Aktor nie musi być ładny. Wystarczy, że ma w sobie "to coś". Jeśli zestarzeje się jak wino, wtedy przylgnie do niego łatka "daddy" i raczej nie będzie narzekać na zaszufladkowanie w jednym typie ról. Z kobietami w kinie jest zgoła inaczej. Obiektyw kamery kocha je, gdy są piękne i młode, a im starsze się robią, tym chętniej je odtrąca. Filmy są odbiciem prawdziwej rzeczywistości i vice versa. Aktorka musi być ładna, bo jeśli zerwie z hollywoodzkim kanonem lub się zestarzeje, wówczas spotka ją to samo, co Emilię Clarke.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Hollywood wpływa na to, jak postrzegamy wygląd kobiet. Aktorzy nie są oceniani pod kątem urody tak bardzo jak aktorki. Dotyczy to również wieku.
Coraz młodsze gwiazdy kina zmagają się z ageizmem. Według statystyk aktorki osiągają szczyt swojej kariery w wieku 30 lat, zaś aktorzy w wieku 46 lat.
Ostatnio Emilia Clarke, odtwórczyni Daenerys Targaryen w serialu "Gra o tron", padła ofiarą bodyshamingu i ageizmu ze strony hejterów. Wszystko przez zdjęcie, na którym pokazała się bez makijażu.
Filmy i seriale bombardują nas wyidealizowaną wizją kobiecości, a coraz więcej młodych dziewczyn obawia się starości i związanych z nią zmarszczek.
Kino dyktuje, jak mamy wyglądać
Kino od wielu, wielu dekad wpływa na to, co podoba się widzom, a co nie. W ostatnich kilkunastu latach większą rolę w wyznaczaniu trendów mają od Hollywood (i oczywiście w tym przypadku mówimy o Zachodzie) tylko media społecznościowe i działający w ich ramach szeroko rozumiani influencerzy. W tej kwestii możemy także mówić o dość dużej roli branży modowej, aczkolwiek warto pamiętać, że w porównaniu ze swoimi "konkurentami" jest prędzej postrzegana przez ludzi jako ekskluzywna niż inkluzywna.
Filmy i seriale chcąc nie chcąc maczają palce w tym, jak postrzegamy świat. Możemy się tego wypierać, ale wystarczy spojrzeć na jedną z najbardziej podatnych na ich wpływ grupę odbiorców, czyli nastolatki. Kiedyś – dla przykładu – wiele z nich chciało wyglądać i zachowywać się jak Effy ze "Skinsów" (niezależnie o tego, jak bardzo uromantycznioną wersję chorób psychicznych sprzedawali im twórcy).
To, co reprezentuje sobą kinematografia, działa na podświadomość widzów. Jeśli są czymś bombardowani, prędzej czy później przyjmą daną rzecz, bądź zjawisko jako coś oczywistego; coś, co albo będzie im się podobać, albo nie.
Kino, które oddziałuje przede wszystkim na bodźce wizualne, stało się jednym z najważniejszych graczy pod względem wyznaczania trendów związanych z wyglądem.
Aktorzy i aktorki muszą spełniać pewne kryteria producentów. Prawdziwy problem pojawia się przeważnie tam, gdzie ani treningi, ani oświetlenie, ani charakteryzacja, ani postprodukcja nie zdziałają cudów. Tylko właśnie – jak możemy ocenić miarodajność "cudów", skoro koniec końców są one subiektywną oceną filmowców i marketingowców.
– Musimy stać się bardziej krytycznymi widzami mediów, które nas uwodzą. Dostarczają nam rozrywkę, ale bardzo istotna jest świadomość tego, że niektóre z wyznawanych przez nas wartości zostały ukształtowane właśnie przez nie – tłumaczyła w rozmowie z portalem Statesman Victoria Velding, doktorantka na Wydziale Socjologii na Wayne State University.
Aktorki nie starzeją się tak jak aktorzy (ageizm w Hollywood)
W myśl współczesnej kinematografii mężczyźni mają być umięśnieni, a ich wiek nie ma aż tak kluczowego znaczenia. Kobiety natomiast powinny pasować do obowiązującego kanonu piękna i być jak najdłużej młode. Brutalnie mówiąc, ich data przydatności wyczerpuje się znacznie szybciej od kolegów po fachu.
"Podczas gdy aktorzy płci męskiej osiągają szczyt kariery w wieku 46 lat, aktorki osiągają szczyt kariery w wieku 30 lat" – wynikało z badania przeprowadzonego przez "Time" w 2015 roku. Choć na ekranie widzimy coraz więcej aktorek, które utrzymują swoją karierę po osiągnięciu 30. roku życia, w porównaniu z mężczyznami stanowią one jedynie niewielki odsetek.
Społeczeństwo ma wobec kobiet wiele oczekiwań związanych z tym, jak powinny się prezentować. Kanon kobiecego piękna zmienił się na przestrzeni wieku i obecnie twórcy kina poszerzają pojęcie atrakcyjności. Z reguły wystarczy, żeby mężczyzna był ładniejszy od diabła (jak to mówiły nasze babki), ale czy to samo można powiedzieć o aktorkach? I tak, i nie.
