
Śmierć kardynała Józefa Glempa, który stał na czele polskiego Kościoła w przełomowym okresie naszej dwudziestowiecznej historii, można odczytywać jako symboliczny wyraz zmierzchu pewnej generacji. – Odchodzi pokolenie świadków najważniejszych wydarzeń – mówi Paweł Lisicki.
Krytykowano go za słowo pasterskie z grudnia 1981 roku, gdzie zamiast zachęty do walki i oporu mówił o rozwadze i potrzebie zachowania sił na budowanie wolnej Polski w przyszłości. (...) Potrafił też dostrzec szansę, jaką dawała historia i w sumie dość umiejętnie odczytywać znaki czasów: zgodził się na patronat Kościoła nad rozmowami Okrągłego Stołu i sekundował rodzącej się demokracji. CZYTAJ WIĘCEJ
W podobnym duchu o Józefie Glempie piszą zagraniczne media, przypominając, że "kierował polskim Kościołem w najtrudniejszych czasach". Choć pamięć o tym okresie nie umiera wraz z ludźmi, którzy odchodzą, niewątpliwym faktem jest, że oto na naszych oczach zmarł kolejny uczestnik przełomowych momentów historii sprzed ponad 30 lat. – Odchodzi pokolenie świadków najważniejszych wydarzeń – mówi w rozmowie z naTemat Paweł Lisicki, stawiając Glempa obok postaci Jana Pawła II. – Z całą pewnością ten proces ma przełożenie na dzisiejszą sferę publiczną. Znikają dawne autorytety, ale natura nie znosi próżni, więc zapewne z wolna pojawiają się nowe – ocenia redaktor naczelny “Do rzeczy”.
Niestety, pokolenie Polaków wychowanych po przełomie 1989 roku, niewiele wie o czasach “Solidarności”. – O ile starsi pamiętają te czasy, o tyle młodzi zapewne nie tylko nie wiedzą nic o roli prymasa Glempa w latach osiemdziesiątych, ale nie mają nawet pojęcia, kim był – ocenia politolog, dr Rafał Chwedoruk. Jego zdaniem przepaść międzypokoleniowa będzie się tylko pogłębiać. Już dziś świadczy o niej chociażby rozkład wyborczych preferencji: osoby mniej więcej powyżej 50 roku życia są bardziej skłonne popierać PiS i SLD, często grające na nostalgicznych nutach, podczas gdy młodsi głosują na PO.
Odchodzi pokolenie świadków najważniejszych wydarzeń.
Dr Radosław Markowski uważa, że utrwalenie świadectwa ludzi z pokolenia Tadeusza Mazowieckiego, ale i Wojciecha Jaruzelskiego, jest niezmiernie ważne także ze względów politycznych: – Dziś wiele osób stara się dopasowywać historię tamtych czasów do własnych iluzji i konfabulacji. Choć wówczas byli w dalszym szeregu, dziś w sporze o historię grają pierwsze skrzypce, starając się przedstawiać ostatnie lata PRL-u jako absolutny totalitaryzm, a Okrągły Stół jako zdradę. Choć tamten system zasługuje na potępienie, nie dodawajmy mu tego, czego w nim nie było – mówi politolog.
To ostatnia generacja, która ma zagwarantowane miejsce w podręcznikach historii. Jeśli chodzi o młodszych, których aktywność przypadała głównie na czasy po 1989 roku, nie widzę wielu kandydatów.
Radosław Markowski podkreśla też, że prawicowa narracja o zdradzie przy Okrągłym Stole stoi w pewnej sprzeczności z przywiązaniem do Kościoła: – Tym, którzy dziś trzymają się sutanny, trzeba przypomnieć, jaka była rola kardynała Glempa w latach osiemdziesiątych – mówi politolog, mając na myśli jego zasługi dla obecności przedstawicieli Kościoła przy Okrągłym Stole.
Widać więc wyraźnie, że choć najstarsze pokolenie aktywne w polskiej sferze publicznej ustąpiło już miejsca swoim następcom (od Kaczyńskiego, przez Tuska, po Palikota i Millera), to czasy PRL stale są ważnym punktem odniesienia dla polskiej polityki. – Świadczy o tym chociażby ostatnia dyskusja o rodzicach sędziego Tulei, a także wysunięta przez SLD inicjatywa uhonorowania Edwarda Gierka – zauważa Paweł Lisicki.

