To był wstrząs dla Kościoła katolickiego, dla Ameryki, dla mediów. W skandal, o którym świat usłyszał w 2002 roku, uwikłanych miało być co najmniej 70 księży, a ofiar było ponad tysiąc. Gdyby nie śledztwo dziennikarzy z "Boston Globe" być może nigdy byśmy się o tym nie dowiedzieli. To właśnie o skandalu bostońskim wspomniał papież Franciszek. "W tamtych czasach wszystko było tuszowane do czasu skandalu bostońskiego" – powiedział.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
To był przełom w kwestii pedofilii w Kościele i jej rozliczania. Świat słyszał wcześniej o pojedynczych przypadkach nadużyć księży, w Polsce był np. abp Juliusz Petz, ale nigdy nie mówiło się o takiej skali, jaka ujrzała światło dzienne w diecezji bostońskiej.
Amerykańska agencja Associated Press pisała: "Skandal w Bostonie rozpoczął trwający do dziś "bolesny czas" rozliczeń Kościoła katolickiego z przestępstw pedofilii".
20 lat temu to było coś nieprawdopodobnego i niewyobrażalnie wstrząsającego. Był rok 2002. W styczniu ukazał się pierwszy artykuł "Boston Globe" pt. "Kościół latami dopuszczał nadużycia ze strony księdza". A potem ruszyła lawina – i w USA, i na świecie. Gdy poznawaliśmy kolejne przypadki molestowania dzieci, a z Watykanu płynęły obietnice zaostrzenia walki z pedofilią. Gdy w USA ruszyły odszkodowania dla ofiar i zaczęło się ich przepraszanie. Ludzie w różnych krajach zaczęli się otwierać.
"Nie mam wątpliwości, że nasza praca była iskrą. Byliśmy prekursorami. Biorąc pod uwagę, że Boston jest największym katolickim miastem w Ameryce, ze strony redaktorów było to dość odważne, bo mogliśmy zrazić wielu czytelników. Ale sprawy sądowe, które wygraliśmy, dokumenty kościelne, które ujawniliśmy, stały się precedensem. One zachęciły inne gazety i prawników w innych miastach do pójścia w te ślady" – cytowano po latach Michaela Rezendesa, jednego z dziennikarzy śledczych.
Pamiętacie film "Spotlight"? To o nich, o zespole śledczym z "Boston Globe", który wpadł na trop tuszowania pedofilii księży w Kościele katolickim i który w 2003 roku otrzymał za to Nagrodę Pulitzera.
W ciągu dwóch lat po tych wszystkich publikacjach, jak wyliczał Rezendes, ponad 150 księży w Bostonie zostało oskarżonych o wykorzystywanie seksualne. Ponad 500 ofiar złożyło pozwy o nadużycia. Sam metropolita bostoński, kardynał Bernard Law, złożył rezygnację. A w całym kraju zrezygnowało ponad 450 księży i czterech biskupów.
Coś takiego nigdy wcześniej nie miało miejsca. W lutym 2004 roku "Boston Globe" podsumowywał: "Archidiecezja Bostonu poinformowała, że 162, czyli 7 proc. z 2324 księży archidiecezjalnych zostało oskarżonych o molestowanie 815 nieletnich w latach 1950-2003, co wydaje się znacznie wyższe niż w wielu innych diecezjach w całym kraju".
Gazeta pisała też, że w tym samym okresie dodatkowo 57 księży i diakonów (związanych z zakonem lub wyświęconych przez inne diecezje, ale stacjonujących w Bostonie) było oskarżonych – o wykorzystywanie 150 nieletnich w archidiecezji.
Teraz, w kontekście dokumentu TVN24 pt. "Franciszkańska 3", z którego wynika, że Jan Paweł II, jeszcze jako Karol Wojtyła, miał brać udział w tuszowaniu pedofilii, o tym skandalu wspomniał papież Franciszek. "W tamtych czasach wszystko było tuszowane. Wszystko było tuszowane do czasu skandalu bostońskiego" – powiedział w wywiadzie dla argentyńskiego dziennika "La Nación".
Stwierdził także, że kiedy afera bostońska została ujawniona, "Kościół zaczął przyglądać się temu problemowi".
