki ludziom związanym z Kremlem, a pieniądze pójdą na dalsze prowadzenie wojny. Co więcej - jest też dostępna od ręki w ramach subskrypcji Game Pass na konsoli Xbox (od Microsoftu z Stanów kraju, który rzekomo tak bardzo pomaga Ukraińcom), co jeszcze bardziej wpływa na jej popularność.
Nie chcę wartościować, który bojkot jest mądrzejszy oraz kogo życie i prawa są ważniejsze. Nie chcę też nikomu mówić, w co ma grać, a w co nie. Decyzję jak zwykle pozostawiam wam. Niech tylko nikt nie próbuje się tłumaczyć, że "nie interesuje się polityką, chcę tylko sobie pograć", bo w tym wypadku ten argument nie przejdzie. To tak, jakby w czasie II wojny światowej grać w grę dziejącą się w utopijnych Niemczech i ufundowaną przez III Rzeszę.
Ja sam w nią nigdy nie zagram i nie przekonają mnie nawet te seksowne roboty. Nawet grając w piracką wersję, miałbym z tyłu głowy, że gra nie powstałaby bez pieniędzy ludzi związanych z wojną w Ukrainie. I wiem, że ten artykuł również przyczynia się do podkręcenia szumu wokół "Atomic Heart", ale przemilczenie sprawy jest jeszcze gorsze. Wojna w Ukrainie nigdy się nie skończy, jeśli będziemy ją dalej wspierać - nawet z pozoru tak małymi i niezwiązanymi z nią rzeczami.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Chcemy zapewnić, że Mundfish to deweloper i studio z globalnym zespołem skupionym na innowacyjnej grze oraz niezaprzeczalnie organizacja pro-pokojowa przeciwko przemocy wobec ludzi. Nie komentujemy polityki ani religii. (...) Nie akceptujemy i nie będziemy tolerować autorów lub spamerów zawierających obraźliwy, nienawistny, dyskryminujący, brutalny lub zawierający groźby język lub treści.