Niesamowity jest front obrońców Dalajlamy, który ujawnił się przy okazji sprawy z chłopcem i językiem. Argumenty, jakich używają, ujawniają całą paletę toksycznych, skrywanych przekonań, którymi wielu z nich posługuje się na co dzień - dziwiąc się później, że w Polsce tyle brudnych uczynków uchodzi uprzywilejowanym ludziom na sucho.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Napisałam w moich mediach społecznościowych, że od razu po wybuchu afery zauważyłam, jak wielu włączyła się kultura wyciągania dzienniczka i pisania usprawiedliwień. A najciekawsze jest to, że prym w tym wiodą osoby, które podobnego wyczynu nie darowałyby na przykład głowie kościoła katolickiego.
Najpopularniejszym usprawiedliwieniem jest przekonanie, że w Tybecie po prostu "żartuje się w ten sposób". Starsze osoby mają wyciągać język do dzieci, prosząc o possanie, czy też "zjedzenie" go, do którego to dziwnego czynu nigdy nie dochodzi. Ot takie przekomarzanki, w stylu absurdalnego teatrzyku Zielona Gęś. Osoby broniące Dalajlamy w ten sposób pozwalają sobie nawet na atakowanie ludzi, którzy widzą tę sprawę inaczej, zarzucając im ignorancję i nieuwzględnianie szerszego kontekstu.
Kompletnie tej argumentacji nie kupuję, więcej, uważam ją za wyjątkowo niemądrą. Dalajlama jest światowcem, wytrawnym dyplomatą i politykiem i świetnie wie, jakie są cywilizacyjne i dopuszczalne normy w kontaktach z dziećmi w kulturze Zachodu. W końcu mieszka, pracuje i obraca się w niej przez całe życie.
To nie my mamy się dokształcać o językowych żartach Tybetańczyków, to Dalajlama powinien zatroszczyć się o przekaz, jaki wysyła światu swoim zachowaniem i komfort tego małego chłopca.
Dalajlama mógł odkleić się od rzeczywistości
Oczywiście działa tu, opisany przez Roberta Cialdiniego efekt autorytetu. Kiedy osoba postrzegana przez ludzi jako bardzo ważna i niezdolna do omyłki robi coś szokującego, nie wiedzą, jak się zachować i co myśleć, więc po prostu nie robią nic. Poza tym zakładają, że ideał nie może przecież zrobić niczego złego, a już na pewno nie byłby tak głupi, żeby zrobić to na oczach kamer (to kolejny argument mający dowieść, że nic złego się nie stało).
Nie biorą zupełnie pod uwagę, że osoby czczone i wielbione przez całe życie, jak Dalajlama, z czasem mogą kompletnie odkleić się od rzeczywistości. Poza tym są tak przyzwyczajone do powszechnego przytakiwania, że do głowy im nie przyjdzie, że ktoś mógłby wyrazić niezadowolenie.
Obrońcy Dalajlamy mówią też, że afera jest sprawką Chin, które korzystają na całej sytuacji, ale wrzucam ten argument między bajki, bo owszem, korzystają, ale przecież to nie Chiny kazały Dalajlamie tak się zachować.
Kolejna pieśń jest znana i śpiewana od dawna. To ballada o ludziach, których zasługi są tak wielkie, że przykrywają inne potencjalne świństwa i grzeszki i znamy ją dobrze, choćby z historii o Janie Pawle II, obrońcy pedofilów w sutannach.
Jedyny argumentem na rzecz Dalajlamy, który mogłabym uznać, jest ten o starości i niepoczytalności, ale i w takim wypadku, nie należałoby dopuszczać do jego wystąpień publicznych i spotkań z dziećmi.
Dalajlama nie może tak "żartować"
Generalnie od dawna uważam zresztą, że starszych mężczyzn, którzy wykazują niezdrowe lub dziwne zainteresowanie kontaktami fizycznymi z dziećmi powinno się zacząć obserwować pod kątem pedofilii - nie wierzę w takich sprawach w przypadki, odosobnione incydenty i jestem bardzo podejrzliwa.
Sprawa jest moim zdaniem prosta: nikomu nie wolno "żartować" w ten sposób z dziećmi, to kompletnie nie na miejscu. Nie ma w tym cienia "kulturowości", chyba że z powodów kulturowych zaczniemy też tolerować mężczyzn, którzy na przykład żenią się z 12-latkami - w końcu w ich stronach to dopuszczalne, prawda?
Jeśli mamy swoje zasady, to po to, żeby je szanować, a nie usłużnie wyciągać kajecik z absurdalnymi tłumaczeniami tylko dlatego, że źle zachował się człowiek, którego wszyscy chcemy cenić i szanować, laureat pokojowego Nobla.
Z autorytetów zresztą moim zdaniem w ogóle najlepiej raz na zawsze zrezygnować i rozsądnie przyznać, że nie istnieją. Ludzie zawsze są tylko ludźmi, mają swoje mocne i słabe strony i trzeba im patrzeć na ręce, a im wyższą funkcję pełnią, im więcej mają kasy i władzy, także duchowej, tym kontrola powinna być większa i uważniejsza.