
Kulisy działalności córki muzyka Joanny B. oraz jej partnerek: Ewy L. (żony innego znanego muzyka, założyciela zespołu "Video") i Emilii P. ujawnił "Newsweek". Wcześniej o sprawie pisała "Wyborcza". Tygodnik opisał historię, jak trzy kobiety – którym nie udało się w innych branżach – rozkręciły międzynarodowy pornobiznes. Według doniesień mediów, klientami polskich burdelmam byli nawet tacy bogacze, jak Roman Abramowicz czy arabscy szejkowie.
Czy z tych usług korzystali też nasi parlamentarzyści? Jak donosi "Fakt", w aktach śledztwa nie pada nazwisko żadnego polityka. Śledczy nie byli zainteresowani klientami biznesu, a jedynie stręczycielkami. – Postawiliśmy zarzuty sześciu osobom, które trudniły się stręczycielstwem. W aktach znajdują się także nazwiska świadków, ale potrzebne nam są po to, by udowodnić te zarzuty. Wśród świadków nie ma żadnego polityka, bo nie zajmowaliśmy się klientami tej grupy – oświadczyła tabloidowi Anna Zimoląg z Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu.
Policjant: – Czyli ułożyliśmy, że w Warszawie jest jedna dziewczyna, która rozprowadza tam dziewczyny dla jakiegoś tam posła czy innych, tak?
Kobieta: – Tak, a w Poznaniu jest druga. CZYTAJ WIĘCEJ
Z kolei w mieszkaniu jednej z oskarżonych – Joanny B. – policja znalazła zdjęcie "prominentnego posła z Wielkopolski, który jest częstym gościem telewizyjnych programów publicystycznych", jak zaznacza "Fakt". Na fotografii poseł pozuje z Katarzyną T., 27-letnią blondynką, zwyciężczynią kilku małych konkursów piękności. "Fakt" zaznacza, że polityk wielokrotnie zasiadał w jury tych konkursów, więc zdjęcie nie dowodzi, że korzystał z usług dziewczyn lub miał cokolwiek wspólnego z seksbiznesem. Trop w tej kwestii prowadzi do jednego polityka, posła S., który jednak zaprzeczył w rozmowie z nami, by miał z seksaferą i oskarżonymi cokolwiek wspólnego. Inni politycy, pytani o seksaferę, nie chcą mówić lub odpowiadają, że sprawy po prostu nie znają.
Milczenie posłów nie powinno dziwić, bo straciliby na tym wszyscy. Ujawnienie, że ten czy ów poseł korzystał z usług prostytutek, niewątpliwie odesłałoby takiego polityka w niebyt. – Gdyby faktycznie się okazało, że są jakieś twarde dowody, to mogłoby to
Podobna afera wydarzyła się we Włoszech. O kontakty z prostytutkami oskarżony został Silvio Berlusconi. Były premier kraju na aferze jednak... skorzystał. Sprawę przedstawił tak, że wyszedł na jurnego pomimo wieku. W Polsce byłoby to raczej niemożliwe.
Czy do złamania jakiejś kariery dojdzie? Być może. Poprzednie polskie seksafery odbijały się szerokim echem w mediach i wśród opinii publicznej. Najgłośniejsza w naszej historii sprawa z seksem i politykami to "Erotyczne immunitety". W książce o tym tytule opisane zostały stosunki Anastazji Potockiej (naprawdę Marzeny Domaros) z naszymi posłami. Potocka w latach 90. była dziennikarką sejmową – akredytację otrzymała od francuskiego "Le Figaro", choć nigdy tam nie pracowała. "Erotyczne immunitety" jako jednego z kochanków Anastazji wskazywały ówczesnego wicemarszałka Sejmu Andrzeja Kerna. Nie był to jednak skandal tylko obyczajowy, ale też polityczny. Później bowiem prawdziwe nazwisko Potockiej – Domaros – pojawiło się w sprawie tak zwanej "szafy Lesiaka". Znaleziono wówczas dokumenty ujawniające, że Marzena Domaros zbierała materiały o intymnym życiu polskich posłów i miała to robić na czyjeś zlecenie – wśród jej mocodawców wymieniano m.in. Urząd Ochrony Państwa.