Mateusz Morawiecki podczas środowej konferencji poświęconej polsko-ukraińskiej współpracy w budowaniu bezpieczeństwa energetycznego ponownie uderzył w szefa Platformy Obywatelskiej i w samą partię. – Chcieli przekazać Putinowi do ręki rewolwer, którym mógłby później do woli szantażować Polaków – mówił. Premier porównał też Tuska do... "konia w kopalni".
Reklama.
Reklama.
Mateusz Morawiecki na środowej konferencji prasowej podkreślał, że dziś Polska nie sprowadza już ropy z Rosji (przypomnijmy jednak, że zdecydowali o tym w lutym sami Rosjanie)
Uderzał też w Platformę Obywatelską i w Donalda Tuska: tym razem w kontekście polityki energetycznej
W ostatnich dniach media obiegło m.in. wystąpienie Mateusza Morawieckiego, który podczas wystąpienia w Jaśle 36 razy użył słów "Donald Tusk" i "Platforma Obywatelska". Premierowi odpowiedział wówczas sam Tusk, kwitując na Twitterze: "Masz promować obecnego szefa, nie poprzedniego".
Z kolei gdy gościł w programie TVP i bronił Jana Pawła IIpo reportażu TVN, w pewnym momencie powiedział o "zbrodniach księży". – Oczywiście, że były niegodziwości, że były też zbrodnie księży, ale przekładać je nad wspaniałą, wielką postać naszego świętego papieża, jest czymś tak niegodnym, tak strasznym, że mogę to przypisać tylko złej woli – mówił, dodając, jednocześnie, że jego zdaniem afera wokół reportażu zaszkodzi nie PiS-owi, lecz opozycji.
Morawiecki o Tusku: jak koń w kopalni
W środę Morawiecki wziął udział w konferencji "E23: PL for UA. Partnerstwo polsko-ukraińskie w budowaniu bezpieczeństwa energetycznego przyszłości", podczas której ponownie skupiał się na działaniach opozycji. W pewnym momencie powołał lidera KO do konia.
– Pan Tusk jak koń w kopalni uparcie ciągnął Polskę w stronę pełnej zależności energetycznej od Putina. Rząd PO chciał podpisać kontrakt jamalski do 2037 roku – mówił, dodając: "pamiętamy kontekst, więc można powiedzieć, chcieli przekazać Putinowi do ręki rewolwer, którym mógłby później do woli szantażować Polaków".
Premier stwierdził też, że – w przeciwieństwie do PiS – PO "była bierna, PO była bierna jeśli chodzi o budowanie dywersyfikacji energetycznej, za to była aktywna w dalszym uzależnianiu Polski od rosyjskich węglowodorów".
Morawiecki o ropie z Rosji. "Dziś jej nie kupujemy"
Mówił też, że przed 2015 rokiem Polska kupowała z Rosji ponad 90 proc. ropy i ponad 75 proc. gazu. – Dziś nie kupujemy ani gazu rosyjskiego ani rosyjskiej ropy – podkreślił.
Przypomnijmy: W lutym Rosjanie poinformowali o wstrzymanie dostaw ropy do Polski. Opozycja wytykała rządowi, że w 2022 roku sprowadzał ropę z Rosji do Polski, także wtedy, gdy nakładano już sankcje na ten kraj za wojnę w Ukrainie.
Dziennikarze serwisu Konkret24.pl sprawdzili, ile ropy z Rosji sprowadzano do Polski w czasach rządów PO-PSL. W roku 2010 import do polskich rafinerii wynosił 90,4 proc., w roku 2013: 93,3 proc., w 2015 roku 88,5 procent (a nie "prawie sto procent", jak na początku opowiadali politycy PiS). W kolejnych latach te liczby wynosiły odpowiednio: 81,4 proc. w 2016 roku, 69,7 proc. w 2020 roku i 60,9 proc. w 2021 roku.
"Polscy obywatele byliby wściekli"
W środę opublikowano też wywiad, którego Morawiecki portalowi Energetyka24.pl. W rozmowie z Jakubem Wiechem był m.in. pytany o tę kwestię i o to, Polska sama nie odcięła się od rosyjskiej ropy, tylko czekaliśmy, aż zrobi to Władimir Putin. Początkowo premier próbował kluczyć, ale ostatecznie odpowiedział: – W momencie gdybyśmy zrobili to sami, bez posiadania mandatu ze strony Unii Europejskiej, musielibyśmy płacić za tę nieodebraną ropę. Czyli postąpilibyśmy w taki sposób, że dawalibyśmy pieniądze Rosji, a ona tę ropę, której my byśmy nie odebrali, sprzedawałaby komuś innemu, czyli zarabiałaby dwa razy – mówił.
– Czy ktokolwiek by nas za coś takiego pochwalił? Już nie mówię o polskich obywatelach, którzy byliby wściekli. Ale jeszcze dodatkowo słusznym argumentem byłoby to, że wzmacniamy machinę wojenną Putina, zamiast ją osłabiać. Przez szereg miesięcy nawoływaliśmy do tego, aby z rosyjskiej ropy zrezygnować systemowo. I w końcu się to udało – wskazywał.
Politycy PiS dostali przekazy dnia
Jak informowaliśmy, w środę na jaw wyszło, że po śmierci syna Magdaleny Filiks i wyemitowaniu reportażu TVN 24 o Karolu Wojtyle politycy Prawa i Sprawiedliwości dostali "przekazy dnia". Do ich treści dotarł dziennikarz portalu Gazeta.pl. Centrala PiS radziła politykom partii, by podkreślali, że "przypadek pedofilii w środowisku PO w Szczecinie nie jest odosobniony".
Mieli kierować uwagę na Platformę Obywatelską i zaznaczać: "PO uznała, że najlepszą metodą odwrócenia uwagi od afery pedofilskiej w ich środowisku politycznym jest atak na Kościół". W instrukcjach pojawiły się także wzmianki, by wskazywać, że to politycy PO chcą "zakrzyczeć fakty" i że "to nie pierwsza afera pedofilska z ich środowiska politycznego, gdzie krzywdzone są dzieci".