
Dziennikarz - pasjonat, to na pewno o nim. Mikołaj Sokół - człowiek, który za własne pieniądze lata na najważniejsze wyścigi Formuły 1, a tam rozmawia z ludźmi, którzy zarabiają 15 milionów euro rocznie. Zna czołowych kierowców i może nam opowiedzieć, że Lewisowi Hamiltonowi odbiło, a Robertowi Kubicy to raczej nie grozi. W rozmowie z naTemat opowiada o zawodnikach, którzy na starcie mają tętno ponad 200, a w czasie jazdy naciskają hamulec z siłą 100 kilogramów. Ukazuje nam świat rajdów i wyścigów, ich kulisy, trudność i specyfikę. Coś, z czym raczej nie zetkniecie się w tradycyjnych mediach.
W jakim sensie?
Największy problem pojawia się wtedy, gdy za takie tematy bierze się duże medium, ogólnopolskie. Wiecie, co oni wybierają. Najlepiej jak będzie jakiś wypadek, czyjś dramat. Koziołkujący samochód, płomienie. Wtedy od razu rzucają na ekran ten swój żółty pasek. I pojawia się jakaś mądra głowa, która mówi, tak jak ostatnio, że, cytuję: Robert się rozbił i nie pojedzie dalej w wyścigu. A to jest fundamentalny dowód absolutnej niekompetencji – to tak, jakby powiedzieć o Robercie Lewandowskim, że jest siatkarzem. Owszem, używa w swojej dyscyplinie piłki, ale na tym podobieństwa się kończą. Podobnie jak rajdowiec nie używa wyścigówki i nie startuje w żadnym wyścigu, tylko właśnie w rajdzie. Jasne, są ludzie, którzy tego by nigdy nie powiedzieli. Ale też macie rację, że nie jest ich dużo.
Totalnie nudne skoki narciarskie.
Czy ja wiem, czasami lubię je sobie pooglądać.
.
Ale w Polsce tak mówi się też o kierowcach. Że prości. Jest taki stereotyp, że to facet, który wsiada sobie do samochodu i sobie jedzie. Ludzie myślą, że wystarczy siedzieć i poruszać kierownicą. Polecam im, niech wykupią sobie przejażdżkę dwuosobowym samochodem Formuły 1, prowadzonym przez kierowcę-zawodowca. To doświadczenie, które szeroko otwiera oczy. Miałem okazję, zresztą sam też prowadziłem auto F1.
Jest parę takich, gdzie kluczowa jest koncentracja. Może snooker, tam musisz się wyciszyć i trafiać w kulki.
Ale potem siadasz i popijasz wodę. Patrzysz, jak gra rywal.
Oczywiście. Na każdy tor jest zazwyczaj przygotowywany inaczej. Bada się wszystko, mierzy i potem ustala odpowiednie parametry. To już nie są lata 70., gdzie kierowca wysiada, zrezygnowany i mówi, że dzisiaj to nie wyszło, bo z samochodem coś było nie tak. Nie da się ściemniać, bo wszystko jest teraz rejestrowane i przesyłane na komputery do inżynierów. Praktycznie wszystko da się przeanalizować.
W wieku 10 lat nie można decydować samemu, czy chce się grać w piłkę czy jeĽdzić w wyścigach. Rodzice wiedzieli, że kierowcą wyścigowym nie da się zostać w wieku 30 lat, po szkole. Do szkoły chodziłem więc do pewnego momentu, potem trzeba było dokonać wyboru. Szkołę można zawsze skończyć, a kierowcą wyścigowym w wieku 40 lat już się nie zostanie... W normalnej polskiej rodzinie pewnie by to nie przeszło, ale moi rodzice mieli rację. Życie i starty za granicą nauczyły mnie więcej niż jakakolwiek szkoła.
To prawda, że w Formule przeciążenia są takie, że w jednym wyścigu kierowca traci nawet 5 kilo?
