Posłanka Solidarnej Polski Maria Kurowska udzieliła wywiadu o in vitro, w którym stwierdziła, że "dzieci sztucznie poczęte są narażone na wiele różnych poważnych chorób". Powiedziała również, że dzieci z in vitro "nie mogą sobie z tym poradzić, że nie zostały poczęte przez swoich rodziców naturalnie". Te "rewelacje" polityczki Zbigniewa Ziobry skomentowała dla naszej redakcji wiceprzewodnicząca Stowarzyszenia "Nasz Bocian" Anita Fincham, które pomaga osobom z niepłodnością.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Ten język "dzieci sztucznie poczęte". Osoby, które wypowiadają się w taki sposób, mogą spowodować, że dzieci, które urodziły się dziękimetodom wspomaganej reprodukcji, zaczną się źle czuć – powiedziała naTemat.pl wiceprzewodnicząca Stowarzyszenia "Nasz Bocian" Anita Fincham. Eksperta podkreśliła przy tym, nikt już nie używa takiego języka.
Ekspertka: One nie są sztucznie poczęte. One są poczęte pozaustrojowo
– One nie są sztucznie poczęte. One są poczęte pozaustrojowo – przypomniała Fincham, i dodała, że tutaj trzeba zadać sobie pytanie: "czy to jest zła wola pani posłanki, żeby mówić w taki sposób, czy jest to problem systemowego braku edukacji na temat tego, czym jest płodność, niepłodność i czym są metody wspomaganej reprodukcji".
Fincham odniosła się też do twierdzeń Kurowskiej, która przekonywała, że "dzieci sztucznie poczęte są narażone na wiele różnych poważnych chorób". – Jest wiele badań, które pokazują, że u dzieci urodzonych dzięki metodom wspomaganej reprodukcji może być minimalnie zwiększone ryzyko niektórych chorób – wyjaśniła naszej redakcji, zastrzegając jednak, że podobne ryzyko obserwuje się u dzieci, które urodziły się bez metod wspomaganej reprodukcji, ale po długim czasie niepłodności. – Mówimy tutaj o jakimś ułamku procenta – wskazała. Tłumaczyła też, że wygląda na to, że jest to spowodowane problemami zdrowotnymi rodziców, które spowodowały niepłodność.
Takie same informacje podaje także niezależna organizacja PET, która zajmuje się tematyką osób dotkniętych niepłodnością i chorobami genetycznymi. Z kolei w stanowisku Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii (PTMRiE) oraz sekcji płodności i niepłodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego z 2017 roku czytamy: "Nie ma żadnych naukowych podstaw, aby stwierdzić, że w populacji osób niepłodnych dzieci poczęte w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego różnią się od dzieci poczętych w sposób naturalny; w znacznej większości rodzą się zdrowe i rozwijają się prawidłowo".
Wskazano jednocześnie: "Naukowcy i lekarze nie mogą się jednak zadowolić dotychczasowymi wynikami badań i nadal powinni dążyć do tego, aby badania te rozszerzać i pogłębiać stale monitorując zdrowie i bezpieczeństwo poczętych dzieci i przyszłych pokoleń".
Badania pokazują, że dzieci z in vitro są minimalnie narażone na występowanie pewnych chorób
Natomiast w jednym z tekstów na stronie organizacji PET pokazano wyniki badań różnych naukowców, którzy badali dzieci poczęte metodom wspomaganej reprodukcji pod kątem zachorowań na raka.
Powołano się w nim na m.in. badania dr Carrie Williams, która jest pediatrą klinicznym i pracowniczką naukową NIHR w Instytucie Zdrowia Dziecka Great Ormond Street na University College London.
Przedstawiła ona kilka badań, które dotyczyły tej kwestii, w tym jej własne. Badanie, które objęło ponad 100 000 dzieci z in vitro urodzonych w latach 1992-2008 nie wykazało znaczącej różnicy we wskaźnikach raka lub jakiś typów raka w porównaniu z populacją dzieci poczętą bez in vitro. Zaobserwowano jedynie niewielki wzrost występowania rzadkiego typu nowotworu wątroby i guzów mięśni.
Podobne wyniki uzyskano w badaniu skandynawskim, z niewielkim wzrostem ryzyka nowotworów ośrodkowego układu nerwowego i guzów nabłonkowych. Z kolei amerykańskie badanie przeprowadzone na 275 000 dzieci w latach 2004-2013 również nie wykazało ogólnego ryzyka zachorowania na raka. W tym badaniu stwierdzono jedynie niewielkie zwiększenie ryzyka nowotworów wątroby.
Fincham: Dzieci reagują bardzo emocjonalnie na takie dyskryminujące słowa
Ekspertka mówiła nam też, jak takie słowa mogą odbierać rodzice i dzieci, które zostały poczęte dzięki metodom wspomaganej reprodukcji.
– Mamy dzieci, które reagują bardzo emocjonalnie na takie dyskryminujące słowa. Dzieci, młodzi ludzie mają silny zmysł potrzeby sprawiedliwości i uczciwości. One wiedzą, że jest to nieprawda, że jest to dyskryminacja – opowiadała. I dodała kategorycznie: "Oczywiście, czują się strasznie gdy ktoś w ten sposób o nich mówi".
– My, jako rodzice po leczeniu niepłodności, staramy się opowiedzieć dzieciom, jakie to jest ważne dla nas, w jaki cudowny sposób powstały. Ich to naprawdę nie interesuje. Słyszą, że są bardzo chciane, ale metody ich nie interesują. One uważają, że to nie jest kwestia do dyskusji. I dopiero, kiedy słyszą słowa, które dyskryminują, to dopiero wtedy do nich dociera, że ktoś może o nich w taki nieuczciwy sposób myśleć. To te osoby krzywdzą, nie metody, nie rodzice, którzy decydują się na leczenie – podsumowała.
Co mówiła polityczka od Zbigniewa Ziobry?
Posłanka Solidarnej Polski Maria Kurowska wypowiedziała się dla katolickiego "Naszego Dziennika" na temat in vitro. Tekst na ten temat ukazał się 21 marca 2023, a dziennikarka Urszula Wróbel wyszła w nim od obywatelskiego projektu ustawy "Tak dla in vitro" pod którym podpisy zbiera Platforma Obywatelska (PiS podjął decyzję o zamknięciu programu finansowania in vitro w 2016 roku, kontynuują go niektóre samorządy).
Posłanka Solidarnej Polski stwierdziła w tej rozmowie, że dzieci z in vitro "nie mogą sobie poradzić z tym, że nie zostały poczęte naturalnie".
– Pojawia się ogromny dylemat moralny, podnoszony coraz częściej. Słyszymy coraz więcej świadectw nastoletnich dziś już dzieci, które nie mogą sobie z tym poradzić, że nie zostały poczęte przez swoich rodziców naturalnie – przekonywała.
Kurowska mówiła też, że "jest coraz więcej badań naukowych, które potwierdzają, że dzieci sztucznie poczęte są narażone na wiele różnych poważnych chorób". Stwierdza, że "to są choroby nowotworowe, ale także całe spektrum chorób kardiologicznych oraz schorzeń genetycznych". Nie odniosła się jednak do żadnych badań, a autorka tekstu nie dopytała jej o te dane, ani też ich nie skomentowała.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.