– To jest skandal i jedynie pudrowanie problemu, bo PiS-owi wcale nie zależy na jego rozwiązaniu – mówi w rozmowie z naTemat.pl Michał Kołodziejczak, komentując dymisję ministra Henryka Kowalczyka. Lider AGROunii twierdzi, że PiS świadomie wybrał termin dymisji. Zapowiada też, co planują rolnicy, jeśli rząd nie wywiąże się z obietnic ws. ukraińskiego zboża.
Reklama.
Reklama.
AGROunia zapowiada, że wróci do protestów, jeśli rząd nie rozwiąże kwestii ukraińskiego zboża
Michał Kołodziejczak wskazuje, że jego zdaniem dymisja ministra Kowalczyka jest jedynie "pudrowaniem problemu"
– To nic dla nas nie zmienia. Pokazuje, że przyznali się do problemu i że AGROunia miała rację. Najpierw mówili, że tematu [dot. problemów z ukraińskim zbożem - red.] nie ma, a teraz jednak jest dymisja – mówi w rozmowie z naTemat.pl Michał Kołodziejczak, lider AGROunii.
Komentuje odejście ze stanowiska Henryka Kowalczyka, który kierował resortem rolnictwa od października 2021 roku. Ten podziękował rolnikom za współpracę i o swoje odejście obwinił Komisję Europejską. – Złożyłem rezygnację z funkcji ministra rolnictwa i rozwoju wsi, widząc, że podstawowy postulat rolników przez Komisję Europejską nie zostanie spełniony – mówiłł, nawiązując do opublikowanego przez KE projektu dotyczącego przedłużenia bezcłowego i bezkontyngentowego importu zbóż z Ukrainy na kolejny rok.
Nieoficjalnie mówi się, że decyzję ws. odejścia Kowalczyka centrala PiS podjęła już jakiś czas temu.
Kołodziejczak: Data dymisji Kowalczyka nie jest przypadkowa
Zdaniem Kołodziejczaka wybór daty dymisji Henryka Kowalczyka wcale nie jest przypadkowy (pokrywa się z datą wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Polsce). – To jest świadome wybranie daty, tak, żeby informacje to przykryły. Dzisiaj media, które w ostatnich dniach koncentrowały się na opisywaniu problemów rolników i naszych protestów, mówią o nich mniej – stwierdza lider AGROunii w rozmowie z naszą redakcją.
Podkreślił też, że zmiana ministra nie była konsultowana z rolnikami. – To jest skandal i pudrowanie problemu, bo PiS-owi wcale nie zależy na jego rozwiązaniu – mówi, dodając, że "ministrem powinien zostać człowiek , który ramię w ramię stanie z rolnikami".
Pytany, jak reaguje na doniesienia, że Kowalczyka na stanowisku ma zastąpić według nieoficjalnych doniesień mediów Robert Telus, kwituje: – Mam nadzieję, że to jest jakiś fejk.
Kołodziejczak zapewnia, że AgroUNIA nie składa broni i jeśli problem dotyczący ukraińskiego zboża nie zostanie rozwiązany, po świętach wróci do zintensyfikowanych protestów. – Może granica polsko-ukraińska będzie musiała stanąć – stwierdza.
Zboże z Ukrainy a rozmowy z rządem. O co walczą rolnicy i AGROunia?
Od ubiegłego roku AGROunia alarmowała na konferencjach prasowych, że Polska jest zalewana przez "tani, niskiej jakości produkt z zagranicy". Działacze wskazywali, że po tym, jak w maju 2022 roku zniesiono cło na przewóz pszenicy i rzepaku z Ukrainy, zapewniano, że decyzja ta nie będzie miała negatywnych skutków dla polskich rolników. Ale sytuacja stała się "dramatyczna".
Przedstawiciele AGROunii w ostatnich tygodniach organizowali protesty, a pod koniec marca spotkali się przy "okrągłym stole" w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Początkowo Henryk Kowalczyk szybko ogłosił sukces rozmów i ogłosił, że "w związku z napływem ukraińskiego zboża rząd złoży na forum Unii Europejskiej wniosek o zastosowanie klauzuli ochronnej dotyczącej granicy polsko-ukraińskiej" a obie strony "wszystko sobie wyjaśniły".
Kołodziejczak w rozmowie z mediami przyznał jednak, że rolnicy wcale nie są zadowoleni z ustaleń i ogłosił: "rozpoczniemy tutaj strajk okupacyjny". Ostatecznie Kowalczyk ponownie zasiadł z przedstawicielami AGROunii do stołu, a spotkanie miało zakończyć się "względnym kompromisem" i podpisaniem porozumienia.
– Przed nami czas realizacji; najistotniejsza część to eksport zboża, gdyż zdajemy sobie sprawę z możliwości przepustowych i logistycznych i znalezienie nabywców – mówił wówczas Kołodziejczak, dodając, że rolnicy będą czekali na rezultaty i wprowadzenie obietnic w życie.
Rolnicy mają sporo zmartwień. Przedstawiciele m.in. Izby Zbożowo-Paszowej wskazują, że to wcale nie ukraińskie zboże jest największym problemem polskich rolników, "ale globalne załamanie cen i brak możliwości eksportu polskiej pszenicy". Rząd nie robi nic, więc problem będzie wracał rok w rok - mówiła w rozmowie z Interią Monika Piątkowska, prezeska Izby.