
Do pożaru domu doszło w miejscowości Słuchowo w województwie pomorskim. Trzy zastępy straży pożarnej zajmowały się gaszeniem domu jednorodzinnego. Na szczęście w pożarze nikt mocno nie ucierpiał i to dosłownie nikt – strażacy uratowali z domu kotkę, która doznała podtrucia czadem. Podali jej jednak tlen i wszystko skończyło się dobrze.
Kotka uratowana z pożaru
Pożar wybuchł w środę, 22 lutego około godziny 9.00 w domu jednorodzinnym w Słuchowie. Ogień najpierw pojawił się w kuchni domu. Kpt. Krzysztof Minga, oficer prasowy Komendanta Powiatowego PSP w Pucku w rozmowie z TVN 24 poinformował, że najpierw zaczął się palić okap domu.
Do akcji gaśniczej ruszył dwa zastępy z Ochotniczej Straży Pożarnej z Wierzchucina oraz zastęp z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej z Pucka. Strażakom udało się zabezpieczyć miejsce zdarzenia i zlokalizować źródło ognia. W wyniku pożaru, który zaczął się od okapu, spłonęła cała kuchnia, a cały budynek uległ okopceniu.
- Po ugaszeniu palącego się wyposażenia kuchni przystąpiono do wentylacji budynku oraz sprawdzenia pozostałych pomieszczeń kamerą termowizyjną. Następnie usunięto nadpalone elementy na zewnątrz budynku - poinformowali druhowie z OSP Wierzchucino. Na początku strażacy nie zdawali sobie sprawy, że w domu znajduje się kot. Jednak w trakcie działań gaśniczych strażacy odnaleźli zwierzę. Kotka była osmolona i podtruta tlenkiem węgla. Udzielono jej pomocy medycznej, podając tlen. Ratownicy zapewnili, że zwierzę szybko ocknęło się i zostało zwrócone właścicielom. Akcja strażacka zakończyła się około godziny 11.00. Przyczynę pożaru będzie ustalać policja.
W Katowicach pod gruzami przeżył mały piesek
Dowodów na to, że strażakom na dobru zwierząt zależy nie mniej niż na życiu ludzi, jest więcej. Zaledwie miesiąc wcześniej – 27 stycznia strażacy uratowali spod gruzów psa, który przeżył wybuch plebani w Katowicach. "Podczas przeszukiwania gruzowiska w Katowicach, strażacy odnaleźli pieska, któremu udało się przeżyć. Po opatrzeniu, zwierzak został przekazany odpowiednim służbom" - informowała wtedy na Państwowa Straż Pożarna. Strażakom cudem udało się wyciągnąć żywego psa spod gruzów.
Ludzie nie mieli jednak tyle szczęścia. Początkowo wydawało się, że siedem osób, które przebywały w probostwie parafii ewangelicko-augsburskiej w chwili eksplozji, wyszło z katastrofy cało. Potem okazało się, że mieszkały tam jeszcze matka i córka - ich ciała odnaleziono w gruzowisku po południu - a także mąż jednej z tych kobiet, który został przewieziony do szpitala.
Dziennikarze "Interwencji" Polsatu poinformowali, że otrzymali wysłany kilka dni przed tragedią list podpisany przez całą tę trójkę. Jest w nim zapowiedź rozszerzonego samobójstwa. Autorzy listu wskazywali że, będąc w ciężkiej sytuacji, o pomoc zwróciły się do księdza, u którego zamieszkiwały i dla którego pracowały.
Zobacz także