Ostatnio obserwujemy, że na sile przybiera trend związany z "dziwnie ładnymi" kobietami, który jeszcze w latach 90. był przeznaczony wyłącznie dla nielicznych (m.in. dla Tildy Swinton). Aktorów swoją drogą ocenia się choćby w pozytywnej kategorii "dziwnie brzydkich". "Dziwnie brzydka" kobieta wciąż uchodziłaby za brzydką, a nie - tak jak "dziwnie brzydcy" mężczyzni - atrakcyjną. Dobór słów nie jest tutaj przypadkowy.
Uroda się zmienia, ale kwestia wieku wciąż pozostaje nierozstrzygnięta. Z ageizmem zmagały się najpierw gwiazdy "Złotej ery Hollywoodu", a obecnie zmagają się gwiazdy blockbusterowego kina. Dyskryminacja ze względu na wiek dotyka nie tylko aktorek po 50-tce, ale także ich znacznie młodszych koleżanek.
Olivia Wilde ubiegała się o rolę Naomi w "Wilku z Wall Street", w której finalnie obsadzono Margot Robbie. Producenci mieli powiedzieć jej, że jest "za stara", by grać w tym filmie. Aktorka miała wówczas zaledwie 28 lat, a Leonardo DiCaprio, który wcielił się w Jordana, 39 lat.
Ageizm odciska swoje piętno zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i społecznej. Gdy widz zna aktorkę, odkąd była nastolatką, wtedy jej proces starzenia się jest przez niego o wiele bardziej zauważalny. Kobiety w branży filmowej próbują - jak tylko mogą - powstrzymać upływ czasu, dlatego często poddają się różnorakim operacjom plastycznym i zabiegom upiększającym. Kamera nie przepada za zmarszczkami. Publika niestety też, o czym przekonała się m.in. Alexis Bledel z kultowego serialu "Kochane kłopoty" z 2000 roku.
Wraz z premierą "Opowieści podręcznej" Bledel powróciła na czerwony dywan i została "zjedzona" przez część widzów za to, że miała nie tak jędrne policzki jak kiedyś i zmarszczki wokół oczu. "Nie zestarzała się ładnie" – komentowano w internecie.
Hejt na Emilię Clarke to nie tylko body shaming, ale i ageizm
Podobna sytuacja spotkała pod koniec zeszłego miesiąca odtwórczynię Daenerys Targaryen w "Grze o Tron". Emilia Clarke, która w październiku obchodziła 36. urodziny, przeszła trzy poważne operacje po tym, jak w 2011 roku zdiagnozowano u niej pierwszegotętniaka mózgu. Przez chorobę brytyjska aktorka straciła nieco na wadze, co dodatkowo odbiło się na jej twarzy.
Clarke nie sięgnęła po botoks. Ba, wręcz z uśmiechem na twarzy pokazuje się swoim fanom bez makijażu i nie boi się robić sobie zdjęć przy niezbyt korzystnym świetle.
Na selfie, które niedawno wylądowało na jej Instagramie, światło pada na Clarke tak, że wygląda, jakby miała przerzedzoną linię włosów. Może to złudzenie, może nie. Niemniej mężczyźni zaczęli wypisywać pod jej wpisem bzdury w stylu: "stoczyła się".
"Wow, Daenerys Targaryen nie uderzyła po prostu głową o mur, ale wleciała w niego na smoku"; "Widać, że zmizerniała. Bycie szczupłą jest piękne, lecz głodzenie się to już choroba"; "Nigdy nie była atrakcyjna"; "Teraz jest jeszcze brzydsza niż kiedyś" "Rozumiem, czemu HBO zakładało jej peruki" – czytamy na Twitterze.
Dziewczyny boją się zmarszczek
Skąd taka niechęć wobec starszych kobiet, zapytacie. Hollywood razem z influencerami pokroju Kardashianek gra do jednej bramki. Młode dziewczyny boją się pojedynczych zmarszczek (które niekoniecznie muszą być starcze, a po prostu mimiczne) oraz siwych włosów, bo widzą, jak demonizowana jest starość.
Słyszą o 48-letnim DiCaprio, który wiąże się z coraz to młodszymi dziewczynami, dostrzegają, że reakcje na naturalność są mocno podzielone, i mogą żyć w przeświadczeniu, że dorosła kobieta musi być MILF-em, bo inaczej nie będzie uchodzić za seksowną.
Winne są temu także nieprzerwanie rządzący kinem "male gaze" i potrzeba zaspokajania oczekiwań męskiego widza. Razem z panoszącym się ageizmem, który dopada nawet artystki po 30-tsce, utrwalają one światopogląd, zgodnie z którym im kobieta starsza, tym gorsza. Cierpią na tym aktorki, cierpią na tym wszystkie ich "siostry".