Stanisław Piotrowicz, były polityk PiS i obecny sędzia Trybunału Konstytucyjnego, mógłby odpowiedzieć karnie za próbę ustawienia egzaminu swojej córki, a wszystko to za sprawą zmian w prawie wprowadzonych przez... PiS – ustaliła "Gazeta Wyborcza". W ubiegłym tygodniu dziennikarze "GW" opublikowali nagrania rozmów sędziów, którzy mieli dostać "polecenie służbowe" i być nakłaniani do dopisywania niektóre odpowiedzi na karcie odpowiedzi córki Piotrowicza. Ta pracuje dziś w Prokuraturze Krajowej.
Reklama.
Reklama.
Sprawa możliwego podżegania do sfałszowania egzaminu sędziowskiego córki Stanisława Piotrowicza nie przedawniła się z powodu zmian w przepisach wprowadzonych podczas pandemii – podała "Gazeta Wyborcza"
Teoretycznie śledztwo w sprawie mogłaby wszcząć z urzędu prokuratura
Ostatecznie do sfałszowania egzaminu nie doszło, a córka Piotrowicza nie zdała na aplikację sędziowską
Została jednak adwokatką a za czasów PiS ekspresowo awansowała do Prokuratury Krajowej
Z informacji opublikowanych 28 lutego przez "Gazetę Wyborczą" wynika, że sprawa sfałszowania egzaminu sędziowskiego córki Stanisława Piotrowicza, Barbary Piotrowicz, to przestępstwo, które nie uległo przedawnieniu, a sędzia TK może za nie odpowiedzieć karnie. Podobna sytuacja dotyczy drugiego sędziego, który również miał być zamieszany w namawianie innych do fałszerstwa.
Piotrowicz mógłby odpowiedzieć karnie za nakłanianie do sfałszowania egzaminu córki? Wskazują na to przepisy
Przypomnijmy: Z ustaleń "GW" wynikało, że Stanisław Piotrowicz w 2006 roku razem z tarnobrzeskim sędzią Robertem Pelewiczem miał nakłaniać do fałszerstwa egzaminu na aplikację sędziowską swojej córki, wpisując prawidłowe odpowiedzi w miejsca, które zostawiła puste.
"GW" ujawniła nagranie, na którym słychać rozmowę, podczas który sędzia Grzegorz Zarzycki, który wraz z drugim sędzią, Edwardem Lorysiem, był namawiany do fałszerstwa (ostatecznie nie wykonali oni planu), relacjonuje wszystko znajomym podczas wakacyjnego wyjazdu.
W rozmowie zdradzono szczegóły planu: m.in. to, że Barbara Piotrowicz miała przyjść na egzamin z charakterystyczną spinką i przekazać swój test ustalonemu wcześniej członkowi komisji, który z kolei miał mieć przy sobie czarny długopis do dopisywania zmian.
- Ona będzie miała taką - mi opisał taką kameę - broszkę pod szyją do białej bluzki, i przy sprawdzaniu (...) to ona będzie czarnym długopisem wypełniać – mówił na opublikowanym przez "GW" nagraniu sędzia Zarzycki.
– I jak nie będzie wiedzieć, to by zostawiła tam miejsca wolne, proszę tam – mówi – proszę przejąć tę pracę i pouzupełniać. Taka mniej więcej była prośba razem z wytycznymi. Ja zgłupiałem, bo sobie myślę, będziemy siedzieć przy stole w kilka osób, bo wiesz, jak to się sprawdzało ten test. Było 6 osób w komisji, jedna osoba czytała prawidłowe odpowiedzi, a pozostali mieli 6 prac i jednocześnie tam wiesz, znaczyli. Myślę, jak ktoś mi popatrzy na rękę…. i w ogóle co to za prośba? – mówił dalej.
Jak skwitował, ostatecznie córka Piotrowicza miała "przedostatni wynik na sto ileś osób, ponieważ ona połowy odpowiedzi, że tak powiem, nie zakreśliła, a to, co zakreśliła dobrze to trzydzieści chyba z 70".
Prokuratura mogłaby wszcząć śledztwo z urzędu
Ponieważ od sprawy minęło w 2021 roku 15 lat, w normalnych okolicznościach doszłoby już do przedawnienia. Ale w marcu 2020 zmieniono prawo: pojawił się zapis, że "w okresie obowiązywania stanu zagrożenia epidemicznego albo stanu epidemii, ogłoszonego z powodu COVID-19, oraz w okresie 6 miesięcy po ich odwołaniu, nie biegnie przedawnienie karalności czynu oraz przedawnienie wykonania kary w sprawach o przestępstwa i przestępstwa skarbowe".
Jako że próba nakłonienia sędziów do sfałszowania wyniku egzaminu mogłaby być traktowana jako podżeganie funkcjonariusza publicznego do przekroczenia uprawnień, sprawa może być wciąż rozpatrywana przez śledczych, a prokuratura mogłaby wszcząć postępowanie z urzędu – punktuje "GW".
W rozmowie z dziennikarzami potwierdza to jeden z profesorów prawa. Na razie nie ma przesłanek, by prokuratura chciała się zająć sprawą, z kolei Piotrowicz od początku odpiera zarzuty i mówi, że doniesienia o rzekomej próbie fałszerstwa egzaminu są pomówieniami. Nie ma też informacji, by sprawie przyglądał się rzecznik dyscyplinarny Trybunału Konstytucyjnego.
Barbara Piotrowicz z błyskawicznym awansem w prokuraturze. Kim jest córka sędziego TK?
Sama Barbara Piotrowicz egzaminu sędziowskiego nie zdała, została adwokatką. Dziś pracuje w... Prokuraturze Krajowej, a konkretniej w Podkarpackim Wydziale Zamiejscowym Departamentu do spraw Przestępczości Zorganizowanej.
Trafiła tam, jak opisała "GW" - "za czasów dobrej zmiany bez konkursu została prokuratorem". Powołano ją na podstawie art. 80. ustawy o prokuraturze, który daje możliwość powołania kandydata wskazanego we wniosku Prokuratora Krajowego. Nie musiała brać udziału w konkursie. Błyskawicznie awansowała: w ciągu kilku lat z pracy w prokuraturze rejonowej do tzw. jednostki pezetów.