"Między modelką a prostytutką - czy łatwo pokonać tę granicę" - pyta najnowszy "Newsweek". I przedstawia pełną skalę seksbiznesu prowadzonego przez celebrytki, z którego korzystali nie tylko bogaci klienci zagraniczni, ale Polacy, których wszyscy świetnie znamy z pierwszych stron gazet.
Skala stręczycielstwa w świecie polskiej mody nie przestaje zaskakiwać. Szczególnie, gdy o ludziach uwikłanych w ten proceder dowiadujemy się więcej i pod skróconymi do pierwszej litery nazwiskami rozpoznajemy najpopularniejszych ludzi show-biznesu, o których Onet, Pudelek, czy gazety plotkarskie rozpisują się co chwila. Kto uczestniczył w tym modelingowym seksbiznesie i jak wielkie przybrał on rozmiary – pomaga lepiej zrozumieć najnowszy "Newsweek", który szczegółowo opisuje bulwersującą cały kraj aferę.
W tygodniku dowiadujemy się więcej o szczegółach śledztwa, które prokuratura prowadziła w tej sprawie od wielu lat. Trójka "zaradnych" celebrytek i byłych modelek, które pełniły rolę burdelmam dla wielu najbardziej wpływowych mężczyzn w Polsce i Europie, trafiła bowiem na celownik śledczych już w 2007 roku, gdy prostytucja modelek przewinęła się w śledztwie prowadzonym we wrocławskiej prokuraturze.
Niejaki Henryk G., zmęczony przesłuchaniem, postanowił wówczas ujawnić, że za częścią fotomodelingu w Polsce stoi stręczycielski proceder kierowany przez ogólnopolską sieć pośredników. Wiolę z Kalisza, Hanię z Grudziądza, Milenę z Warszawy, Eryka z Kielc, agencję Perfekta z Poznania i Rafała z Krakowa. Jak się później okazało, to były jednak tylko płotki. Milena z Warszawy szybko wyznała później prokuratorom, że więcej może Emilia wysyłająca młode dziewczyny do pracy w niemieckich burdelach.
Kobieta wyjątkowo zaradna. Bez wykształcenia, które zakończyła na nieudanej próbie zostania pielęgniarką. Bez szans na karierę na wielkich wybiegach, na które próbowała dostać się przez szczecińskie imprezy. Tam jednak zebrała kontakty, które później pozwoliły jej znaleźć bogatych klientów i dziewczyny, które ich obsługiwały. Karierę w zarządzaniu prostytucją rozpoczęła w rodzinnym Szczecinie. Tam znalazła pierwsze dziewczyny, które za seks z 10 Rosjanami w Hiszpanii zainkasowały po 2,5 tys. euro.
Jeszcze lepiej szło jej po przenosinach do Warszawy i nawiązaniu kontaktu z Karoliną Z., z którą współpracuje przy dostarczaniu luksusowych prostytutek i tworzy świetnie funkcjonującą od strony logistycznej sieć. Nowym, wyszukiwanym nawet na Naszej-klasie dziewczynom, oferują po kilka tys. euro za wyjazd i tłumaczą, że ich praca będzie polegała na "wspólnych wyjazdach i spotkaniach”, sponsorowanych przez bogatych panów.
Większość modelek, które zamawiali sobie klienci zza granicy, to jednak profesjonalistki. Ich nazwiska był znane z wybiegów i sesji zdjęciowych dla kolorowych magazynów. To pozwalało kobietom zarabiać po 100 tys. zł za organizację jednego wyjazdu młodych, pięknych Polek do Cannes czy Courchevel.
Gdy cały ten interes się rozkręcił, do gry weszły też bardziej znane nazwiska. Pierwsze to Joanna B., córka gitarzysty jednej z legendarnych grup rockowych, która kiedyś samodzielnie chciała zapracować na swoje nazwisko nagą sesją w magazynie dla panów. Niespecjalnie się jej to udało i kilka lat później musiała dorabiać w firmie Auto-Czyścioch, nadal próbując prowadzić jednak agencję modelek. Podobnie, jak Ewa W. (dziś L.), która modelek poszukiwała w Łodzi.
Jak twierdzi "Newsweek", interesy Emilii, Joanny i Ewy w pewnym momencie zaczęły się przenikać. Kobiety porozumiały się więc i wkrótce zaczęły wspólnie organizować orgie w warszawskiej Babka Tower. Wtedy też przez ich biznes zaczęło przewijać się sporo znanych Polaków. Z zeznań luksusowych prostytutek wynika, że biznesmen Grzegorz A. płacił za jeden stosunek 1,5 tys. zł. Piłkarz Radosław M. był hojniejszy i dawał 1,7 tys. Sam zdradził śledczym, że "u Emilki" zamawiał także dziewczyny, którym płacił za kilka godzin nawet 2 tys. zł.
W całej opisywanej przez "Newsweeka" historii jest też miejsce na prawdziwą miłość. Stały klient trójki stręczycielek od kilku miesięcy jest mężem jednej z nich. Mowa o Ewie, której głośny ślub z muzykiem Tomaszem L. opisywały wszystkie plotkarskie media. Przed ślubem Tomasz L. w e-mailu zamówieniem pisał: „Fajnie jakby była w mini, bez majtek i stanika, proste włosy. Fajnie jakby ze mną ponoskowała trochę, chodziła naga po pokoju tak jakby mnie nie było, najważniejsze żeby inicjatywa była od niej”. Później pochwalił się, że dzięki usługom Joanny B. mógł uprawiać seks "z co najmniej 100 dziewczynami, może więcej”.
W czerwcu 2009 roku, zatrzymane już przez policję kobiety twierdziły, że nikogo do prostytucji nie zmuszały, a wysyłane przez nie dziewczyny nawet wykłócały się o bogatych mężczyzn, ponieważ byli oni również bardzo przystojni. Co innego zeznały jednak niektóre modelki. Joanna O. z Warszawy opowiadała śledczym, jak uciekła z wyjazdu, na którym miała zabawiać pewnego arabskiego księcia – skłamała mu, że ma chore jajniki. Kinga K. spod Rzgowa musiała uprawiać seks z klientem tylko dlatego, że Emilia nie potrafiła jej załatwić biletu powrotnego. "Nie miałam innego wyjścia. Zostałam oszukana, jeżeli chodzi o charakter pracy” - twierdziła dziewczyna.