Przeciążenia są swoją drogą. Idźmy po kolei. Jest temperatura, mniej więcej 50-60 stopni Celsjusza w kokpicie, a kierowca przecież nie siedzi tam w T-shircie i kąpielówkach. Mają bieliznę z długimi rękawami, a na tym wszystkim jeszcze jest kombinezon. Wszystko dla bezpieczeństwa. Do tego poziom koncentracji. A, i do tego tętno. Robiono kiedyś ciekawe badania. Zakładano kierowcom specjalne przyrządy pomiarowe i wyszło, że średnie tętno w czasie całego wyścigu, czyli przez półtorej godziny do dwóch, to 175-180 uderzeń minutę. A tuż po starcie spokojnie przekracza 200.
Tak, tylko, nie umniejszając w niczym pani Justynie, która jest wybitna, w jej sporcie nie jest tak, że jak jakiś sygnał nie pójdzie w ułamku sekundy do mózgu, to przy prędkości 300 km/h może się rozbić o ścianę.
To, żeby tętno spoczynkowe kierowcy było jak najniższe. Bo wtedy w trakcie wyścigu taki człowiek nie musi wykorzystywać tak dużej części swojego mózgu, nie mówi do siebie: „O Boże, muszę panować nad oddechem”. Gdyby tak mówił, uciekałby od tego, co się dzieje na torze, uciekałyby te tysięczne, łatwiej by było o błąd. Przy takiej ilości informacji do przetworzenia, kierowca musi możliwie w jak największym stopniu minimalizować swoje zmęczenie. Dochodzi jeszcze picie, kierowcy mają w kokpicie specjalny płyn, tylko on się bardzo często nagrzewa i pojawia się problem, bo picie ciepłej herbaty, żeby się schłodzić okazuje się być niezbyt trafionym pomysłem (śmiech).
Z kolei Jenson Button osiąga świetne jak na amatora wyniki w triathlonie. Wielu biega. Trening wydolnościowy stał się podstawą, żeby mieć mniejsze to tętno spoczynkowe, o którym mówiłeś.
Formuła nie jest zbyt wygładzona?
Musi taka być. Dzisiaj nie chcemy, by oklejonymi naszymi reklamami sportowiec wyczołgiwał się z nocnego klubu na chodnik.
Robert jest człowiekiem, który świetnie by się czuł w wyścigach z lat 70. W czasach, gdzie nie ma tej całej otoczki PR, gdzie nie trzeba się cały czas uśmiechać, wychodzić na konferencje, odpowiadać na pytania tak, jak ci sponsor z góry przykazał. On wolałby wsiąść w auto, pojechać, wygrać, wysiąść, odpocząć. Dla niego sensem życia jest jeżdżenie, ściganie. Robert idealnie by się odnalazł w czasach, gdzie dziennikarze, fotoreporterzy nie próbują mu wejść do talerza, wydrukować tego, co zjadł dzisiaj na obiad. Informować, z kim się dzisiaj umawia, co robi po dojechaniu do mety. Owszem, są zawodnicy, którzy zabierają na wyścigi swoje dziewczyny i wrzucają potem fotki na Twittera albo Facebooka. Takie są wymagania naszych czasów. Żyjemy w epoce Wielkiego Brata, gdzie ludzie chcą widzieć co taki Hamilton je na śniadanie. Co je Kubica, raczej się nie dowiedzą.
Później była kolejna wygrana - w plebiscycie na Sportowca Roku 2008, co nie każdemu przypadło do gustu.
To jest świetny przykład tego ingerowania w życie prywatne, o którym mówiłem. Przyjaciel – to duże słowo, naładowane emocjonalnie. To, dla kogo nim jestem, to moja prywatna sprawa. Gdy wypowiadam się na temat wyścigów i rajdów, robię to jako profesjonalista, osoba zajmująca się tym na co dzień. I fajnie, gdyby to było tak postrzegane. Cieszę się też, że wy, jak widzę, nie rozmawiacie ze mną dlatego, że jestem czyimś kolegą. To właściwe podejście.
A może jest tak, że media patrzą tak a nie inaczej, nie zagłębiają się w specyfikę wyścigów, bo sądzą, że to dla ludzi za trudne.
Jest na pewno tak, że jeżeli ktoś chce po prostu skonsumować wydarzenie sportowe, to sobie włączy piłkę czy sporty narciarskie. Tam sytuacje ma jasną. Ktoś skoczył dalej, jest lepszy. Źle wylądował, ma odjęte punkty.
JAKUB RADOMSKI
FILIP KAPICA