Co ujawnili dziennikarze "Boston Glob"
"Bohaterem" pierwszego artykułu był John J. Geoghan, były ksiądz, sławny na cały świat, który przez 30 lat był przenoszony z parafii na parafię, choć jego przełożeni mieli wiedzę o nadużyciach, jakich się dopuszczał.
"Od połowy lat 90. ponad 130 osób zgłosiło się z przerażającymi opowieściami z dzieciństwa o tym, jak były ksiądz John J. Geoghan rzekomo dotykał je lub gwałcił przez trzy dekady w parafiach Wielkiego Bostonu. Niemal zawsze jego ofiarami byli uczniowie. Jeden miał zaledwie 4 lata" – tak zaczynał się głośny artykuł.
Dziennikarze opisali, jak w 1984 roku Geoghan został przeniesiony do parafii św. Julii w Weston, choć już wtedy kardynał Bernard Law wiedział o jego zachowaniach – wcześniej z powodu molestowania chłopców ksiądz został usunięty z dwóch parafii, był też na leczeniu.
Jeden z biskupów nawet zaprotestował przeciwko jego przenosinom, uznał, że to "ryzykowne". Okazało się, że – jak pisał "Boston Globe" – było to katastrofalne.
Geoghanowi powierzono prowadzenie trzech grup młodzieżowych, w tym ministrantów. Gdy pojawiły się kolejne skargi, w 1989 roku został zmuszony do pójścia na zwolnienie lekarskie, a także "spędził miesiące w dwóch instytucjach, które leczą księży wykorzystujących seksualnie". Wrócił jednak do parafii, "gdzie molestował dzieci przez kolejne trzy lata".
W 2002 roku Geoghan został skazany na 10 lat więzienia. W 2003 roku został zamordowany w więzieniu.
Oprócz niego pojawiły się kolejne, głośne, przypadki. "W ciągu kilku dni odkryliśmy, że był tylko jednym z wielu księży, którzy wykorzystywali seksualnie dzieci i otrzymali nowe zadania [na nowych parafiach]" – pisał Michael Rezendes.
Oskarżony o gwałt na 6-letnim chłopcu
Jeden z głośnych "bohaterów" bostońskiej afery pedofilskiej był ks. Paul R. Shanley, człowiek, który wcześniej – w latach 60. i 70. pracował z trudną młodzieżą, był – jak pisał "New York Times" – znanym w Bostonie "kapelanem ulicy". I nagle zarzucano mu molestowanie co najmniej 26 chłopców. Został aresztowany w maju 2002 roku.
W 2005 roku został oskarżony o zgwałcenie 6-letniego chłopca w 1983 roku, gdy pracował na parafii w Newton koło Bostonu. Media przekazywały zeznanie 24-letniego wówczas Paula Busy, który opowiedział, jak duchowny wielokrotnie wyciągał go z lekcji doktryny chrześcijańskiej w kościele św. Jana Ewangelisty w Newton i molestował go na plebanii, w konfesjonale i łazience.
Shanley został skazany na 12-15 lat więzienia. Wyszedł na wolność w 2017 roku. Zmarł trzy lata później w wieku 89 lat.
O podobnych przypadkach w tamtym czasie w Bostonie można by napisać książkę. Ale nie można zapominać o ich tuszowaniu. Z tego powodu historia zapamięta przede wszystkim bostońskiego kardynała, Bernarda Law. To on do dziś jest jednym z największych symboli tuszowania pedofili w Kościele.
Kim był kardynał Bernard Law
Pisano, że kształcił się na Harvardzie. Że nie był zatwardziałym konserwatystą. Że był przeciwko legalizacji aborcji, popierał walkę czarnoskórych obywateli USA. Że jeździł po świecie i np. pomagał przygotowywać wizytę Jana Pawła II na Kubie, a w 1986 roku odwiedził Polskę. Od 1984 roku był arcybiskupem Bostonu.
Gdy wybuchł skandal, początkowo zaprzeczał. Ostatecznie w grudniu 2002 roku ustąpił ze stanowiska. Przeprosił wtedy za to, co się stało i prosił o wybaczenie wszystkich, którzy mogli być ofiarami jego błędów.
