Tom Cruise był już po przełomowej dla niego roli w hitowym "Top Gunie", kiedy zagrał w "Koktajlu" – filmie "nagrodzonym" w 1989 roku dwoma Złotymi Malinami. Sam aktor otarł się o anty-Oscara, który w tamtym czasie mógł pogrzebać jego karierę dokumentnie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Koktajl" to film w reżyserii Rogera Donaldsona ("Bunt na Bounty", "Gatunek", "Angielska robota").
W roli głównej zagrał w nim Tom Cruise, który za rolę w nim otrzymał swoją pierwszą nominację do Złotej Maliny. Sama produkcja otrzymała dwa anty-Oscary: dla Najgorszego filmu oraz za Najgorszy scenariusz.
Poza Cruisem w filmie zagrali Bryan Brown ("Australia"), Elisabeth Shue ("The Boys") oraz Gina Gershon ("Showgirls").
Pierwsza wpadka Toma Cruise'a
Tom Cruise w 1985 roku zagrał w "Legendzie" Ridleya Scotta, a w 1986 roku w "Top Gunie" wcielił się w jedną ze swoich najsłynniejszych ról, czyli porucznika Pete'a "Mavericka" Mitchella.
Chociaż generalnie wcześniej jako początkujący aktor nie grał w najwybitniejszych tytułach, raczej nie miał na swoim koncie solidnego potknięcia. Nadeszło ono dopiero w 1988 roku – w tym samym zresztą, w którym Cruise zagrał w nagrodzonym czterema Oscarami"Rain Manie".
"Koktajl" w reżyserii Rogera Donaldsona ("Bunt na Bounty", "Gatunek") to nie film oczywiście tal zły jak "The Room" czy "Rekinado" oraz nie aż tak katastrofalny jak inne tytuły nagrodzone Złotymi Malinami (żeby wymienić chociażby "Kaczora Howarda" czy "Kobietę-kota"). Diabeł tkwi jednak w szczegółach – szczegółach, które niemal kosztowały Cruise'a pierwszą Złotą Malinę, a filmowi zagwarantowały dwa anty-Oscary.
"Koktajl" z kiczu, mizoginii i czerstwego humoru
Fabuła "Koktajlu" to destylat z amerykańskiego kina obyczajowego swoich czasów. Główny bohater filmu (grany przez Cruise'a Brian Flanagan) po odbyciu służby wojskowej planuje podbić Nowy Jork i zostać rekinem biznesu.
Rzeczywistość szybko sprowadza go na ziemię, gdy z niemal każdej rozmowy rekrutacyjnej zostaje odprawiony z kwitkiem (skonfundowane miny Cruise'a, kiedy słyszy, że brakuje mu wykształcenia i doświadczenia – bezcenne). Pracę za barem oferuje mu jedynie obdarzony niewyparzoną gębą Doug Coughlin (Bryan Brown).
Brian nie rezygnuje jednak z marzeń o zostaniu pewnego dnia biznesmenem. Poza przygotowywaniem wymyślnych drinków uczęszcza również do college'u, gdzie przyucza się do prowadzenia pewnego dnia własnej firmy.
Nie wszystko idzie jednak zgodnie z planem i młody mężczyzna musi przenieść się na Jamajkę. Tam poznaje Jordan (znana z "The Boys" Elisabeth Shue), z którą zaczyna łączyć go coś więcej.
Brian poświęca jednak tę relację dla zakładu, w ramach którego idzie do łóżka z zamożną kobietą (Lisa Banes). Jordan odkrywa zdradę i ucieka do domu bez pożegnania. Barman być może nie skacze z tego powodu z radości, ale za radą Douga postanawia wykorzystać znajomość z bogatą Eleanor do swoich celów.
Po powrocie do Nowego Jorku nic nie idzie jednak zgodnie z jego planem. Kobieta traktuje go jak swoją zabawkę i ani myśli pomagać w rozkręcaniu jego biznesu. Brian dowiaduje się również, że Jordan jest w ciąży i postanawia ją odzyskać.
Film Donaldsona dostał dwie Złote Maliny: jedną dla Najgorszego filmu, drugą za Najgorszy scenariusz. I są to wyróżnienia jak najbardziej zasłużone – "Koktajl" ogląda się nie jak oryginalną produkcję, ale zlepek scen, jakie widzieliśmy już wielokrotnie wcześniej. W dodatku są one przesadnie efekciarskie (Cruise szalejący za barem z drinkami albo sprzeczka aktora z ojcem ukochanej) czy wprost kiczowate (Brian i Jordan jadący na koniach przez plażę lub kąpiący się nago pod wodospadem).
Nieustannie próbuje się nam też udowodnić, jak bardzo film jest zabawny. Niestety, Heywood Gould (autor scenariusza) nie jest chyba najzabawniejszym gościem na świecie, gdyż w usta swoich bohaterów wkłada linijki i żarty, których nie powstydziłby się nasz wuja na weselu (i to ten najbardziej obleśny).
Komediodramat jest bowiem produktem swoich czasów, w których nikt nie zastanawiał się, w jaki sposób mówi się o kobietach – a w tym filmie mówi się o nich naprawdę paskudnie, nie wspominając o tym, że bohaterki z reguły zostają sprowadzone do swojej seksualności (ze świecą szukać oznak osobowości u którejkolwiek z nich), która ponadto nieustannie ulega seksistowskiej ocenie.
"Koktajl" jest też ciężkostrawny przez grę aktorską, gdyż poza Cruisem i Brownem reszta obsady wypada naprawdę słabiutko. Ciężko uwierzyć w dramat sytuacji, kiedy postacie wypowiadają swoje kwestie przesadnie afektowanym lub niedostatecznie emocjonalnym tonem.
Reasumując, "Koktajl" jest kolejną wariacją na temat amerykańskiego snu, doprawioną w dodatku nieznośnym moralizatorskim skrętem. Film sprawdza się jednak w swojej niezamierzonej śmieszności, dlatego podczas jego seansu nie ma mowy o nudzie czy braku powodów do radości.
Film reżysera "Angielskiej roboty" najgorszym filmem Cruise'a
Cruise poza swoim flagowymi hitami jak "Top Gun" czy "Mission: Impossible" ma na swoim koncie parę średniaków, jednak "Koktajl" z 9 proc. pozytywnych ocen na Rotten Tomatoes bez wątpienia jest najgorszym tytułem w jego trwającej już ponad trzydzieści lat karierze. Tak jak wspomniałam wyżej, aktor za rolę Briana dostał nominację do Złotej Maliny w kategorii Najgorszy aktor, jednak "skradł" mu ją Sylvester Stallone za "Rambo II".
Cruise doczekał się jednak anty-Oscara, a nawet dwóch: pierwszego nieco (czy nawet bardzo) na wyrost za Najgorszą ekranową parę w "Wywiadzie z wampirem" oraz dla Najgorszego aktora za fatalną nową "Mumię".
Statuetki dostał jednak dopiero odpowiednio w 1994 roku oraz 2017 roku, kiedy miał już pewną pozycję w Hollywood. Co jednak by się stało, gdyby dostał Malinę w 1988 roku? To tylko gdybanie, gdyż anty-Oscary nie zawsze stopowały kariery, ale istnieje szansa, że nie zobaczylibyśmy Cruise'a jako Ethana Hunta albo Lestata. A to byłaby szkoda.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.