Nie żyje Maria Kiszczak, żona Czesława Kiszczaka, długoletniego szefa MSWiA w okresie PRL oraz jednego ze współtwórców stanu wojennego. Miała 88 lat. O jej śmierci poinformowała córka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Informację o śmierci Marii Kiszczak w rozmowie z mediami potwierdziła córka kobiety. Maria Kiszczak urodziła się 20 sierpnia 1934 roku we wsi Kozy pod Bielsko-Białą. Jej matka była gospodynią domową, ojciec był damskim krawcem.
W wywiadzie rzece "Kiszczakowa. Tajemnice generałowej" Kamila Szewczyka, mówiła, że przyszłego męża poznała przypadkiem, w pociągu. Wzięli ślub cywilny. Mieli córkę Ewę.
Co ciekawe, w domu Marii Kiszczak w 2016 roku odkryto łącznie 50 kg oryginalnych akt z okresu PRL. Zbiór dokumentów Kiszczaka to prawie trzy metry bieżące papierów. Zgromadzono je w sumie w 23 pudełkach.
Wśród nich znajdowała się korespondencja, którą peerelowski dygnitarz prowadził także z Adamem Michnikiem i Wojciechem Jaruzelskim. Generał zbierał artykuły na temat przywódcy "Solidarności", a potem prezydenta RP. Zakreślał flamastrem interesujące go fragmenty wywiadów z Wałęsą.
W domu Kiszczaków było mnóstwo dokumentów z PRL
IPN informował wówczas też, że w zabezpieczonych w domu Kiszczaków dokumentach jest odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy podpisane: Lech Wałęsa "Bolek". Sam Wałęsa temu zaprzeczał. Jego zdaniem materiały były spreparowane, a podpisy na dokumentach sfałszowane.
– Nie boję się sądu ani Wałęsy i mówię w całej sprawie prawdę. A teczki zaniosłam do IPN, bo obawiałam się o swoje życie! – mówiła w 2018 roku Maria Kiszczak w rozmowie z "Super Expressem" o tzw. teczkach Bolka. Były prezydent groził jej wówczas sądem i wzywał do ujawnienia prawdy.
Także w 2018 roku dziennikarze "Rzeczpospolitej" i Polskiego Radia odnaleźli w amerykańskim Hoover Institute w Stanford nieznane dokumenty i notatki należące do Czesława Kiszczaka. Wśród nich był list generała do Lecha Wałęsy.
– W liście pisze, że stara się lojalnie szanować agenturę, wspomina, że jej ujawnianie w kraju jest niepotrzebne. Jednocześnie jest zaniepokojony pojawieniem się tzw. listy Antoniego Macierewicza – wyjaśniał wtedy dziennikarz "Rzeczpospolitej" Piotr Litka.
– List pojawia się w momencie, gdy na dużą skalę w archiwum Urzędu Ochrony Państwa są wyszukiwane i niszczone masowo wszelkie dokumenty dotyczące agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy – dodał.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.