W 2004 roku Jan Paweł II wezwał go do Rzymu i – jak przekazały media – powierzył mu godność i obowiązki archiprezbitera bazyliki Matki Bożej Większej. A po śmierci polskiego papieża, Bernard Law wziął udział w konklawe, które wybrało Benedykta XVI.
Jak w ogóle na skandal bostoński zareagował Jan Paweł II?
Jan Paweł II o skandalu bostońskim
20 lat temu media w USA cytowały Jana Pawła II, który podczas nadzwyczajnego spotkania z amerykańskimi kardynałami w Watykanie, zwrócił się do przywódców Kościoła w USA słowami, że "w kapłaństwie nie ma miejsca dla tych, którzy krzywdzą młodych".
"Boston Globe" stwierdził wtedy, że było to "zdecydowanie najsilniejszą i najbardziej bezpośrednią odpowiedzią papieża" na skandal, który wstrząsnął Kościołem.
Według tej relacji Jan Paweł II mówił, że wykorzystywanie seksualne duchownych było nie tylko "odrażającym grzechem", ale i przestępstwem. Papież zauważył także, że "wielu jest urażonych sposobem, w jaki przywódcy kościelni postępują w tej sprawie". "Powiedział, że w przeszłości biskupi działali za radą specjalistów i podejmowali 'decyzje, które późniejsze wydarzenia okazały się błędne'" – pisał "Boston Globe" 24 kwietnia 2002 roku.
Ocenił też:
Co jeszcze usłyszeli amerykańscy kardynałowie? – Wyrażam głębokie poczucie solidarności i troski wobec ofiar i ich rodzin, gdziekolwiek się znajdują – powiedział Jan Paweł II.
Papież prosił jednak, aby skandale, które według szacunków dotyczą nie więcej niż 1 procent wszystkich księży, były postrzegane w kontekście dobrych uczynków Kościoła na rzecz ubogich oraz w szkołach i na uniwersytetach.
Następca kardynała Bernarda Law
Dziś bohaterowie tamtych wydarzeń już nie żyją. Kardynał Law zmarł w 2017 roku w wieku 86 lat. Tylko przy okazji można wspomnieć, że po jego pogrzebie pojawiły się głosy krytyki pod adresem papieża Franciszka, który wygłosił krótkie błogosławieństwo. Pomijając fakt, że pogrzeb odbył się w Bazylice św. Piotra w Watykanie.
"Rozczarowało to niektóre osoby, które były wykorzystywane seksualnie. Według nich papież nie powinien uhonorować byłego arcybiskupa Bostonu, który zrezygnował w niełasce z powodu skandalu związanego z wykorzystywaniem seksualnym w Kościele katolickim" – donosił CNN.
Jak jednak w tym czasie zmienił się katolicki Boston?
Następca Bernarda Law, abp Sean O’Malley, szybko wziął się za naprawianie wizerunku. Zresztą, pisano o nim, że jest za wprowadzeniem polityki "zero tolerancji" w kwestii pedofilii w Kościele. Diecezja nawet sprzedała ziemie i budynki, by wypłacić ofiarom odszkodowania.
"Kardynał Law pełnił posługę arcybiskupa Bostonu w czasach, gdy Kościół poważnie zaniedbał swe obowiązki, by zapewnić opiekę duszpasterską swym wiernym i, co przyniosło tragiczne skutki, nie zatroszczył się o dzieci w naszych wspólnotach parafialnych" – napisał po jego pogrzebie
Dziś o molestowaniu dzieci przez księży sporo można przeczytać na stronie internetowej bostońskiej diecezji. Nie mówiąc o tym, że można tu złożyć raport o każdym przypadku nadużyć przez księdza, diakona, zakonnika lub osobę świecką pracującą dla Kościoła. Kiedyś rzecz nie do pomyślenia.
"Oświadczenie papieża zostało odebrane przez watykańskich obserwatorów jako ważny znak, że wątły, 81-letni papież był zdeterminowany, aby skorygować rozpowszechnione wśród 65 milionów katolików w Ameryce poczucie, że nie zrozumiał powagi kryzysu".