Premiera każdej płyty Depeche Mode to wydarzenie w świecie muzyki, ale na "Memento Mori" dawno nikt tak nie czekał i równocześnie nikt tak się go nie obawiał. To pierwszy album wydany niecały rok po śmierci Andy'ego Fletchera. Klawiszowiec był jednym z filarów i współtwórców zespołu. Czy istnieje życie po śmierci? Dave Gahan i Martin Gore udowodniają, że tak.
Ocena redakcji:
4/5
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Memento Mori" to 15. album studyjny w dyskografii Depeche Mode. Miał premierę 24 marca.
Usłyszymy na nim 12 utworów, w tym singlowe "My Cosmos is Mine" i "Ghost". Już są dostępne m.in. w serwisach streamingowych.
Na żywo będziemy mogli ich posłuchać na początku sierpnia na koncertach w Polsce w ramach Memento Mori Tour.
Andy "Fletch" Fletcher zmarł nagle 26 maja 2022 roku z powodu rozwarstwienie aorty. Miał 60 lat. Wszyscy fani Depeche Mode zastanawiali się, czy to nie będzie oznaczać definitywnego końca zespołu. Zwłaszcza że to Fletch był jego spoiwem. Dave Gahan i Martin Gore najwyraźniej schowali swoje ego do kieszeni swych skórzanych kurtek i kontynuowali projekt. Efektem jest świetna płyta "Memento Mori" i rozpoczęta trasa koncertowa.
"Memento Mori" to album bez Fletcha i słychać to od razu. Mniej popu, więcej mroku
Śmierć muzyka zawsze napędza sprzedaż płyt. W tym wypadku było jednak zupełnie inaczej. "Memento Mori" nie powstało dla nabicia kabzy. Prace nad albumem ruszyły na początku pandemii koronawirusa. – Jego tematyka była bezpośrednio inspirowana tamtym czasem. Po odejściu Fletcha postanowiliśmy kontynuować, ponieważ jesteśmy pewni, że tego właśnie by chciał, a projekt nabrał jeszcze większego znaczenia" – mówił Martin Gore.
Rola Fletcha w zespole od początku była obiektem spekulacji – niby w nim grał na koncertach i płytach, ale nie był wymieniany wśród kompozytorów piosenek. Mówiło się o nim, że był spoiwem i rozładowywał napięcie pomiędzy Gorem i Gahanem. Sam zresztą przyznał w jednym z wywiadów, że dostarczał popowy pierwiastek do muzyki Depeche Mode.
Popu na "Memento Mori" zbytnio nie uświadczymy i raczej nikt na to nie liczył, skoro już sam tytuł przypomina nam o śmierci. Co też nie znaczy, że na albumie brakuje melodyjnych i wpadających w ucho kawałków, które będą świetnie wybrzmiewać na koncertach. Na pewno należy do nich "People Are Good" – jeden z najlepszych utworów na płycie. Słychać w nim kraftwerkowe klawisze, a tekstowo znajdziemy nawiązanie do ich "People Are People" sprzed niemal czterech dekad.
Takich hołdów na "Memento Mori" jest zdecydowanie więcej - zarówno dla wcześniejszej twórczości zespołu, jak i muzyki, która grała w ich sercach. "Caroline's Monkey" z jednej strony jest jak ich piosenka z lat 80., ale z drugiej słyszę w niej niewielkie przebłyski Joy Division. Martin Gore lirycznie nadal jest mistrzem (wokalnie zresztą też, co możemy usłyszeć w "Soul with Me"), a jego teksty to jak zwykle bardziej wiersze niż piosenki.
Dave Gahan zresztą też jest w świetnej formie i nadal spokojnie można go umieszczać na listach najlepszych wokalistów tego i poprzedniego wieku. Jego głos jest przepełniony smutkiem i melancholią, co też nie powinno dziwić, ale wciąż jest elastyczny i niezwykle potężny - nawet w tych spokojniejszych kawałkach i balladach, których przecież na płycie nie brakuje. Doskonale to słychać w wieńczącym album, wręcz apokaliptycznym "Speak to me". Ma 60 lat, a brzmi, jakby miał o połowę mniej.
Nowa płyta Depeche Mode jest mniej przebojowa. To jednak nie wada
Z "Memento Mori" jest jak z pierwszym singlem z tej płyty: "Ghosts Again", który nie rzuca od razu na kolana, ale dojrzewa w nas z czasem. Kiedy teraz, po wielu tygodniach, włączam sobie ten utwór, dostrzegam w nim jego wielkość i choć daleko mu do starych hitów grupy, to ma w sobie coś przebojowego.
Podejrzewam, że podobnie może być z całą płytą. Po kilku przesłuchaniach nie ma niej utworów, które dodałbym na "soundtrack mojego życia", ale pod względem produkcji, kompozycji i wykonania to najwyższa półka. Traktuję ją bardziej jako całościowy projekt, niż zbiór przypadkowych piosenek. Pomiędzy dźwiękami zaklęto mrok, niepewność, przemijanie i ból po stracie przyjaciela. Nie jest to album do puszczania sobie na poprawienie humoru, ale na pewno będę do niego wracał.
Depeche Mode utrzymuje się na topie od 40 lat, a ta płyta nie zrzuci ich z piedestału, lecz jeszcze bardziej ugruntuje ich pozycję. Nagranie 15. płyty w takim stylu to marzenie wielu muzyków i tylko gartce się to udało. Od pierwszych do ostatnich taktów wiemy, że to ci sami "Depesze", ale też nieodgrzewany kotlet i odcinanie kuponów. Płyta "Memento Mori" jest równocześnie nostalgiczna i nowoczesna (bardzo wkręca mi się ten pulsujący bas w "Always You"). Fletch naprawdę byłby z niej dumny.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Fading's better than failing
Falling's better than feeling
Folding's better than losing
Fixing's better than healing
Sometimes
Znikanie jest lepsze niż niepowodzenie
Upadanie jest lepsze niż odczuwanie
Dopasowanie jest lepsze niż przegranie
Naprawianie jest lepsze niż leczenie
Czasami